jr3 jr3
1086
BLOG

Porozumienie Piłsudski-Hitler, czyli tryumf polityki rozsądku

jr3 jr3 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

Niejeden czytelnik mógł oburzyć się na określenie „porozumienie Piłsudski-Hitler” w tytule tego wpisu.  Pierwsza reakcja jest łatwa do wyobrażenia: cóż to za kalumnie rzucane na Marszałka? Jak w ogóle można mówić o porozumieniu z III Rzeszą jako wyrazie rozsądku? Czyż wyrazem rozsądku nie był sojusz z nieubabraną w zbrodnie Francją? Tymczasem wystarczy chwila zastanowienia, by rozwiać wątpliwości co do słuszności takiego tytułu.

Zacznijmy od pierwszego pytania: cóż to za kalumnie? Czy Marszałek rzeczywiście pałał niechęcią do nazistów? Czy faktycznie był przeciwnikiem ocieplenia stosunków polsko-niemieckich? Nie, relacje jego niemieckich rozmówców, a także zapiski jednego z jego współpracowników, wskazują na coś wręcz przeciwnego. Piłsudski bardzo pozytywnie oceniał Führera – podobnie jak spora część naszych ówczesnych dyplomatów uważał, że Hitler to miła odmiana po rządach niemieckich konserwatystów i nacjonalistów, którzy Polski jawnie i gorąco nienawidzili.  W połowie 1933 roku w letniej rezydencji w Pikieliszkach, Marszałek powiedział polskiemu posłowi w Berlinie, Alfredowi Wysockiemu, że cieszy go, że „Hitler usunął od współdziałania politycznego tych, których my uważamy za największych naszych wrogów” .  Jednocześnie wyraził nadzieję, że „tym zamierzonym przez Hitlera polepszeniu stosunków z Polską nie przeszkodzą mu – Junkrzy i Nacjonaliści.”[1]

Piłsudski z pewnością chciał dobrze żyć z Niemcami – na dodatek bardzo prawdopodobne, że rozważał możliwość sprzymierzenia się z nimi przeciw wschodniemu sąsiadowi. Wiemy to z relacji Hermanna Rauschninga, prezydenta Senatu Wolnego Miasta Gdańska, który jako zaufany człowiek Hitlera miał w jego imieniu zbadać nastawienie polskiego przywódcy do Niemiec. 11 grudnia 1933 roku Rauschning spotkał się z Marszałkiem. 18 lat później Rauschning wspomina, że „[w] rozmowie tej wywody marszałka wskazywały, że uważa on wojnę z ZSRR [tak w oryginale – jr] za nieuniknioną, zarówno konflikt Polski z Rosją, jak i Niemiec z Rosją. Była to wyraźna aluzja do sojuszu wojskowego i ewentualnej wspólnej akcji, które stwarzały zupełnie nową sytuację dla załatwienia właściwych spraw spornych polsko-niemieckich, przede wszystkim granicznych.”[2]

Teraz czas na drugie pytanie: czy dokładnie 79 lat temu powinniśmy byli podpisywać deklarację o niestosowaniu przemocy z Niemcami, zwaną potocznie paktem o nieagresji?  Czy nasz francuski sojusznik nie zniechęcał Szkopów do wojny z nami?  Niestety nie – wręcz przeciwnie, Francuzi bez przerwy dawali do zrozumienia, że jeśli Niemcy zażądają zwrotu niektórych zachodnich ziem Polski, to oni nie będą mieli nic przeciwko. Pod warunkiem, że w razie takiego sporu Paryż wystąpi w roli mediatora. I tak np. w styczniu 1933 roku paryska „Republique” wypowiedziała się za zwrotem Pomorza Niemcom, natomiast 20 stycznia tego roku wicepremier Edouard Herriot, również na łamach tej gazety, stwierdził konieczność szybkiego rozwiązania problemu pomorskiego. [3]O jakim rozwiązaniu mówił Herriot, Polacy dowiedzieli się już trzy miesiące później, kiedy radca ambasady polskiej Anatol Mühlstein poinformował ministra Becka, że [w] rozmowach poufnych nie taił [Paul-Boncour– francuski minister spraw zagranicznych – przyp. jr] swego przekonania o konieczności wszczęcia rozmów na temat rewizji granicy polskiej. „Qu’est-ce vous voulez?Il faudra bien y arriver un jour.C’est le fond de ma pensee”. Mój informator, któremu bezwzględnie wierzę, twierdził, że bardzo się dziwił tej transformacji Boncoura, który dawniej mówił “qu’il etait le soldat de la Pologne”, a teraz okazał się rewizjonistą. [4]

Dlaczego żabojady tak postępowały? Bo jeszcze nie ochłonęły po tragedii milionów rodzin, które ucierpiały na I wojnie światowej i za wszelką cenę chciały uniknąć powtórki. Francuzi wierzyli, że jeśli zaspokoją roszczenia Niemców na Wschodzie, to ci przestaną myśleć o wojnie na Zachodzie.  

Mieliśmy więc wybór: albo Francuzi „rozwiążą” nasz problem chłodnych relacji z Niemcami, czyli po prostu podarują im Gdańsk, Pomorze oraz kawałek Górnego Śląska albo pokażemy Paryżowi, że sami decydujemy o swoich sprawach i nie potrzebujemy takich „mediatorów”.

Deklaracja o niestosowaniu przemocy była nie tylko paktem o nieagresji, ale również podstawą dla przyszłych ciepłych stosunków między Polską a Niemcami. Obie strony chciały zbudować płaszczyznę dwustronnych relacji, bez mediatorów, bez mocarstw, które na regionalnych konfliktach próbowały rozgrywać swoje interesy. Najprościej rzecz ujmując,  26 stycznia 1934 roku Polska potrzebowała Niemiec, żeby wybić Francji z głowy rewizjonistyczne pomysły, a Niemcy potrzebowały Polski jako okna na świat. Z biegiem czasu przyszły wymierne korzyści płynące z porozumienia:  Niemcy wspierały polskie stanowisko w sporach z Francją i Wielką Brytanią, a Polska przymykała oko na niemieckie zbrojenia. Zaś dawne aluzyjne rozmowy (jak ta Rauschninga z Piłsudskim) powtarzały się coraz częściej…

Czy można więc dziwić się Marszałkowi, że przyklepał pomysł porozumienia z Niemcami?  W trakcie negocjacji nad projektem deklaracji powiedział on niemieckiemu ambasadorowi, że „1000-letnia nienawiść narodu polskiego do Niemiec spowoduje wielkie trudności w realizacji polityki przyjaznych stosunków pomiędzy obu krajami. Dlatego też polityka ta opierać się będzie nie na sentymentach, lecz na rozsądku”.[5]



[1] dziennik Wysockiego, t. II, s.339 i nn.

[2] Rauschning opowiadał o tym spotkaniu dwa razy: w 1939 roku, w książce „Rewolucja nihilzmu” oraz w 1951 roku

[3] H.Roos, Polen und Europa. Studien zur polnischen Aussenpolitik 1931-1939, Tubingen 1957, s.57

[4] Documents on German Foreign Policy,Series C, t. I, London 1957, dok.18, przyp. na stronie 41

[5] DGFP,C, II, dok. 87 i dok. 90, dok.34; Józef Beck, Final Report, s.28n

jr3
O mnie jr3

Fanatyk religijny, oszołom polityczny, smarkaty konserwatysta ;)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura