Patryk Gorgol Patryk Gorgol
1591
BLOG

Posmoleńskie rozczarowanie - niski poziom debaty publicznej

Patryk Gorgol Patryk Gorgol Polityka Obserwuj notkę 21

Minęło trochę ponad 6 miesięcy od katastrofy polskiego Tu-154 pod Smoleńskiem.  Rozumiem mnóstwo kontrowersji, emocje, a nawet polityczne kłótnie związane z tą narodową tragedią, ale nigdy nie będę w stanie pojąć insynuacji, nienawiści, a przede wszystkim - żenująco niskiego poziomu debaty publicznej.

Szumy ważniejsze od możliwego braku BOR-owców na lotnisku
Przykład pierwszy z brzegu. Reporterzy RMF FM dotarli do informacji, które przeczą oficjalnemu stanowisku Biura Ochrony Rządu - na lotnisku miało rzekomo nie być żadnych funkcjonariuszy BOR. To jest rzeczywiście oburzające, bo oni tam mieli obowiązek być, niezależnie od tego, czy prezydent leciał na oficjalną państwową wizytę, prywatną podróż, czy na grzyby. Zaniedbanie to nie było oczywiście przyczyną upadku samolotu (spadłby przecież niezależnie od obecności BOR-owców), ale pokazuje niekompetencję oraz uniemożliwiło brak błyskawicznej reakcji po katastrofie. Jeżeli okazałoby się to prawdą (a tego nie przesądzam), dymisja generała Janickiego to konieczność, nawet jeżeli nie ponosił za to osobistej odpowiedzialności.

Zamiast zajmować się wspomnianą, według mnie ważną, kwestią, nasze media i politycy bardziej przejmują się tym, że polski minister sprawiedliwości odsłuchał trochę szumów, z których nic nie wynika. Do wyjaśnienia pozostanie, czy miał do tego prawo, czy był to materiał z prowadzonego postępowania, czy materiał poglądowy (itd), ale zadajmy sobie pytanie -  ma to jakikolwiek wpływ na śledztwo? Nie. Jak w takiej sytuacji można nawoływać do dymisji Kwiatkowskiego, a Janickiego zostawić w spokoju? Czy fakt, że minister odsłuchał trochę szumów jest naprawdę ważniejszy niż to, że na lotnisku mogło nie być BOR-owców, bo tak - według dziennikarzy RMF FM - zeznali inni funkcjonariusze w warunkach odpowiedzialności prawnej za własne słowa?

Mniej polityków, więcej ekspertów? Utopia.
Kolejnym absurdem jest oburzanie się na długość trwania badania i śledztwa w tej sprawie. Od katastrofy minęło 6 miesięcy, a postępowania w sprawach o co prawda mniejszej randze, ale teoretycznie łatwiejszych, trwają od kilkunastu miesięcy do nawet kilku lat. Chcemy mieć sprawę zbadaną szybko, czy dobrze? Można krytykować zarówno polską prokuraturę, jak i MAK za złą współpracę z mediami i brak pełnej przejrzystości. Ponadto, zdecydowanie za wiele spekulacji, nie jest "gaszonych" od razu - np. plotka o tym, że autor filmiku spod Smoleńska został zastrzelony, co okazało się kompletną bzdurą, czy informacja medialna (mój faworyt do dziennikarskiej Hieny Roku), że niby któraś z ofiar dodzwoniła się swojej rodziny już po upadku samolotu i nadawała dramatyczną relację... W naszej rzeczywistości nawet takie absurdy przydałoby się zdementować.

Do mediów powinno się zapraszać nie polityków, lecz ekspertów od prawa, zwłaszcza międzynarodowego. Uniknęlibyśmy wtedy wielu głupich wypowiedzi, a uzyskalibyśmy odpowiedzi na nurtujące  pytania. Nikt nie oburzałby się z tego powodu, że to Rosjanie prowadzą śledztwo i nie powstałby argument o rozbijającym się "Air Force One". Po pierwsze, amerykański prezydent nigdy nie lądowałby nie tylko na takim lotnisku, ale również w takich warunkach atmosferycznych, a po drugie, nie przypominam sobie sytuacji międzynarodowej, w której - pomimo nacisków - Rosjanie oddaliby jakiekolwiek śledztwo, pamiętam za to mnóstwo, w których pokazywali światu figę z makiem. Pamiętać też powinno się, że pozycja międzynarodowa Stanów Zjednoczonych, a Polski, to inny wszechświat.

Każdy znający prawo międzynarodowe publiczne wyjaśniłby nam też, że Tu-154, w myśl Konwencji Chicagowskiej (artykuł 3) nie miał prawa być traktowany jako statek cywilny (taką tezę głosi minister spraw wewnętrznych - Jerzy Miller). To był statek państwowy i stosowanie tej konwencji automatycznie byłoby niezrozumiałe z punktu widzenia prawa. W tym przypadku doszło do szybkiego polsko-rosyjskiego porozumienia. Tłumaczyłem to, jak i dużo różnych rzeczy, w artykule "Wypadek w Smoleńsku - zdrowego rozsądku ubywa". Tutaj dopiero można byłoby rozpocząć dyskusje - jaka alternatywa, co można było innego zrobić, czy stosowanie Konwencji Chicagowskiej w tej sytuacji było dla nas korzystne? Niestety, naszych elit chyba nie stać na taką rozmowę - lepiej się babrać w błocie i z jednej strony, nie tłumaczyć stanu prawnego, a z drugiej, bredzić o możliwości przejęcia śledztwa. Powiedzmy sobie także szczerze - ludzi takie rzeczowe dyskusje nie interesują, bo są mniej przyswajalne niż kolejna polityczna awantura.

Zamach? W sensie wymach
W filmie "Killerów-2" komisarz Ryba przesłuchuje Jerzego Killera. Podejrzewa, że za zamachem na prezydenta stoi główny bohater filmu.
- Wziąłem zamach...
- O, dobrze, że nazywasz rzeczy po imieniu Jurek, a więc jednak to był zamach.
- Ale nie to nie był zamach w sensie zamach, tylko zamach w sensie wymach, serwis, ręką.

To komedia, ale pokazuje polską rzeczywistość po 10.04. Każde słowo, zachowanie, wypowiedź rosyjskiego dysydenta ma być dowodem na zamach, filmik, na którym nic nie ma, dowodem na rozstrzeliwanie. Poseł Macierewicz już na pierwszej konferencji prasowej powiedział, że tragedia smoleńska była zbrodnią, a jak wiemy z polskiego Kodeksu Karnego - zbrodnię popełnić można tylko umyślnie (sprawę omawiałem w osobnym tekście). Gdy Jarosław Kaczyński wytłumaczył, że chodziło o "zbrodnię w sensie potocznym" to z tego zrobiła się już prawdziwa komedia, której nie wymyśliłby już sam Juliusz Machulski. Koncepcję "zamachu" omawiałem już w linkowanym wcześniej tekście, więc nie będę się powtarzał, ale generalnie nie ma na to żadnych dowodów, a Rosjanie nie mieli w tym nie tylko motywu, ale przede wszystkim, interesu.

Nie znaczy to oczywiście, że nie należy Rosjanom patrzeć na ręce. Zaufanie i kontrola - jak w dobrym małżeństwie. Oczywiście, że Rosjanom będzie zależało na tym, by wieża była jak najmniej winna, ale z krytykowaniem wstrzymajmy się, bo tak nakazuje przyzwoitość. Dlaczego?

Nie mamy raportu MAK-u i bez sensu jest komentowanie badania rosyjskiego, dopóki nie poznamy jego wyników. To tak, jakbyśmy komentowali wynik meczu, przed jego rozpoczęciem. Poza tym - po to Polska prowadzi własne śledztwo, by przejąc materiały od Rosjan i samodzielnie ocenić przyczyny katastrofy. Będziemy dysponować tymi samymi dowodami, co Rosjanie. Nasza ocena nie musi być identyczna. Główne dowody to nagrania z czarnych skrzynek, przy których otwarciu komisyjnie przebywał polski przedstawiciel, Edmund Klich. Przepisy są tak skonstruowane, by wszelkich podejrzeń o manipulację i nikomu, w przypadku czarnych skrzynek, to się jeszcze nie udało. Wiele również powinny wyjaśnić rozmowy polskich pilotów z wieżą, ale również to, czego domagają się Polacy, czyli rozmowy kontrolerów z "centralą". Klich był obecny przy badaniu katastrofy, miał dostęp do materiału dowodowego, a sami Polacy mogą zgłaszać zastrzeżenia do rosyjskiego raportu.

Te wszystkie czynności muszą trwać i zarzucanie złej woli Polakom czy Rosjanom jest w tym przypadku nikczemnością. Jak można oskarżyć polską prokuraturę o to, że nie stara się wyjaśnić przyczyn katastrofy? Bez dowodów? Przynajmniej przed końcem postępowania? Może warto uwierzyć we własne państwo, jego organy i obywateli, bo wypadek Tupolewa był tragedią dla wszystkich Polaków.

Napisz do mnie wiadomość GG: 1131180 Więcej artykułów na stronie autora - www.patrykgorgol.pl "Kącik Dyplomatyczny" na Facebooku! Na twitterze: @PatrykGorgol

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka