Kacpro Kacpro
937
BLOG

"Smoleńsk: Akt drugi, bolesny / Wyjaśnienie katastrofy"

Kacpro Kacpro Polityka Obserwuj notkę 0

 

"Za napisanie tej książki grozi, nam do dwuch lat więzienia - prokuratorzy twierdzą, że ujawniamy w niej tajne informacje." /  Myślę, że w książce "SMOLEŃSK. ZAPIS ŚMIERCI" są fragmenty które, gdyby się potwierdziły, "wywróciły by" prace "Raporu Millera" i "Zespołu Macierewicza", "do góry nogami. Czy sama książka jest rzetelnym przedstawieniem faktów, czy też, jak to niektórzy nazywają, szarym PR-em - pomięszaniem faktów z dezinformacją?

Ocenę pozostawiam czytelnikom ksiażki, zwracając jednocześnie uwagę, na zwracanie uwagi na szczegóły. Biorąc pod uwagę to, kto napisał książkę i ewentualnie, z jakich materiałów korzystał,  naprawdę warto zastanowić się jak, o której godzinie i tak naprawdę, w którym miejscu na lotnisku w Smoleńsku, doszło do katastrofy tupolewa.

Skutki "nieudowodnionej katastrofy w Smoleńsku"

str. 62. Warszawa: "Zalewski, który tak bardzo wzbraniał się przed dzwonieniem do Klicha, w końcu musiał się z nim połączyć. Była 9.25.

- Panie ministrze, chciałem pana poinformować o katastrofienaszego wojskowego statku powietrznego. TU sto pięćdziesiąt cztery, który ...

- Tak, pośpieszył go Klich.

- ... prawdopodobnie rozbił się przed podejściem do lądowania na lotnisku Smoleńsk ... 

- Zapalił się czy nie? - spytał minister.

Wyglądało na to, że (minister) musiał już z kimś wcześniej rozmawiać na ten temat. 

- Z informacji otrzymanych od załogi Jaka wynika, że samolot się rozbił i nie doszło do zapalenia statku powietrznego."  -   poinformował ministra wojskowy. O kompletnej defragmentacji tupolewa "na cząstki", nawet nie wspomniał. Później MSZ informował o wyciąganiu ofiar z wnętrza (pokładu) samolotu, którego to wnętrza, JUŻ NIE BYŁO! - "SAMOLOT SIĘ ROZLECIAŁ W MAK". ... lub może, tak nam tylko powiedziano.

<> 

O godzinie 9:34 MSZ podaje (16 min 50 sek. nagrania Youtube): Samolot spadł, rozbił się, akcja gaszenia pożaru została zakończona , natomiast w tej chwili ekipy przystępiły do próby wydobycia pasażerów z pokładu samolotu / ... i w tym momencie redaktor szybko przerywa Piotrowi Paszkowskiemu jakby chciał zmienić temat. (???)

Na powyższym Youtube, warto przeanalizować rozmowy Centrum Operacyjnego MSZ z ministrem Sikorskim. Na samym początku minister pyta: / godz. 8.52 / Czołem, Sikorski. .. Co wiemy o tym wypadku w Smoleńsku? >> Odpowiedzią jest chwila głuchej ciszy i odpowiedź ... "Jeszcze nic nie wiemy Panie ministrze" 

Komentarz: Operator, zamiast zapytać; "Jaki wypadek Panie Ministrze, co się stało?", zapeszył się i odpowiedział, że jescze nic nie wiemy, a to znaczy, że wiedział o jaki wypadek chodzi. Powyższa rozmowa dowodzi, że "Warszawa" wiedziała o katastrofie dużo wcześniej. 

1. Czas: str. 8. "Jak-40 wylądował na Sewiernym czterdzieści minut wcześńiej, o 7.22. 

Łatwo obliczyć, po dodaniu do 7.22 czterdzieści minut, że do katastrofy doszło nie o 8.56, tylko około godziny >>> 8.02, czyli prawie godzinę wcześniej! >>> Trzeba wiedzieć; w Rosji przed 10.04.10 zrobiono "reformę stref czasowych", stąd możliwość przekłamań w ustalaniu faktycznego czasu katastrofy. A czas ma tu znaczenie podstawowe! / W dniu katastrofy różnica w czasie między Polską i Smoleńskiem mogła wynosić nie 2, a 3 godziny. Jeśli nie wzięto tego pod uwagę, to "Smoleńsk" miał 2 + 1 godzinę dodatkowego "zapasu".

 

Pkt.4.) Właściwy zamach / Strzały na miejscu katastrofy - "Akt drugi / bolesny tragi-komedii":

Gdyby przyjąć, ze wersja plotki, krążącej po Warszawie tuż po katastrofie jest prawidłowa i prawdziwa, to samolot z Prezydentem "wylądował awaryjnie", tak jak na symulacji pokazanej przez TVN24 z 10.04.10.

Gdy samolot już spadł, do akcji mogli wejść "aktorzy drugiego aktu / faktycznego zamachu". - Tak wersję zdarzeń, też trzeba brać pod uwagę. - To może być bardziej realne, niż myślimy." - Policjanci rosyjscy, którzy jako pierwsi zbliżyli się do miejsca katastrofy słyszeli strzały / Youtube niżej.

Michalkiewicz o Smoleńsku ( 2010 r ),  cz.2 - Taktowna mgła

http://kacpro.salon24.pl/537378,pkt-4-strzaly-na-miejscu-katastrofy-akt-drugi-bolesny

 

Uploaded on Apr 10, 2010   http://www.youtube.com/watch?v=DDGwFArKhbU  Samolot TU 154 M z prezydentem Kaczyńskim, jego małżonką, szefem IPN rozbił się 10 kwietnia 2010 r. około godz. 9.00 w okolicy Smoleńska. Nikt nie przeżył. Zobacz jak doszło do katastrofy. Źródło TVN24.

 

str. 242-243 "Lądowanie Jaka-40: "Wosztyl. ... Był skoncentrowany na karcie podejścia, która mówiła wyraźnie, że decyzję o tym, czy lądować, czy odejść na drugi krąg, trzeba podjąć na wysokości 100 m. Tego się trzymał: od stu metrów lot poziomy i ani metra niżej.

Miał jednak problem z GPS-em, który wyprowadzał mu samolot na lewo. Gdyby postępował zgodnie z jego wskazaniami, to zamiast trafić w pas startowy, lądowałby na trawie. Radiolatarnia z kolei kierowała go na prawo. Wosztyl postanowił więc lecieć wypadkową. Trochę na ślepo, bo widoczność była już marna. Dopiero światła APM-ów, reflektorów na cięarówkach rozstawionych po obu stronach pasa, pozwoliły mu się zorientować, gdzie tak naprawdę jest. ŻEBY TRAFIĆ W ICH BRAMKĘ, MUSIAŁ PORZĄDNIE SKORYGOWAĆ LOT W PRAWO. 

( Podobno, lotniska wojskowe, zwłaszcza u Sowietów,  mają zakłócanie systemu GPS, aby pociski manewrujące nie mogły trafiać dokładnie w instalacje. )

str.243. Polscy piloci (Jaka) mieli sporo szczęścia, bo lecieli zdecydowanie za wysoko. Przyzielili dopiero kilkaset metrów za progiem. Gdyby samolot był cięższy, tak jak np. tupolew, mógłby nie wychamować przed końcem drogi. ...

Po zaparkowaniu polskiego Jakatechnik chorąży Remigiusz Muś wyszedł na płytę lotniska. Nagle kilkadziesiąt metrów obok niego świsnęła potęzna maszyna. To by rosyjski IŁ-76. Leciał już bardzo nisko, trzy-cztery metry nad ziemią, ale w ostatniej chwili poderwał się w górę. (str.247) IŁ tym razem leciał już całkiem obok pasa. Jakieś 200 m. I znów był nisko.

<>

Rekonstrukcja National Geograpchic" / "ŚMIERĆ PREZYDENTA"

 

Zanim powstał "Raport Millera" o przyczynach, jak dotąd "nieudowodnionej katastrofy Smoleńskiej", wydana została (03.2011) ksiażka, "fabularyzowana rekonstrukcja największej polskiej tragedii po II Wojnie Światowej" , pt.:

"Smoleńsk. Zapis śmierci".

Na początku, zgodnie z wpisem w książce przedstawię autorów: 
 

Michał Krzymowski:  Dziennikarz i komentator polityczny. / ... / Specjalizuje się w zdobywaniu zakulisowych informacji ze szczytów władzy.

Marcin Dzierżanowski:  Dziennikarz "National Geograpchic". Kilkadziesiąt godzin przed śmiercią Maria Kaczyńska udzieliła mu swego ostatniego wywiadu. W całości, po raz pierwszy publikowanego w książce "Smoleńsk. Zapis śmierci" / Dodać należy, że "National Geograpchic jest producentem filmu: "Katastrofa w przestwotrzach / Śmierć Prezydenta", o katastrofie smoleńskiej.

Autorzy podali krótką historię powstania książki:"Za napisanie tej książki grozi, nam do dwuch lat więzienia - prokuratorzy twierdzą, że ujawniamy w niej tajne informacje. - To paradoks, bo śledztwo zostało wszczęte, jeszcze zanim "Smoleńsk. Zapis śmierci" trafił do księgarń." ... i dodają: "Prokuratorzy mają rację. Rzeczywiście dotarliśmy do 57 tomów akt śledztwa i dokładnie je przestudiowaliśmy." / Książka miała powstać na podstawie tych akt, i rozmów z kilkudziesięcioma świadkami katastrofy, rodzinami ofiar. Jako źródło autorzy podają też artykuły prasowe. - Ogólnie książka napisana ciekawie. Co jednak najciekawsze, gdyby część informacji w niej zawartych potwierdziła się, mogłoby to obalić i przewrócić do góry nogami nie tylko "Raport Millera", ale też pracę Zespołu Parlamentarnego Antoniego Macierewicza". 

Ksiżka "Smoleńsk. Zapis śmierci" powstała w marcu 2011 r., a więc przed ogłoszeniem "Raportu Millera" i na długo przed powstaniem "Parlamentarnego Zespołu Antoniego Macierewicza". Jak każda książka "jest do czytania", ale jednocześnie przenosi informacje, które "kodują się" w głowie czytelnika. - Myślę, że takie właśnie było jej główne zadanie. Autorzy książki powołują się na dostęp 57 tomów akt śledztwa, dotyczącego katastrofy smoleńskiej i grożącej im karze za ujawnianie "tajnych informacji". Czyni to treść książki swoistymi "zeznaniami świadków", przeciekiem krążącym w jakby drugim obiegu, ... i co ciekawe. Dużo informacji pokrywa się z informacjami zawartymi w "Raporcie Millera".

Myślę, że w książce są fragmenty, które, gdyby się potwierdziły, moim zdaniem, "wywróciły by" prace "Raporu Millera" i "Zespołu Macierewicza", "do góry nogami. Dotyczą one czasu , miejsca i skutków "nieudowodnionej katastrofy w Smoleńsku". 

 

"Smoleńsk. Zapis śmierci" 

Ksiażka Michała Krzymowskiego i Marcina Dzierżanowskiego

<>

FRAGMENTY KSIĄŻKI "SMOLEŃSK. ZAPIS ŚMIERCI"

str. 7. Smoleńsk / 10.04.10 (Ambasador): "Bahr i Wierzchołowski stali ... jakieś 200 metrów od pasa startowego. Mgła była tak gęsta, że ledwo wyławiali z niej sylwetki agentów Federalnej Służby Ochrony., którzy kilkadziesiąt kroków dalej właśnie ładowali się do swoich samochodów. Obaj wsiedli do nagrzanego ambasadorskiego BMW 750. Gaz do dechy.

- Coś się stało? - Wrzasnął Bahr.

- Tupolew przejechał pas - odpowiedział mu jakiś Rosjanin.

str.9. lotnisko Sewiernyj / Katastrofa:"Skoro przejechał pas, to znaczy że jest na brzuchu. Trzeba jak najszybciej wyciągnąć stamtąd ludzi", pomyślał Kwaśniewski i wszedł w głąb lasu.

- Nie, NIE! To tam, - zawrócił go jakiś Rosjanin. Co dziwne, wskazał miejsce, które nie było w lini pasa startowego."

str. 46. Katyń / Jak-40 "Sasin szedł jak zachipnotyzowany. Z zamyślenia wyrwał go nieznajomy starszy mężczyzna - dopadł go w bramie Memoriału. ...  

- Panie ministrze, panie ministrze - dyszał. - To prawda, że Ruscy zestrzelili prezydenta?

Po mszy w Katyniu Sasin, Adam Kwiatkowski i pięciu dziennikarzy, wrócili do Smoleńska. Wsiedli do samolotu i czekali na powrót do kraju. Milczeli, kilka rzędów dalej siedziała stewardesa, była kompletnie rozbita. Piloci trzymali się niewiele lepiej. opowiadali, że tupolew leciał obok pasa. Gdyby przeleciał kilkaset metrów dalej, prawdopodobnie rozbiłby się obok ich Jaka. Albo nawet by w niego trafił. Wyglądali na zestresowanych, chcieli jak najszybciej wystartować."

str. 8. Smoleńsk / Lotnisko: "Jak-40 wylądował na Sewiernym czterdzieści minut wcześńiej, o 7.22. Gdy silniki tupolewa zamilkły, porucznik Artur Wosztyl, porucznik Rafał Kowaleczko i chorąży Remigiusz Muś, z załogi Jaka, siedzieli w kokpicie. W przeciwieństwie do Bahra i Wierzchołowskiego, słyszeli nie tylko ryk silnika, ale też trzy wybuchy, huk i trzask łamiących się drzew. ... - Chyba się rozbili - powiedział Wosztyl. ... Po chwili cała trójka - Wosztyl, Kowaleczko i Muś - była na zewnątrz. W ich stronę szedł mężczyzna w rosyjskim mundurze."

str. 62. Warszawa: "Zalewski, który tak bardzo wzbraniał się przed dzwonieniem do Klicha, w końcu musiał się z nim połączyć. Była 9.25.

- Panie ministrze, chciałem pana poinformować o katastrofienaszego wojskowego statku powietrznego. TU sto pięćdziesiąt cztery, który ...

- Tak, pośpieszył go Klich.

- ... prawdopodobnie rozbił się przed podejściem do lądowania na lotnisku Smoleńsk ... 

- Zapalił się czy nie? - spytał minister. Wyglądało na to, że musiał już z kimś wcześniej rozmawiać na ten temat.

- Z informacji otrzymanych od załogi Jaka wynika, że samolot się rozbił i nie doszło do zapalenia statku powietrznego. ... BOR i jego służby nie mogą tego na razie potwierdzić. Oni otrzymali informacje od policji rosyjskiej."

str. 63 "Centrum Ochrony Rządu, godzina 9.38. 

- Haklo - telefon odebrał dyżurny Tuszyński.

- Kąkolewski raz jeszcze - dyszał głos w słuchawce - Jestem już na miejscu. Sytuacja jest krytyczna. To nie wygląda na awaryjne lądowanie. Samolot jest roztrzaskany. Wygląda, że nikt nie przeżył."

STR. 28 / KACZYŃSKI WSTAWAŁ TEGO DNIA NA RATY

Po raz pierwszy obudził o szóstej. Ze snu wyrwał go telefon od Lecha, który był jeszcze w Pałacu Prezydenckim i szykował się do wyjazdu na Okęcie. ... Drugi telefon był o 8.20. Prezes PiS myślał, że tupolew już wylądował.

- Jesteś już? - spytał.

- Jeszcze nie. Dzwonię z telefonu satelitarnego. Rozmawiałem z lekarzem. Mama czuje się lepiej, więc nie musisz się spieszyć. Prześpij się jescze, bo się rozpadniesz ...- Nagle coś ich rozłączyło.

Jarosław Kaczyński nie był zdziwiony, bo aparat w tupolewie często zrywał połączenia. Nie posłuchał brata i poszedł się szykować. Kiedy się golił, aparat zadzwonił po raz trzeci. "Ocho, wylądowali" pomyślał. W słuchawce odezwał się jednak Radosław Sikorski. ... Na lotnisku w Smoleńsku doszło do tragicznego wypadku. Samolot z prezydentem się rozbił. Można wnioskować, że nikt nie przeżył - wycedził minister."

 

Jeśli przeanalizujemy powyższe cytaty, z książki "Smoleńsk. Zapis śmierci" Michała Krzymowskiego i Marcina Dzierżanowskiego, opierające się między innymi na prokuratorskich aktach śledztwa, musimy dojść do wniosku, że miejsce, czas, skutki - możliwe nawet że sam przedmiot dochodzenia nad którym pracowała "Komisja Millera" i pracuje "Zespół Macierewicza" dotyczą, lub mogą dotyczyć, innego samolotu niż ten, którym podróżowała polska delegacja, z Prezydentem Lechem Kaczyńskim , na czele.

1. Czas: str. 8. "Jak-40 wylądował na Sewiernym czterdzieści minut wcześńiej, o 7.22." / Łatwo obliczyć, po dodaniu do 7.22 czterdzieści minut, że do katastrofy doszło nie o 8.56, tylko około godziny >>> 8.02

2. Miejsce: str. 46. Katyń / Jak-40:"Piloci trzymali się niewiele lepiej. opowiadali, że tupolew leciał obok pasa. Gdyby przeleciał kilkaset metrów dalej, prawdopodobnie rozbiłby się obok ich Jaka. Albo nawet by w niego trafił." << Ten fragment wskazuje, że samolot doleciał do lotniska Sewiernyj i prawdopodobnie rozbił się w obrębie pasa startowego.

3. Samolot: str.9 lotnisko Sewiernyj / Katastrofa :"Skoro przejechał pas, to znaczy że jest na brzuchu. Trzeba jak najszybciej wyciągnąć stamtąd ludzi", pomyślał Kwaśniewski i wszedł w głąb lasu.- Nie, NIE! To tam, - zawrócił go jakiś Rosjanin. Co dziwne, wskazał miejsce, które nie było w lini pasa startowego."<<< Ten fragment wskazuje, że "Rosjanin" mógł odciągnąć ambasadora Bahra od faktycznego miejsca "awaryjnego lądowania" i "przekierować" w miejsce obok. 

Jeśli punkty 1,2,3 by się potwierdziły, to "Komisja Millera" i Macierewicz "studiują" inscenizację katastrofy w Smoleńsku, która tak naprawdę mogła być zamachem na polską delegację. Pytaniem pozostawałoby wtedy, co stało się we "właściwym miejscu katastrofy".

3. Skutki:   str. 62. Warszawa: "Zalewski, który tak bardzo wzbraniał się przed dzwonieniem do Klicha, w końcu musiał się z nim połączyć. Była 9.25.  

- Z informacji otrzymanych od załogi Jaka wynika, że samolot się rozbił i nie doszło do zapalenia statku powietrznego. ...>>> BOR i jego służby nie mogą tego na razie potwierdzić. Oni otrzymali informacje od policji rosyjskiej." >>> 

str. 63 "Centrum Ochrony Rządu, godzina 9.38. 

- Haklo - telefon odebrał dyżurny Tuszyński.

- Kąkolewski raz jeszcze - dyszał głos w słuchawce - Jestem już na miejscu. Sytuacja jest krytyczna. To nie wygląda na awaryjne lądowanie. Samolot jest roztrzaskany. Wygląda, że nikt nie przeżył."<<<Widać różnice pomiędzy raportem zaogi Jaka i późniejszymi oględzinami BOR-u.



Аэродром «Смоленск-Северный»

 

SMOLEŃSK / ZDJĘCIA SATELITARNE LOTNISKA* / INTERAKTYWNE (użyj linku)

http://wikimapia.org/#lang=en&lat=54.824327&lon=32.044415&z=16&m=b&search=smolensk%20 

Warto zauważyć: Dotykając myszką na napis 2010 Air Force Tu-154 crash / trochę poniżej zobaczymy oficjalne miejsce katastrofy. Patrząc w lewo od tego miejsca zobaczymy zrekultywowany teren między pasami lotniska. >>> Czy to tam faktycznie upadł tupolew z prezydentem? Możliwe, że właśnie dlatego dokonano rekultywacji tego właśnie terenu. 


<>

Poniższy fragment ksiażki wymaga szczególnego omówienia

STR. 28 / "KACZYŃSKI WSTAWAŁ TEGO DNIA NA RATY

Po raz pierwszy obudził o szóstej. Ze snu wyrwał go telefon od Lecha, który był jeszcze w Pałacu Prezydenckim i szykował się do wyjazdu na Okęcie. ... Drugi telefon był o 8.20. Prezes PiS myślał, że tupolew już wylądował.

- Jesteś już? - spytał.

- Jeszcze nie. Dzwonię z telefonu satelitarnego. Rozmawiałem z lekarzem. Mama czuje się lepiej, więc nie musisz się spieszyć. Prześpij się jescze, bo się rozpadniesz ...

- Nagle coś ich rozłączyło."

Nie każdy to zauważył. Od niedawna nasila się "kampania" przypominająca o ostatniej rozmowie Lecha Kaczyńskiego z Jarosławem Kaczyńskim. Powyżej widać to, co o niej wiemy. Pytaniem jest to, czego nie wiemy. Dlaczego? - Wszystko wskazuje, że pomimo tego, że "nagle ich coś rozłączyło" istnieje dalszy ciąg tej rozmowy. Nie wiadomo co w nim jest i co "wnosi nowego" do sprawy "nieudowodnionej katastrofy w Smoleńsku".

Że dalszy ciąg tej rozmowy istnieje świadczy fakt,

że osoby związane z Platformą chcą jej ujawnienia. 

Domyślać się można, że w jakiś sposób, może ona dopomóc Platformie i zazkodzić PiS-owi. / To że ten temat wyciąga się teraz, oraz to, że Platforma "odgrzewa Smoleńsk" przed referendum w Warszwie, świadczy że, wkrótce możemy poznać jej treść. Podejrzewa, że w formie zmanipulowanej. Zanim to się stanie pomyślmy co nowego może wnieść "dalszy ciąg rozmowy braci Kaczyńskich", biorąc pod uwagę omawianą książkę.


POMYŚLMY O TYM CO WIEMY

 

Po raz pierwszy obudził o szóstej. Ze snu wyrwał go telefon od Lecha, który był jeszcze w Pałacu Prezydenckim i szykował się do wyjazdu na Okęcie. ... Drugi telefon był o 8.20. Prezes PiS myślał, że tupolew już wylądował.

- Jesteś już? - spytał.

- Jeszcze nie. Dzwonię z telefonu satelitarnego. Rozmawiałem z lekarzem. Mama czuje się lepiej, więc nie musisz się spieszyć. Prześpij się jescze, bo się rozpadniesz ...

- Nagle coś ich rozłączyło.

Wiemy, że Lech Kaczyński zadzwonił do "J.K" o szóstej, potem o 8.20 / Za drugim razem "J.K" myślał, że Prezydent już wylądował. Okazało się, że nie i rozmowę przerwało. Dlaczego? Możliwe, że zawiodła technika, możliwe też, że ją po prostu przerwano, lub ... rozmowy nic nie przerwało, tylko nie chcą nam powiedzieć, co było dalej. Możliwe też jest, że rozmowę przerwało "w Warszawie", a prezydent, zanim się zorientował dalej mówił do Prezesa PiS (do słuchawki), czego "J.K" już nie słyszał.

Rozmowę miało przerwać gdy Lech Kaczyński mówił: 

Prześpij się jescze, bo się rozpadniesz ... / Co mógł mówić dalej?

Myślę, biorąc pod uwagę omawianą książkępkt.1. Czas: str. 8. "Jak-40 wylądował na Sewiernym czterdzieści minut wcześńiej, o 7.22." / Łatwo obliczyć, po dodaniu do 7.22 czterdzieści minut, że do katastrofy doszło nie o 8.56, tylko około godziny >>> 8.02

... myślę że, jeśli faktycznym czasem "katastrofy / awaryjnego lądowania" w Smoleńsku była godzina 8.02, a nie 8.56  (jak wiemy oficjalnie), to prezydent Lech Kaczyńskich, dalszymi swoimi słowami, mógł chcieć poinformować swojego brata o tym fakcie. 

 

Wyobraźmy sobie taką "rozmowę/monolog" prezydenta, do słuchawki, o 8:20 rano:

"Mama czuje się lepiej, więc nie musisz się spieszyć.  Prześpij się jescze, bo się rozpadniesz ...."Musieliśmy awaryjnie lądować w Smoleńsku. Będziesz miał długi dzień.

<>

Czy to możliwe?  Tak, jeśli doszło do awaryjnego lądowania, lub nie doszło do całkowitej defragmentacji polskiego tupolewa. / Na Youtube niżej wrak tupolewa TU-154M po katastrofie obok lotniska Domodiewo koło Moskwy. Różnicę widać. W 'rosujskiej katastrofie" , Wszyscy z wyjątkiem dwuch osób, przeżyli upadek. Jedna, starsza osoba, zmarła na atak serca.Samolot lądował awaryjnie z powodu awarii wszystkich trzech silników.

<>

Jeśli więc polski tupolew TU-154M, z prezydentem na pokładzie, nie wylądował o 8:56 tylko o 8:02,  powstaje jedno zasadnicze pytanie:

Co się działo na lotnisku w Smoleński ( i w Warszawie) , między godziną 8:02 i 8:56 ? Przypomnijmy, rosyjscy policjanci słyszeli strzały. / Pytań jest wiele.


 


 

Uniwersytet w Akron zawiódł TVN 

A jak zachowali się rektorzy polskich uczelni?

Dodano: 29.09.2013 [09:15]
Uniwersytet Akron wspiera prof. Biniendę. A jak zachowali się rektorzy polskich uczelni? - niezalezna.pl

Po skandalicznej treści oświadczeniach rektorów Politechniki Warszawskiej i Akademii Górniczo-Hutniczej, dziennikarze TVN zapewne liczyli, że w podobny sposób zachowają się władze Uniwersytetu Akron, w którym pracuje prof. Wiesław Binienda. Musieli być srodze zawiedzeni, bo prof. Binienda otrzymał pełne wsparcie. I być może dlatego w mediach mainstreamowych oświadczenia nie opublikowano w całości, choć pismo rektorów AGH i PW cytowano z taką lubością.

Oświadczenie rektorów Politechniki Warszawskiej i krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej w sprawie pracujących tam naukowców, a zarazem ekspertów z zespołu Antoniego Macierewicza wywołało ogromny niesmak. Jak widać standardy akademickie w Polsce i USA różnią się diametralnie. Podczas, gdy rektorzy polskich uczelni przygotowali list odcinający się od swoich naukowców, władze Uniwersytetu Akron podkreślają wybitne zasługi prof. Biniendy i zwracają uwagę na jego prestiżową pozycję w środowisku naukowym. Ta sytuacja jest dobitnym przykładem na to, jak bardzo w USA i w Polsce różne jest podejście do prac naukowców. Podczas, gdy w Polsce uczelnie odcinają się od badań swoich naukowców, Amerykanie wyraźnie wspierają ich działalność.

Oświadczenie Uniwersytetu Akron jest odpowiedzią na pytania skierowane do uczelni przez TVN. Odpowiedź najwyraźniej niezbyt usatysfakcjonowała stację, ponieważ zdecydowała się ona na opublikowanie jedynie krótkich fragmentów oświadczenia.

Poniżej publikujemy jego pełną treść przetłumaczoną na język polski:

W odpowiedzi na państwa pytanie, dotyczące wsparcia udzielonego Prof. Biniendzie, uprzejmie informujemy, że jest on szanowanym profesorem Szkoły Inżynierii od wielu lat. Szkoła Inżynierii Uniwersytetu w Akron jest znana i finansowana na poziomie ogólnokrajowym dzięki wysokiej jakości badań naukowych. Należy powiedzieć, że Dr Binienda zajmuje prestiżową pozycję w międzynarodowym środowisku naukowym, jest redaktorem naczelnym lotniczego pisma naukowego Journal of Aerospace Engineering, oraz jest członkiem honorowym Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierii Cywilnej.

Posiada wieloletni dorobek naukowy a jego badania są finansowane z wielu zewnętrznych źródeł. Wsparcie Uczelni otrzymuje w postaci laboratoriów badawczych oraz takiego samego wynagrodzenia jakie przysługuje pracownikom o najwyższym statusie zatrudnienia prowadzącym badania naukowe.

Uniwersytet jest dumny z zaangażowania i pracy profesora Biniendy; jednak nie można powiedzieć, że fundusze Uniwersytetu zostały przeznaczone na konkretne działania bądź badania dotyczące katastrofy smoleńskiej. Co więcej, poza ograniczeniami patentowymi, każdy z naszych profesorów ma prawo wyrażać swoją opinię lub publikować swoje badania samodzielnie, bez zezwolenia uczelni, tak jak jest to przyjęte na wielu innych amerykańskich uczelniach prowadzących badania naukowe.

Należy zaznaczyć, że podobnie jak wielu szanowanych naukowców, profesor Binienda prezentuje wyniki swych badań na konferencjach naukowych i w weryfikowanych pismach naukowych.

Eileen Korey
Rzecznik Prasowy
Uniwersytet Akron

 

Autor: 
Żródło: , , 
 
 

BRATERSTWO WYROSŁE Z KRWI

avatar użytkownika Aleksander Ścios

 Wczorajszy wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie w sprawie Tomasza Turowskiego, może stanowić jedno z najważniejszych wydarzeń przybliżających nas do oceny okoliczności związanych z tragedią smoleńską.

Orzeczenie S.A. zdaje się potwierdzać, że postać ambasadora tytularnego w Moskwie stanowi klucz do zrozumienia procesów zapoczątkowanych na długo przed dniem 10 kwietnia 2010 roku.
 
Tomaszowi Turowskiemu możemy przypisać rolę inicjatora i moderatora procesu „zbliżenia” polsko-rosyjskiego. Wynika to z jego aktywności w latach 2007-2010 i bliskich związków z moskiewską Akademią Ekonomii i Prawa (MAEiP).
 
Tuż po zwycięstwie wyborczym Platformy Obywatelskiej, z inicjatywy MAEiP powołano do życia tzw. Klub Polski w Moskwie. Inicjatywie patronował rektor MAEiP Władymir Bujanow, który od lat próbował wiązać swoją placówkę z polskimi uczelniami. Tomasz Turowski -  jako ambasador tytularny w Moskwie oraz doradca szkół wyższych, prowadził w tym czasie ożywioną działalność na rzecz integracji środowisk uniwersyteckich. Jego bliskie związki z MAEiP zaowocowały podpisaniem umów o współpracy z polskimi uczelniami, m.in. z Uniwersytetem Warszawskim. W marcu 2008 roku powstał Klub Rosyjski w Warszawie, założony pod patronatem byłego ambasadora PRL w Moskwie Stanisława Cioska, prezesa Stowarzyszenia "Polska-Wschód" (wcześniejsza nazwa: Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej) Stefana Nawrota oraz „przyjaciela uczelni” Tomasza Turowskiego.
 
Zwieńczeniem działalności ambasadora tytularnego były wydarzenia kończące rok 2010. Podczas wizyty w Polsce prezydenta Rosji Miediwiediewa, Warszawę odwiedziła również delegacja MAEiP. Zapowiedziano podpisanie kolejnej umowy o współpracy, (tym razem z Wyższą Szkołą Menedżerską w Warszawie) zaś 6 grudnia w Pałacu Kultury i Nauki – w obecności Turowskiego - odbyło się wspólne posiedzenie „Klubu Rosyjskiego” w Warszawie i „Klub Polskiego” w Moskwie. Oficjalny komunikat głosił, iż „w oparciu o zasady dobrego sąsiedztwa i pojednania, podpisano porozumienie w sprawie utworzenia na ich bazie, "Polsko-Rosyjskiego Centrum” w Warszawie i "Polsko-Rosyjskiego Centrum” w Moskwie”.
 
Obecna władza w błyskawicznym tempie przeforsowała specjalną ustawę o powołaniu takiego Centrum, nadając mu uprawnienia instytucji rządowej odpowiedzialnej za zadekretowanie „przyjaźni polsko-rosyjskiej”. Cele działalności Centrum są niemal identyczne z treścią zarządzeń ministrów spraw wewnętrznych PRL z 1975 i 1989 roku, w sprawie ustalenia statutu TPPR Choć projekt ustawy wpłynął do Sejmu w dniu 3 grudnia 2010 roku, to już 25 marca 2011 została ona uchwalona. Za przyjęciem był cały klub PO i PSL, przeciwko 138 posłów PiS-u. W kwietniu 2011 ustawę podpisał Bronisław Komorowski.
Nie ulega wątpliwości, że Tomasz Turowski był jednym z najaktywniejszych architektów tego procesu, a jego działalność przerwała dopiero publikacja Cezarego Gmyza na temat agenturalnej przeszłości ambasadora.
 
Moskiewska MAEiP – z którą łączyły Turowskiego bardzo bliskie związki, jest – nawet jak na warunki rosyjskie – bardzo szczególną uczelnią.
 
Pielęgnuje się w niej „tradycje ZSRR”, „dzieła Wojny Ojczyźnianej” i wojny afgańskiej oraz pamięć weteranów Armii Czerwonej. W ramach Akademii działają m.in. kluby patriotyczne „Pamięć” oraz klub przyjaźń rosyjsko-wietnamskiej, a częstymi gośćmi uczelni są sowieccy generałowie i delegacje KC Komunistycznej Partii Wietnamu. W gronie wykładowców uczelni znajdziemy wielu pracowników rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, weteranów GRU i KGB oraz tak egzotyczne postaci, jak minister spraw zagranicznych rządu Republiki Beninu, czy ambasador nadzwyczajny i pełnomocny Republiki Socjalistycznej Wietnamu.
 
Podstawowe pytanie, jakie pojawia się przy okazji aktywności Turowskiego dotyczy ustalenia pozycji, z jakiej prowadził swoją szczególną działalność. Z oświadczenia MSZ, wydanego po ujawnieniu przeszłości Turowskiego wynika bowiem, że został on przywrócony do służby dyplomatycznej 14 lutego 2010 roku, po trzyletniej przerwie i natychmiast skierowany do Moskwy na stanowisko kierownika wydziału politycznego ambasady RP. W jakim charakterze występował zatem Tomasz Turowski w latach 2008-2010, działając jako „akuszer” polsko-rosyjskiego „pojednania”? Nie był wówczas urzędnikiem polskiego MSZ ani pracownikiem ambasady w Moskwie.  Warto przypomnieć, że po powrocie do Polski w roku 2005, Turowski pracował w MSZ jako radca-minister w dyspozycji Biura Kadr i Szkolenia oraz radca-minister w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. Od lutego do maja 2007 roku pełnił funkcję ambasadora tytularnego w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. Z  informacji przekazanych przez ministerstwo wynika, ż, trzy miesiące po tym awansie, nastąpiło "rozwiązanie stosunku pracy w MSZ".
 
Jeśli zatem wytłumaczyć jego wspólne wizyty w MAEiP z ambasadorem Bahrem czy rolę „eksperta ministerstwa” podczas uczelnianego wykładu z kwietnia 2009 roku? Kogo wówczas reprezentował Turowski i w jakim charakterze „zacieśniał” przyjaźń polsko-rosyjską? - Myślę, że również w tym zakresie wczorajsze orzeczenie Sądu Apelacyjnego przynosi podpowiedź.
 
Z doniesień prasowych wynika, że SA uwzględnił apelację pełnomocników Turowskiego, którzy wnosili o uchylenie wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, w którym uznano ambasadora tytularnego za „kłamcę lustracyjnego” i zakazano mu na 3 lata pełnienia funkcji publicznych.  Zdaniem mediów - z tajnego uzasadnienia wyroku SA ujawniono tylko dwa zdania o tym, że "sprawa w ogóle nie powinna trafić do sądu, a postępowanie lustracyjne nie powinno się odbyć".
 
Nieco więcej informacji można wyczytać z {również tajnego) uzasadnienia Sądu Okręgowego z 10.10.2011 r., w którym napisano:   „Nie można wykluczyć, że zaszła sytuacja nielojalności państwa wobec swojego funkcjonariusza, który został postawiony w sytuacji bez wyjścia”.
 
W świetle powyższych stwierdzeń, uwolnienie Tomasza Turowskiego od zarzutu „kłamstwa lustracyjnego” może wskazywać, że ten były oficer Departamentu I SB MSW i wieloletni watykański „nielegał”, nadal jest funkcjonariuszem lub współpracownikiem w czynnej służbie i pracuje dla Agencji Wywiadu III RP. Gdyby tak było, Turowski winien  złożyć do zbioru zastrzeżonego IPN tajną "Deklarację o pracy lub służbie w organach bezpieczeństwa państwa",  do której dostęp ma wyłącznie "osoba wyznaczona" przez szefa służby. Jeśli Turowski nie złożył takiej deklaracji lub nie trafiła ona do zbioru zastrzeżonego, IPN, działając  na podstawie pozyskanych materiałów - miał prawo zakwestionować jego oświadczenie lustracyjne i wystąpić z wnioskiem do sądu. Jeśli deklaracja znajdowała się w zbiorze zastrzeżonym, a IPN o tym nie wiedział – doszło do dekonspiracji czynnego funkcjonariusza Agencji Wywiadu. 
 
 Przypomnę, że taką tezę postawiła przed kilkoma miesiącami„Gazeta Wyborcza” , sugerując, że Turowski był funkcjonariuszem lub współpracownikiem AW, a jego praca w MSZ (od 1993r) stanowiła „przykrycie” dla działalności wywiadowczej. Dowodem miał być również fakt, że Rosjanie już raz - w 1998 r. - podejrzewali Turowskiego o działalność agenturalną, a jego nazwisko znalazło się na liście 19 polskich dyplomatów "biorących udział w działalności wywiadowczej na terenie krajów WNP".
 
Nietrudno zrozumieć, że wczorajsze orzeczenie Sądu Apelacyjnego może potwierdzać, że ambasador tytularny  działał w III RP jako czynny oficer lub współpracownik Agencji Wywiadu.
 
Gdyby tak było, należałoby całkowicie zweryfikować ocenę aktywności Turowskiego w latach 2007-2010 oraz w zupełnie innym świetle spojrzeć na jego rolę w przygotowaniu wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Ponieważ trudno przypuszczać, by służby sowieckie, a później rosyjskie, nie znały pełnego dossier agenta „Orsoma” – jego nagłe skierowanie na moskiewską placówkę należałoby raczej oceniać, jako nawiązanie szczególnej formy współpracy między służbami III RP, a służbami Federacji Rosyjskiej. Wówczas pojawia się pytanie o rolę Agencji Wywiadu, a generalnie, tajnych służb III RP w całym, wielomiesięcznym procesie „zacieśniania” przyjaźni polsko-rosyjskiej oraz w przygotowaniach zmierzających do tragicznego lotu. Odpowiedź na pytanie: jaką misję wypełniał w tym okresie Tomasz Turowski - może przynieść zasadnicze rozstrzygnięcie również w kwestii odpowiedzialności za śmierć Prezydenta i polskiej elity.
       
Teza, iż ambasador Turowski był czynnym oficerem polskich służb musi prowadzić do wniosków, przy których bledną dotychczasowe ustalenia w sprawie tragedii smoleńskiej , zaś refleksja wynikająca z tej informacji otwiera nas na rzeczywistość, którą tylko niewielu z nas potrafiłoby podźwignąć...
 

Tomasz Turowski podczas wywiadu, jakiego udzielił w dniu 12 kwietnia 2010 roku rosyjskiemu radiu FINAM FM powiedział: „I Rosja, i Polska należą [...] do tej samej ogromnej judeo-chrześcijańskiej tradycji, a wielkie rzeczy w tej tradycji zawsze rodziły się we krwi. I jestem pewien, że z tej krwi wyrośnie to, na co my wszyscy czekamy - nowe, dobre stosunki pomiędzy Polską i Rosją”. 

 

13.X.13 MOBILIZACJA:

"W", jak Warszawa."W", jak Wrocław!

...  jak 11 listopada.

http://kacpro.salon24.pl/537403,13-x-13-mobilizacja-w-jak-warszawa-w-jak-11-listopada

 

 

 

Kacpro
O mnie Kacpro

"Antypolskie sprzysiężenia" Z pamiętnika generała Zygmunta Berlinga, dowódcy 1 Armii WP / 1943 r. <> "Za plecami Armii walczącej krwawo o wolność i szczęście Ojczyzny, wrogie ręce, w naszym domu wychowane, usiłowały je zakuć w nowe kajdany ... Wróciło wspomnienie sprzed lat. 17 września 1939 roku na ulicy Niemieckiej w Wilnie, zamieszkałej prawie wyłącznie przez burżuazję żydowską, spotkałem o godzinie szóstej rano dwa czołgi radzieckie oblężone przez tłum wiwatujących. Sami Żydzi. Starzy i młodzi, kobiety i dzieci śpiewali i obrzucali czołgi kwiatami - widocznie już wcześniej przygotowanymi na tę okazję. A że to te czołgi, zdławiły ostatni dech wolności na tej ziemi? Niech płacą goje! ... - Nu coo? - Wasze przeszło! Teraz my - powiedział do mnie stary znajomy Żyd. Dziś zrozumiałem, że to był zwiastun. .. <> Stworzono parawan, za którym wybranego narodu elita, w osobach Bermana, Zambrowskiego i (innych) ... ujmowała w swe ręce ster rządów w Państwie. Oni wiedzieli od dawna, jak przystąpić do dzieła. Nie zapomnieli dewizy, że masa to bydło, które musi być jednak prowadzone na dobrym łańcuchu. Pod pokrywą szczerych intencji zwiedli naszą czujność, wykuli ten łańcuch w postaci służby bezpieczeństwa, oraz spreparowanej prokuratury i sądów zdegradowanych do roli narzędzi władzy. Wszystko w imię potrzeb walki z kontrrewolucją. <> Kto chce niech wierzy, że taki był cel żydowskich machinacji. Fakty mówiły, że dla mafii rządzącej, nie ma w Polsce Polaków - są tylko Żydzi i goje! " <> Powyższy cytat zaczerpnięto z książki redaktora Zdzisława Ciesiołkiewicza "Inwazja Upiorów 1944 - 1970 - O wkładzie szowinistów żydowskich do historii współczesnej Polski" <> TĄ KSIĄŻKĘ MUSISZ PRZECZYTAĆ <<<>>> http://netload.in/datei9OwHQtSTBl.htm <<<>>> * UWAGA ! ! ! Aby ściągnąć PDF należy skorzystać z podanego linku, otworzyć stronę "Netload". Po otwarciu zobaczysz dwa zegary. Pod prawym zegarem kliknij na "DAWNLOD FREE", odczekaj 30 sek., przepisz czterocyfrowy numer do okienka, kliknij NEXT, odczekaj 20 sek. Kliknij na pomarańczowy napis "Or click here" i ściągnij PDF.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka