Ernest Skalski Ernest Skalski
2126
BLOG

Słowo na po wyborach

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 27


Wybory 2011 za chwilę staną się przeszłością, na którą klasa polityczna, włączając w to publicystów, już dziś nie ma praktycznie wpływu. Ci, którzy uprawiają politykę jeszcze nie wiedzą kto jakie karty otrzyma w najbliższą niedzielę, lecz już wiedzą w jakim kierunku chcą zmierzać przez kolejną kadencję i dopasowują swe plany do kilku możliwych wyników wyborczego rozdania.
 
Wybieram wariant najbardziej prawdopodobny i przedstawiam go w Internecie tak szeroko jak mogę – to znaczy niezbyt szeroko – czekając na opinie czytających, zanim jeszcze poznamy werdykt wyborców, z którym będziemy konfrontować nasze wcześniejsze horoskopy.
 
A więc; Platforma uzyskuje niewielką przewagę nad PIS. Poza nimi do Sejmu wchodzą z wynikiem oscylującym około 10 procent głosów: SLD - porażka - i Ruch Palikota – sukces. Przez próg wyborczy kolejny raz przeciska się PSL.
 
Tu uwaga; główni adwersarze; PO i PIS życzyli by sobie druzgocącej przewagi nad przeciwnikiem, lecz w dojrzałych demokracjach, jaką się Polska staje, takie wyniki wewnątrz głównego nurtu w polityce – u nas, ten nurt to ciągle PO i PIS - raczej się nie zdarzają. O wynikach decyduje wahające się centrum, labilne, niejednolite, rozdające swoje głosy według bardzo różnych, niekiedy wręcz przypadkowych, kryteriów.
 
PIS wychodzi na swoje
 
A więc wyobraźmy sobie poniedziałek 10 października. Na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, kolejna miesięcznica  „Smoleńska” odbywa się w atmosferze triumfu. PIS znacznie zmniejszył  dystans dzielący go od PO, w wyborach, które "przecież zapewne były w jakimś stopniu sfałszowane przez władzę". Prezes sporo wie na ten temat, ale na razie, jak zawsze, nie może podawać faktów. Jego wyznawcy, jak zawsze wierzą mu na słowo i wiedzą, że mają świętować triumf, skoro lider zapewnia, że zrobili duży krok na drodze do ostatecznego zwycięstwa.
 
Prawo i Sprawiedliwość wciąż pozostaje w opozycji. Być może koalicja PIS z PSL miałaby nawet lekką przewagę nad PO, lecz PSL będzie wolał bezpieczny sojusz z Platformą niż powtarzanie ryzykownego eksperymentu Samoobrony, z modliszką, jaką potrafi być PIS. A przede wszystkim; Kaczyńskiemu się to nie kalkuluje. Nie jest przecież liderem demokratycznej partii, który po kilku niewygranych wyborach musi ustąpić z kierownictwa. Cokolwiek fanatyczny ruch długo pozostaje wierny swojej idei, a nade wszystko swemu wodzowi. Porażki go mogą hartować, tym bardziej, że wódz wskazuje wyraźny cel; zwycięstwo w 2015 roku. To wygląda na najbardziej prawdopodobne, chociaż… Coś tu mnie zaskakuje, lecz o tym dalej, aby nie gubić wątku.
 
Z kimkolwiek wejdzie Tusk w koalicję na lata 2011 – 2015, będzie miał w niej słabszą pozycję w niż w kończącej się właśnie kadencji, rozpoczętej jego zdecydowanym triumfem. Uczestnik koalicji z PO nie będzie w niej pracował ad maiorem gloriam Platformae, ale na swój benefis w 2015 roku, po którym ma już nie być premiera Tuska. A jeśli Platforma będzie mieć dwóch koalicjantów – sytuacja stanie się zagmatwana, zaczną się wewnątrz koalicyjne rozgrywki, czego publiczność nie lubi. „My Sławianie my lubim sielanki”.
 
Istotna będzie sytuacja gospodarcza w Europie i Polsce. Jeśli wszyscy wieszczą, że będzie trudno, to będzie. Przy czym raczej nie będzie to kataklizm na miarę kryzysu lat 1929 – 1933, kiedy wszyscy czują, że świat się wali i przechodzą  różne radykalne posunięcia; New Deal Roosevelta w USA i zwycięstwo Hitlera w Niemczech. Będzie się paskudzić, co może nie jest fachowym określeniem ekonomii politycznej, ale jakoś oddaje sytuację. Taką, w której rząd musi kombinować na zasadzie określanej jako damage control, czyli zmniejszania negatywnych zjawisk. Pilnować by nie ucierpiały zbytnio finanse, ale żeby też nie zarzynać gospodarki i nie doprowadzać dużych grup społecznych do wybuchów. I to wszystko kiedy każdy koalicjant, nie mówiąc już o opozycji, obnosi się ze swoimi receptami.
 
W kryzysie 2008-2009 rządowi się to udawało, ale uniknięcie klęski nie przemawia do masowej wyobraźni. Ona żywi się ewidentnym sukcesem i spektakularną klęską. Powiedzmy, że Tuskowi uda się nawet jakoś przemanewrować kolejne trudne lata, co nie musi być pewne, to może nie zaliczyć tego jako atut w roku 2015. Już teraz, za brak zdecydowanych reform, obrazili się nań zdecydowani liberałowie, w tym sam Leszek Balcerowicz, zdegustowała się radykalna młodzież oczekująca radykalnych posunięć i celebryci, potrzebujący od czasu do czasu zwrócić na siebie uwagę.
 
Jeśli ci wszyscy nawet nie przerzucają swych głosów na PIS, to i tak liczy na nich Jarosław Kaczyński. Jego celem jest możliwie największe osłabienie Platformy przed kolejnymi wyborami. Wtedy, trzymając w garści swoja partię i zachowując swój elektorat, może uzyskać znacząca przewagę nad PO i stać się największą siłą polityczną w kraju. To, że obok SLD wyrasta Ruch Palikota, że zachowuje swoje pozycje PSL, że może się rozwinąć PJN, czy może jeszcze ktoś pomyśli o nowych bytach politycznych, jest jak najbardziej na rękę Prezesowi. A przy okazji zadawala to tych, których męczyła dwupartyjność życia politycznego w Polsce.
 
Nie będzie Niemiec…
 
Nowym elementem kampanii Kaczyńskiego, jest nagły wybuch antyniemieckości, dosłownie w ostatnich dniach. Nie pasuje to do image’u jaki sobie zafundował na tę kampanię. Znowu, jak w kampanii prezydenckiej, pokazuje się jako spokojny polityk, mieszczący się w standardach demokratycznego systemu. Brudną robotę robią za niego politycy i publicyści PIS. Dlaczego więc nagle podłe insynuacje pod adresem Angeli Merkel ? Dlaczego zarzut niemieckiej agentury pod adresem TVN i innych, jego zwyczajem, nieokreślonych mediów ? Przecież Niemcy są naszym największym i najbardziej nam sprzyjającym partnerem w Europie i w polityce światowej w ogóle. W niczym nie uchybiając Ameryce, ważniejszym od niej. Z liczących się światowych polityków właśnie Merkel Polsce sprzyja najbardziej.
 
Oczywiście, jest ona szefem rządu Niemiec, a nie Polski i zawsze można wykazać, że realizuje w pierwszym rzędzie interesy swojego kraju. A przecież nawet kosztem swej własnej pozycji w Niemczech prowadzi ona politykę umacniania UE, w czym Polska powinna być najbardziej zainteresowana. I na ile może sprzyja Polsce, co akurat nie wywołuje w Niemczech poważnych oporów. Gdyby więc ktoś chciał Polsce zaszkodzić, robiłby to co właśnie robi Kaczyński.
 
On oczywiście, chce jak najlepiej dla Polski, a najlepiej to znaczy, że on ma w Polsce rządzić. I temu można podporządkować bieżące jej interesy. Widać coś, jego, zdaniem, musi mu przeszkadzać w jego długim marszu do władzy. Coś czemu ma przeciwdziałać jego nagły atak na Niemcy i ich kanclerza. To jest to co mnie zaskakuje w kampanii Prezesa, a o czym wspomniałem wyżej. Wytłumaczenia bym szukał w czymś co może się dzieje w szeregach zwolenników PIS. Powtarzam; może.
 
Jego obóz nie jest tak jednorodny jak to widzimy w uproszczonych komentarzach. Sam takie – mea culpa – pisywałem w ostatnich latach. To prawda, że popierają go głównie ci, którzy źle się czują w po transformacyjnej rzeczywistości. A więc, raczej starsi, raczej biedniejsi i gorzej wykształceni, raczej prowincjonalni. Ale nie tylko oni. Wśród rozżalonych i zawiedzionych III Rzeczpospolitą jest pewna ilość dobrze sytuowanych i wykształconych, miastowych i niekoniecznie starszych. Są również młodzi i radykalni w postawach. Spotykałem takich, których pociągają wzniosłe słowa o godności, wielkości, o Polsce, której trzeba bronić, bo jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, o imponderabiliach, których trudno się dopatrzyć w zgrzebnym pragmatyzmie aktualnie rządzących. Przemiany społeczne i demograficzne swoją drogą, a grono negujących całość systemu III RP może się uzupełniać. W końcu, wszędzie i zawsze, w każdym społeczeństwie jakaś jego część źle się w nim czuje. Kaczyńskiemu udało się skupiać prawie wszystkich. Na prawo odeń, mawiano, już tylko ściana. Udaje mu się kanalizować nawet agresję skinów i kiboli, ale może właśnie wyczuwa jakieś rysy i zagrożenia w całej tej, różnorodnej ferajnie.
 
Choć na zewnątrz to się nie ujawna , ale Prezes ma dobre wyczucie nastrojów. Może doszedł do wniosku, że musi jakoś umocnić swoją pozycję w swoim obozie, stawiając na antyniemieckie sentymenty. Nawet jeśli może to w jakimś stopniu mobilizować przeciw niemu niechętnych mu wyborców z centrum.
 
Jarosław Kaczyński bez wątpienia ma swoje fobie, ale potrafi nad nimi panować i okazuje je kiedy uważa to za pożyteczne. Można być jego przeciwnikiem, lecz trzeba go traktować poważnie. Oczywiście może się on w swoich rachubach pomylić. Ja się mogę mylić w jego ocenie. A jeśli ktoś ma inną interpretację, to chętnie się z nią zapoznam.
 
 
 
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka