Józef K Józef K
392
BLOG

Zawód nauczyciela - Jerzemu Trammerowi

Józef K Józef K Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 55

Była młoda, lecz niezbyt urodziwa i źle mówiła po polsku. Była Rosjanką, żoną Polaka, który przywiózł ją z sobą do Polski. Była nauczycielką matematyki w mojej klasie maturalnej.



Matematyki specjalnie nie lubiłem, wydawała mi się nudna i żmudna. Nauki humanistyczne pochłaniałem bez specjalnej szkody dla zdrowia ale i bez entuzjazmu. Miałem pójść na studia polonistyczne - tradycyjnie miałem bardzo dobre stopnie, ojciec polonista, muzykolog, to więc wydawało się naturalne. Nie miałem jednak żadnych skrystalizowanych planów.

I wtedy, na początku ostatniej klasy pojawiła się ta nowa nauczycielka matematyki. Jak z propagandowych powieści rosyjskich z okresu stalinowskiego o "prawdziwym człowieku": zapalona, zaangażowana, zdyscyplinowana, uczciwa, godna. Żywiołowo uczyła trygonometrii i dałem się na to złapać. Pokazała mi piękno matematyki. Była wspaniałą nauczycielką, najlepszą ze wszystkich nauczycieli w moich szkolnych czasach.

Rozwiązywanie zadań z trygonometrii stało się wyzwaniem. Wielu chłopaków z własnej woli  rozwiązało wszystkie zadania z podręcznika. Gdy zabrakło zadań, to zacząłem je sobie wymyślać. To stało się swoistym hobby. Trygonometria stała się łatwa, poczułem smak satysfakcji. I poszedłem na studia inżynierskie.

Nie pamiętam takich drastycznych zachowań w szkole, jak opisane w  komentarzach na blogu Jerzego Trammera. Na moich studiach regułą było, że profesorowie rzetelnie wykonywali swoją pracę i uczciwie oceniali studentów,  choć zdarzały się nudne wykłady, stereotypowo przepisywane ze starych kartek na tablicę. Na Politechnice Śląskiej generalnie panował piękny etos rzetelnej, "lwowsko-śląskiej" pracy. Profesorskie nazwiska, takie jak Fryze, Węgrzyn i Macura pamięta się z uznaniem i szacunkiem. Na ich wykładach nie było mowy o jakichkolwiek wygłupach.

Dzisiaj jest inaczej. Istnieje mylny pogląd,  że jak najwięcej młodych ludzi powinno ukończyć studia, niezależnie od ich zdolności i wyników maturalnych. Dalej utrzymuje się karykaturalne studia zaoczne i wieczorowe.  Uczelnie publiczne dostają dotacje ministerialne zależnie od liczby studentów. Uczelnie prywatne zarabiają na studentach bezpośrednio. Wielu studentów, którzy nie mają ani wystarczających zdolności ani elementarnych wiadomości ze szkoły średniej, jest więc holowanych "za uszy" na studiach, aby nie obniżyć "efektywności studiów". W rezultacie takiego "równania w dół" poziom kształcenia obniżył się w ostatnich latach drastycznie. I pojawiają się syndromy zobojętnienia wykładowców: "po co mam się tak szarpać?"

Sam - może wręcz samotnie - staram się kultywować klasyczny model. Ustalam i podaję do wiadomości studentów poziom "czerwonej kreski", poniżej której nie ma mowy o zaliczeniu. Nie toleruję rozmów i chichotów na wykładach. Zwracam uwagę i stanowczo proszę o spokój. W szczególnych przypadkach przypominam, że uczestnictwo na wykładach nie jest obowiązkowe.

Niestety, dla niektórych studentów kilka terminów poprawkowych stanowi regułę. Zazwyczaj są zdumieni dowiadując się, że nie zdali w pierwszym terminie. Jak to możliwe? Zdają się mówić: "przecież przyszliśmy na egzamin... elegancko ubrani, garnitury, krawaty...".  I czasem nie udaje im się zaliczyć kursu - wtedy powtarzają kurs lub rok. Albo rezygnują ze studiów.

U nich zdziwienie. U wykładowców smutek.

Józef K
O mnie Józef K

Józef K.: wszechstronne zainteresowania, zdecydowane poglądy, liberał Kontakt Witryna internetowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie