Wydaje, się, że Kobiety mają naturalnie bliższy dostęp do Właściwego
Źródła Wiary i Duchowości.
Co dla niektórych może wydawać się paradoksalne, dają się w tej kwestii mniej oszukać
i zakłamać niż mężczyźni (jak mniemam, dzieje się tak dlatego, że kwestia ducha to dużej mierze kwestia uczuć, o czym się tak często zapomina).
Wydaje mi się, że także z tego powodu takie religie jak judaizm, katolicyzm czy islam (gdzie zniewolenie kobiety osiąga ekstremum) stawiają kobiety poza kapłaństwem, więcej: stawiają w roli jedynie służącej uduchowionemu mężczyźnie (cóż za pycha).
A pycha, jak wiadomo, zaślepia.
Jeśli uczucia bazują w znacznej mierze na odczuciach (i są filtrowane intuicyjnie) to możliwa do przekłamań droga jest krótsza niż w przypadku bardziej "męskim" tj. uczucia bazują na odczuciach i przemyśleniach (tu pojawia się dość dogodny element do różnych zafałszowań).
Nietzsche pisał dość paradoksalnie:
Czymże są nasze uczucia, jeśli nie tym co sobie myślowo wyobrażamy? Więc może - zgoła: przeżywać to marzyć?
A ja napiszę: a może to męskie przeżywanie dominuje marzenie w sensie:
- życzeniowości - z jednej strony
- lęku - z drugiej?
A kobiety są - znów wydawałoby się paradoksalnie - zdolne do większego "duchowego" realizmu?
Tak mi się przynajmniej wydaje, poza tym mam na to wiele dowodów..