kaminskainen kaminskainen
800
BLOG

Jętka 2013, czyli na zioła i kleszcze

kaminskainen kaminskainen Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Omal mi tegoroczna jętka zupełnie przeszła bokiem ze względu na rozmaite uwarunkowania życiowe, a także i pogodowe - bo jak było, widzieliśmy. Wyrwałem się jednak do Szczecina i Goleniowa na długi weekend i jedną wyprawę wędkarską zaliczyłem. Uważam ją za udaną, ale po kolei.

Był to pierwszy dzień czerwca, gdy wyjątkowo w okolicy nie było burz i ulew, choć oczywiście się na nie zbierało - było parno i ponuro jak się patrzy. Do tego stopnia, że po krótkotrwałym marszu (o ile można "maszerować" w bujnych trawach i zaroślach) w znajomej okolicy nadrzecznej musiałem zdjąć kurtkę, choć niby jest oddychająca - skroplona woda wylewała mi się rękawami. Od tego też momentu datuje się moja uciążliwa walka z nader licznymi kleszczami - obrodziło tam nimi wyjątkowo, aż takiej plagi jeszcze nie widziałem. Dosłownie co chwilę zdejmowałem sobie z rąk 2-3 kleszcze! Paskudne te stawonogi, z racji na swą wyjątkową liczebność, potrafiły, pomimo wszelkich starań, ujść mojej uwadze - i w efekcie kilka rozlazło się po mnie, a nawet zaczęło się wgryzać w skórę. Długo jednak sobie nie pogryzły, po powrocie do domu wszystkie unieszkodliwiłem. Gdybym pozostał w kurtce, to problem byłby właściwie rozwiązany - dobre ubranie, szczególnie ubiór do głębokiego brodzenia, chroni przed kleszczami niemal całkowicie. Niestety tego dnia nie byłem w stanie w kurtce wytrzymać.

Sama rójka jętki trwała już od jakiegoś czasu (od wielu dni), właściwie to się już kończyła. Przez dłuższy czas zresztą nic się nie działo ani na wodzie, ani w powietrzu. W końcu, około godziny piętnastej, odnotowałem pierwsze fruwające owady - były to wykształcone "formy ostateczne" wielkich jętek, zwane spinnerami. Gdy już opadną na wodę i płyną po powierzchni z rozpostartymi skrzydełkami, to zwiemy je spentami. Ale mniejsza o to - w chwilę po zauważeniu jętek zauważyłem i pierwszego pstrąga, a konkretnie "oczko" tj. charakterystyczny ślad na wodzie, powstający w momencie zebrania owada przez rybę z powierzchni. Zaszedłem go odpowiednio od tyłu i po kilku rzutach - ciach! - siedział. Nowa, tania-a dobra muchówka, wygięła się lubo, a w przedramieniu dał się odczuć ten pulsujący ciężar. Każdy wędkarz wie, że nie da się tego z niczym porównać. Niestety pstrąg, najwyraźniej spory, spadł dość szybko z haka - nie był to więc zbyt udany chrzest nowej wędki. Moja eksperymentalna jętka typu extended body wykonana wyłącznie z dubbingu i sierści nutrii okazała się nie dość, że nienagannie pływać, to jeszcze kusić przećwiczone, wycwanione ryby. Na ile wycwanione i ostrożne, to się jeszcze przekonałem.

Kontynuując wędrówkę w górę rzeczki zbierałem to i owo z zielska - postanowiłem bowiem podczas każdej większej wyprawy (parogodzinnej) zbierać to i owo i robić z tego wyciąg do kremów leczniczych, za każdym razem inny. Nawet, jeśli rośliny będą się powtarzały, to będą zmieszane w innych proporcjach, inny może być też sam wyciąg (macerat wodny, wyciąg alkoholowo-glicerynowy, naftowy, olejowy itd.); w końcu też te same rośliny rosnące w innych warunkach i w innym czasie mają różne, czasem nawet znacznie, właściwości. Tworzą odmiany i podgatunki, lokalne "rasy" - jak wrotycz i rdest ptasi. Podskubywałem więc strzałowate liście rdestu wężownika, pędy przetacznika leśnego, rzadkie a drobne; mijałem zwarte kobierce młodego karbieńca i rdestu pieprzowego (swoją drogą z tego ostatniego można zrobić pesto - w Japonii jest to jedna z klasycznych przypraw, u nas oczywiście gruntownie zapomniana), rozmyślałem nad kwitnącymi łanami kuklika zwisłego, którego kłącze ma swoją wartość i przypomina aromatem goździki przyprawowe (po prostu zawiera eugenol) - tym roślinom jednak dałem na razie spokój.

Spłoszyłem jelenia (rogacza) i przyglądałem się sarnie, siedzącej nieruchomo w trawach ze dwadzieścia metrów ode mnie i sądzącej z pewnością, że jej nie widzę. Nie bez zdumienia oglądałem olbrzymie liście, zaostrzone ku końcom i ułozone w bogatą rozetę (charakterystyczną rozetę liści odziomkowych); od razu rozpoznałem w tej zieleninie krewnych rdestów, a kwaśny smak poświadczał, że mamy do czynienia po prostu ze szczawiem, jego najokazalszym rodzimym gatunkiem (szczawie to rdesty, mówiąc w uproszczeniu). Nasłuchiwałem zawodzeń ptaków - najpewniej żurawii. Od czasu do czasu z tej "poetyckiej zadumy" wyrywały mnie kaczki, zrywające się do lotu w ostatniej chwili, gdy już były pewne, że nie zawrócę i że na pewno idę właśnie po nie. Pomny ostatnich badań nad inteligencją ryb nie wątpiłem, że płochliwy z natury pstrąg, o ile w danym miejscu przebywa, z pewnością nie wyhyli nosa z kryjówki. Oczywiście kaczek się nie boi, ale rabanu już pewnie tak. Poza tym prawdopodobnie jest zdolny ocenić ich zachowanie, wywnioskować z niego o zagrożeniu, którego sam na razie nie dostrzega. Takie właśnie zdolności stwierdzono u ryb w sposób ścisły i naukowy - i to u maleńkich cierniczków, mających mózg wielkości łebka od szpilki. Podobne zdolności na tym poziomie zdają się prezentować raczej naczelne...

No, ale skorośmy wrócili do ryb: trafił się drugi pstrąg, zbiórkę czyli "oczko" zobaczyłem z odległości może dwudziestu metrów w górę rzeki. Podszedłem ostrożnie, wlazłem cicho do wody na odległość rzutu (ryby bardziej boją się człowieka idącego brzegiem, niż wodą - ciekawie im się to ukształtowało w toku osławionej ewolucji, prawda?) - i nic. Nie zebrał już ani razu - taki był czujny. Innym razem zdarza się złowić pięknego pstrąga zaraz po tym, jak się go spłoszyło nieomal celowo (złowiłem tak raz na Inie pstrąga czterdziestopięciocentymetrowego i uważam, że był piękny). Niestety ten był zbyt ostrożny, takie niedobite ostatki są zresztą nad-ostrożne z definicji, tylko dzięki temu wszak przetrwały. Poczłapałem więc dalej, aż w moje ulubione miejsce w szczerym polu gdzie zwykle jakaś ryba "zbiera" (płynącą jętkę oczywiście). Niestety i tam było cicho i głucho - pokręciłem się w pobliżu i zacząłem zawracać.

W międzyczasie ucieszyła mnie ładna roślinka - psianka słodkogórz, chętnie rosnąca nad wodami. Jak pisze dr Różański, istnieją poważne prace badawcze, które udowodniły działanie lecznicze psianki: przeciwdrobnoustrojowe, antymikotyczne, przeciwzapalne, immunomodulujące, antywirusowe; mało tego: samo zastosowanie psianki słodkogórz w leczeniuChronisches Ekzem jest na tyle ciekawe, że zostało opisane w doskonałej książce:Phytopharmakologie autorstwa T. Dingermann’a i D. Loew’a z 2003 r. Nic więc dziwnego, że psianka tak mnie ucieszyła - i że ktoś już ją przede mną pozyskiwał, obrywając sporą ilość końcówek pędów, które właśnie zaczynały kwitnąć. I tak to ucieszony psianką udałem się w drogę powrotną, gdzie znów odezwał się mój nieśmiały, ostrozny pstrąg - tym razem zebrał dwukrotnie w miejscu, z którego go wcześniej obserwowałem. I tym razem zaszedłem go ostrożnie od tyłu - i nic nie wskórałem. Trafiają się takie oporne osobniki. Jescze jedno spotkanie z pstrągiem miałem przy przechodzeniu przez rzekę - chlupnął kilka metrów ode mnie i oczywiście także nie był zainteresowany współpracą. Było to w miejscu, gdzie kilka lat temu miałem pstrąga na wędce, a wracając zobaczyłem łosia (najprawdopodobniej, najprawdopodobniej...).

Dalej to już do samochodu - i przejechałem na inny odcinek. Był wieczór, pora niby dogodna i często najlepsza - ale niestety na tyle chłodny, że chyba pstrągom się odechciało. Wlazłem jednak do wody i - wobec mizernej a wręcz zerowej aktywności ryb - dozbierałem jeszcze ładnych pędów i liści psianki. Na brzegu zaś naskubałem ziela jaskółczego - pono z ostatnich badań wyszło, że największe stężenie alkaloidów mają właśnie przed zmierzchem. Poskubałem też trochę końcówki pędów jakiegoś dużego szczawiu, chyba kędzierzawego - całe się kleiły od śluzów bądź zywic, co mnie zachęciło do pozyskania tego surowca. Na koniec, po drugiej stronie mostu, napatoczyły się wspaniałe chwastowiska, inaczej ziołorośla czy zarośla; był tam i trędownik, którego także naskubałem do mojego pamiętnego zielnika. Tak jakoś podejrzewam, że ten wyciąg, który mi właśnie dojrzewa w szafce kuchennej, będzie wyjątkowo skutecznym lekiem dermatologicznym.

Sam wynik wyprawy mój słynny kuzyn Michał ocenił jako rewelacyjny. Namierzyć trzy pstrągi i jeszcze jednego skusić, w obecnych warunkach panujących na tej wodzie - no po prostu bomba...

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości