karmaniola karmaniola
414
BLOG

Korea Północna – jak to ugryźć

karmaniola karmaniola Polityka Obserwuj notkę 0

Problem z Koreą Północną polega na tym, że wszystkie sądy na jej temat, wszelkie dywagacje dlaczego tak a nie inaczej zachowują się jej władcy, oparte są tylko i wyłącznie na domysłach. Nie ma bowiem żadnych danych, żadnych konkretnych informacji, które mogłyby się stać fundamentem do jakiejkolwiek miarodajnej opinii o tym co też takiego śni się kolejnemu Kimowi i dlaczego zachowuje się on tak, jak się zachowuje.

Jedni twierdzą że przed Koreą stoi widmo głodu podobnego w skali do tego, jaki nawiedził ją w połowie lat dziewięćdziesiątych. Jeżeli tak jest w rzeczywistości, to młody Kim ma naprawdę spory problem, bo jak wiadomo z relacji uciekinierów z tego ostatniego komunistycznego raju, dochodziło tam ówcześnie do nierzadkich przypadków kanibalizmu.

No więc głód. Jeżeli to on miałby być przyczyną agresywnych zachowań Korei to nie mamy się raczej czego obawiać. Dzong Un pomacha szabelką, USA zrobią nad południową częścią półwyspu parę helikopterowych rundek, po czym cichutko i bez rozgłosu Chiny przy akceptacji Stanów wspomogą biedny lud północy. Jeżeli przyjmiemy taką wersję zdarzeń to musimy się równocześnie zgodzić, że zakłada ona racjonalność i swego rodzaju rozsądek w działaniach „wielkiego towarzysza”, którym to przydomkiem zaczęto nazywać młodego Kima. Za tym zaś idzie przeświadczenie, że Koreańczycy zdają sobie sprawę, iż w przypadku wywołania przez nich konfliktu zbrojnego na taką skalę, na jaką pozwala wojna nuklearna, spowodowałoby ich niechybny koniec i w najlepszym wypadku – jeśliby przeżyli – międzynarodowe procesy o ludobójstwo dla całej północnokoreańskiej wierchuszki. Rozsądni ludzie – a za takich ich przecież uznajemy w tej wersji – takich rzeczy nie robią. Po CO więc ta agresja? Ano po to, żeby za kilka dni czy tygodni siąść do rozmów i wynegocjować pomoc dla swojego kraju.

Drugi wariant, który przewija się przez usta znawców i opiniotwórców dotyczy polityki wewnętrznej w kierownictwie Partii Pracy Korei. W tej wersji nie ani nie chodzi o to, żeby zlikwidować głód, ani o to, że ktoś chce wywołać jakikolwiek konflikt zbrojny. W tym przypadku rzecz rozbija się o pokazanie generałom oraz wszystkim znajomym i krewnym królika, że Kim Dzing Un, choć młody i nieopierzony, jest ma rzeczywistą charyzmę oraz zadatki na prawdziwie wielkiego wodza północnokoreańskiego narodu. Wariant ten, choć jak każdy inny jest li tylko i wyłącznie hipotetyczny, to  ze wszystkich pozostałych jest najmniej udokumentowany. Nie mamy bowiem praktycznie żadnych widomości o rozgrywkach politycznych w kraju pięknego poranka. Zapewne jakieś rozgrywki są ale informacje o nich nie przebijają się poza krąg zainteresowanych. Nie trzeba dodawać, że ta opcja, wewnętrznych tarć w kierownictwie Partii Pracy również nie zakłada rzeczywistego użycia bomby jądrowej. Przecież ktoś, kto uczestniczy w propagandowym wyścigu o władzę, nie będzie na tyle bezmyślny żeby strzelać sobie w kolano w trkacie owego wyścigu.

I wreszcie trzecia sprawa. Niejednoznaczna i chyba najbardziej skomplikowana, a tym samym najpełniej wyjaśniająca casus o nazwie Korea Północna. Najogólniej mówiąc polegać będzie ona na próbie zrozumienia koreańskiego rządu jak też i zwykłego koreańskiego obywatela.

Na początek zajmijmy się tym drugim. Zwykły człowiek, mający  dzienny przydział ryżu i kapusty. Niewielki ale da się przeżyć. Zwykły człowiek ze świadomością, że na świecie jest jeszcze gorzej. Np. w południowej części półwyspu. Przecież pokazują w telewizorze. Głód, żebracy, nędza na ulicach miast, brud, złodziejstwo i demoralizacja. Co prawda tu też jest głód ale to wszystko wina amerykanów. Dlaczego akurat ich? To już jest nieistotne. Ktoś musi być winny. Jeśli tylko zjednoczymy się z południem wyzwalając go z amerykańskiej okupacji nastanie raj.

Ktoś z naszej części świata powie, że takie myślenie jest niemożliwe. Że nie można być aż tak ślepym na rzeczywistość. Otóż drodzy Państwo – można. Sami, chcąc nie chcąc, jako odbiorcy mediów wszelakich, jesteśmy przez nie manipulowani. I choć czasami mamy świadomość tej manipulacji to dla wygody, nawet dla komfortu psychicznego poddajemy się tej manipulacji. A żyjemy przecież w otwartym i liberalnym, co by nie mówić, społeczeństwie. A taki Koreańczyk? On nie ma innych informacji poza tymi, które podają mu rządowe media. Mało tego: zwykły Koreańczyk nie posiada żadnych psychologiczno – intelektualno – socjologicznych narządzi do obrony przed manipulacją.

Dlaczego psychologicznych? Ano dlatego, że od dzieciństwa wkłada mu się do głowy teorię o niepodważalnej boskości Kim Ir Sena oraz o jego wiecznym kierowaniu państwem, bo jak skądinąd Państwo wiecie Pierwszy Kim został uznany za wiecznego prezydenta Korei. A Bogu przecież nie można się sprzeciwiać, bo ten kto to robi jest psychicznie chory. Jest groźnym głupkiem, którego trzeba resocjalizować bądź eliminować jeśli na resocjalizację nie ma szans.

Dlaczego socjologicznych? Załóżmy, że jeśli nawet jakiś mieszkaniec Kusongu, jednego z Koreańskich miast, członek Partii Pracy nawet,  zda sobie sprawę, że coś tu jest nie tak, że gdzieś czai się szwindel i że coś w  tym raju nie sztymuje, to gdzie i do kogo ma się zwrócić ze swoimi wątpliwościami? Do sąsiada? Do partyjnego zwierzchnika?

Dlaczego intelektualnych? To jest już proste. Nie ma narzędzi! Jakich narzędzi? Ano książek, wiedzy, informacji, itd., itp.

Zwykły człowiek. Koreańczyk z północy. Totalnie zmanipulowany, prawdopodobnie pozbawiony w dość znacznym stopniu tego co w naszej kulturze świadczy o człowieczeństwie, a mianowicie empatii; którego jedynym celem jest być najedzonym. Idealny obiekt dla despotycznego władcy. Kiedy taki człowiek zaczyna się buntować? Ano wtedy kiedy brakuje mu jedzenia. Kiedy coraz częściej czuje głód. Nie wtedy kiedy widzi głodnego sąsiada. Nie wtedy kiedy widzi głodne, bezdomne, brudne dziecko na ulicy, wybierające z błota ziarnka ryżu. Nie wtedy nawet kiedy całą rodzinę sąsiada zabierają gdzieś i wywożą w nieznane, bo ktoś z nich powiedział, że Kim Ir Sen, bóg, nie dał im dziś jeść. Zwykły Koreańczyk zacznie się buntować kiedy sam jest głodny wystarczająco długo. Bo bunt u niego nie jest efektem przemyśleń, obserwacji. Nawet nie jest niezgodą na rzeczywistość. Bunt w tym przypadku jest zwykłym fizjologicznym odruchem. I tego, przynajmniej tak mi się wydaje, boją się władcy Korei Północnej. 

Teraz władza. Jeśli o niej mowa, to nie należy zapominać, że sprawowanie władzy wiąże się w tym wypadku z wiernością ideologii zwanej Dżucze. Jest to po części filozofia, po części teoria Państwa stworzona przez Kim Ir Sena, a polegająca w największym skrócie na koncepcji samowystarczalności Korei. Jako ciekawostkę można powiedzieć, że ideą Dżucze był zafascynowany i w jakimś stopniu próbował ją wprowadzić w swoim kraju Nicolae Caucescu. Idea ta jest dla Korei sprawą kluczową, czego dowodem jest jej wielki pomnik w Pyongyangu. Trzeba również założyć, że władcy kraju starają się być jej wierni, czyli chcą by ich kraj był samowystarczalny, a to że chwilowo nie jest to tylko zbieg okoliczności i kwestia czasu.

Przedłużeniem Dżucze jest Songun – idea stworzona przez Kim Dzong Ila, polegająca na militaryzacji kraju. Tu znowuż ciekawostka: podobno po ogłoszeniu Songun w 1997 roku jakiś białoruski poeta napisał wiersz na jej cześć, który został przesłany drugiemu z Kimów.

Te dwie idee wyznaczają kierunki zarówno zewnętrznej jak i wewnętrznej polityki Korei. Konkretnie: Korea sama nie zniży się prosząc o pomoc, a jedynym z jej argumentów w negocjacjach ze światem jest potencjał militarny. To polityka zewnętrzna. A co wewnątrz? Ano to samo. Co prawda nic o niej nie wiemy, ale możemy się domyślać, że argumentem jest również armia i je potencjał. Teraz pytanie, co jest przyczyną tych dwóch hipotetycznych tarć? Nie wiem. Być może zbliżający się wielki głód zwykłego Koreańczyka? Problem jednak w tym, żę jeśli władcy Korei będą wierni ideom Dżucze i songun to trzeba wykluczyć z ich działań racjonalność. A wtedy mamy się czego bać. 

karmaniola
O mnie karmaniola

;

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka