Akcja zneutralizowanie Wąsika i Kamińskiego przebiegła sprawnie i zakończyła się sukcesem. Najpierw wysłano delikatne ostrzeżenie (posłaniec Biedroń)
Akcja została trochę skrócona, by nie stresować kasty sędziowskiej i siły specjalne wkroczyły najpierw do budynku, który wchodzi w skład nieruchomości państwa. Ponieważ nieruchomość jako mienie państwowe nie podlega ochronie podobnej do tej, jakie mają nieruchomości obce zwanej konsulatami, to wejście było legalne.
W dniu akcji wynajmujący budynek i pracujący jako prezydent pan Duda musiał spotkać się pilnie z rządem Białorusi na uchodźstwie, więc budynek opuścił, a Wąsik z Kamińskim goszczący w budynku oczekiwali na powrót gospodarza. Do łba nikomu by nie przyszło, że akcja została dogadana z ochroną nieruchomości, więc ręka sprawiedliwości wpadła nagle i bez przeszkód i dopadła Wąsika i Kamińskiego. Powiem jednak szczerze, że jedyną przeszkodą, jaką musiała pokonać ręka sprawiedliwości, była gospodyni Grażyna Ignaczak–Bandych.
Ręka Grażynę odsunęła i wymienionych już przestępców wywlokła i zawlokła na posterunek policji. Grażyna opowiadała mediom, że nic jej oficjalnie nie dali, ale trzeba powiedzieć, że jeśli po kilku ostrzeżeniach ofiara losu nie reaguje, napastujący też zaczyna konwenanse olewać i dopiero po akcji pisemnie poinformował wynajmującego, że akcja się odbędzie.
Tak więc mamy do czynienia z całkiem normalną akcją znaną nam z krajów afrykańskich i jedynym dyskusyjnym elementem w tej sprawie jest działalność funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa. Jak ... zobaczyli Wąsika i Kamińskiego, to zgodnie z procedurą sprawdzili, czy osobnicy nie są poszukiwani lub zagrażający Prezydentowi.
Jak sprawdzili, to włosy na łbie stanęły i jedyne co do łba przylazło, to natychmiastowe powiadomienie służ bezpieczeństw. Dobrze się stało, bo mogłoby dojść do wymiany ognia ze służbami specjalnymi, które już namierzyła tych gagatków. Słabym elementem była obecność w budynku naszego Prezydenta i jakaś zbłąkana kula mogłaby nam kosztów przysporzyć.
Na szczęści nasze, akcja została uzgodniono z SOP i możemy powiedzieć z dumą, że rząd stanął na wysokości zadania i dalej będzie w tym kierunku zmierzał i stał. Taka jest logika wydarzeń.
Na zakończenie opowiem kawałek kawału, bo całego nie pamiętam. Gdzieś tak około 1850 a może innego roku, Francja stanęła na granicy bankructwa i tradycyjnie poproszono o pomoc finansistę żydowskiego. Rozmowy były ciężkie, ale owocne i finansista już miał wydać polecenie dostarczenie kilka worków walut wszelakich i złotych sztab do skarbca Francji, gdy nagle przedstawiciel rządu zwrócił się do finansisty: Dziękujemy za pomoc, ale prosimy też, by Pan zwrócił uwagę swojemu synowi, bo mieszkańcy Paryża są zbulwersowani jego zachowaniem. Zapierdziela konno przez Paryż, strzelając z pistoletów i demolują knajpy. Nawet policja się go boi.
Wstał żyd i powiedział: Nie mogę udzielić tak ogromnej pożyczki rządowi, który boi się jednego i do tego pijanego chłopca.
*Lovecraft