kashmir kashmir
660
BLOG

Rozczarowanie Balcerowiczem

kashmir kashmir Gospodarka Obserwuj notkę 15

Przyznam szczerze, że do Leszka Balcerowicza miałem (i wciąż mam zresztą) bardzo wiele zaufania i szacunku, więcej niż do urzędującego MinFin. Dlatego też z dużym rozczarowaniem obserwowałem wczorajszą debatę, w której Jacek Rostowski, w żadnym razie nie błyszcząc jakoś szczególnie, wypadł znacznie lepiej.

Moje rozczarowanie nie wynika z kibolskich emocji, wedle których 'wygrać' miał ten, kogo bardziej lubię. Wynika raczej z tego, iż traktując Balcerowicza jako autorytet mocno oczekiwałem, że poda rozstrzygające argumenty w sporze, w którym jak dotąd nie byłem w stanie zająć zdecydowanego stanowiska. Liczyłem na to, że poda mi coś ponad to, co forsował dotąd, a co dla mnie jawi się jako oczywiste, niemniej trochę poza tematem - że budżet wymaga radykalnych reform w innych dziedzinach niż system emerytalny.

Sednem mojego rozczarowania jest coś, co we wczorajszej debacie dość silnie płynęło ze strony Leszka Balcerowicza, a co zawsze było ostatnim, czego oczekiwałbym akurat od niego. Czyli populizm. Niestety, ale Leszek Balcerowicz uciekał w populizm niebezpiecznie często. Frazesy o 'upaństwawianiu naszych pieniędzy' (jakby składki OFE były jakoś bardziej 'nasze' niż obietnice ZUS), o 'tylko zapisach księgowych w ZUS-ie' (jakby konta bankowe, fundusze inwestycyjne, konta maklerskie itp. były sejfami ze sztabkami złota), o 'w ZUS-ie nic się nie inwestuje' (jakby Rostowski cały czas nie pił tylko do tej części, która "inwestuje" w obligacje, czyli w dług) przystoją urzędującym politykom, ale nie osobistościom o zasługach i pozycji legendy polskiej transformacji ustrojowej.

Niestety, ale Leszek Balcerowicz nie podał wczoraj ani jednego rzeczowego argumentu za tym, że rządowa propozycja reformy OFE jest szkodliwa. A ja właśnie na taki argument, wręcz rozpaczliwie, cały czas czekałem. Dał się za to poznać jako doktryner i arogant, który nie przyzna się do błędu, nawet jeśli podejrzewa, że może nie mieć racji.

Jacek Rostowski nie błyszczał. Robił jednak wrażenie fachowca i człowieka, który podchodzi do swojej pracy skrajnie pragmatycznie, bez cienia ideologicznego ukierunkowania swoich działań. Bardzo efektownie cisnął Balcerowicza o odpowiedzi na kluczowe pytania i celnie zbijał niektóre z populistycznych zagrywek ("trzeba myć i ręce, i stopy").

Jest jeszcze jeden element, który każe patrzeć przychylniej na postawę Rostowskiego w tej debacie. Otóż jest nim pewien nieporównywalny komfort, jaki miał Leszek Balcerowicz ponad Rostowskim, w końcu bliskim mu ideowo ekonomiście. Komfort osoby wolnej od brzemienia bycia politykiem silnej partii, rządzącej i mającej aspiracje do utrzymania władzy, w dodatku wobec perspektywy niezbyt odległych wyborów.

Leszek Balcerowicz mógł sobie pozwolić na to, aby swobodnie prezentować alternatywy dla szukania łat na budżetowe dziury - łat, które są zmorą każdego rządu wobec konieczności zbilansowania oczekiwań elektoratu i twardej matematyki. Cięcie socjalu, likwidacja przywilejów, odważna prowatyzacja *) - to wszystko przynosi pieniądze, ale i wkurza elektorat. Balcerowicz o elektorat martwić się nie musi, w przeciwieństwie do ministra w rządzie Tuska, mającego ambicje rządzić drugą z rzędu kadencję. W przeciwieństwie do Balcerowicza, mogącego mówić swobodnie co myśli, Rostowski musiał zatem - generalnie podzielając w dużej mierze tę samą linię ideową - ważyć każde słowo. Prowadził więc tę debatę w znacząco trudniejszych warunkach - a mimo to poradził z nią sobie znacznie lepiej niż oponent.

Rządowa reforma OFE jest, jak na mój gust i wiedzę, zabiegiem księgowym, nie rozwiązującym problemów budżetu, tylko dającym chwilę wytchnienia, konserwując przy okazji system dalece niedostosowany do demograficzno-ekonomicznej rzeczywistości. Takie jest moje zdanie i takim pozostaje. Sęk w tym, że nie znajduję ani jednego argumentu za tym, że 'stary' system miał tutaj jakieś znaczące zalety. Leszek Balcerowicz również mi go nie dostarczył, mimo iż bardzo na to z jego strony liczyłem. Niestety, to mu się - może poza mądrą i słuszną, ale jednak nieco propagandową uwagą o tym, że tego typu działania obniżają zaufanie obywateli do państwa - nie udało.

---

*) Osobnym pytaniem powinno być, czy "liberalny" rząd Tuska faktycznie pali się do ostrych cięć socjalu, deprogresji podatków czy radykalnej prywatyzacji. Mają na tym polu pewne zasługi (co zresztą przyznał sam Balcerowicz), nieporównywalne do populistycznych zazwyczaj poprzedników (m.in. rządów PiS, który dzielnie opierał się protestującym pielęgniarkom, ale już uzbrojonym w kilofy i palącym opony górnikom szybciutko przyznał emerytalne przywileje), ale są dalece mało wiarygodni. Zwłaszcza przed wyborami.

---

Powinienem dodać mały disclaimer - czyli mój pogląd na sprawę systemu emerytalnego w oderwaniu od bieżących rozgrywek rządowo-balcerowiczowo-opozycyjnych. Otóż ci, którzy mnie jako tako znają, wiedzą, że nie popieram żadnego systemu, w którym człowiek zmuszany jest przez państwo do takiego czy innego 'troszczenia się' o samwgo siebie, w tym o swoją ekonomiczną przyszłość. Osobną sprawą jest jeszcze tzw. okres przejściowy, który musi być integralną częścią każdej realizacji zmiany obecnego status quo - również takiego skrajnie libertariańskiego. W końcu mamy miliony ludzi, którzy ileśtam lat na coś płacili sporą część wypracowanych przez siebie dochodów.

kashmir
O mnie kashmir

...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka