Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24
856
BLOG

Intronizacja Jezusa - dlaczego nie???

Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24 Polityka Obserwuj notkę 16

Jestem wielką miłośniczką filmów o żywych-umarłych, zwanych popularnie zombie lub zombiakami (mogliście się o tym przekonać w tej -> notce). Nie jest zatem chyba zaskoczeniem fakt, że wysoce zainteresowała mnie ostatnia medialna wrzawa w sprawie intronizacji Jezusa Chrystusa, pierwszego chyba w historii ożywionego umarłego, na króla Polski.

Nie przyłączyłam się do chóru politycznie poprawnych klakierów, z góry wyśmiewających ten ciekawy, nieortodoksyjny pomysł. Nie krzyczałam o katolickim fundamentalizmie i polskiej zaściankowości. Nie oburzałam się i nie lżyłam uczestników Marszu w tej Sprawie.

Zamiast tego głęboko zastanowiłam się nad możliwościami, przyczynami oraz skutkami intronizacji. Jako fanka prof. Wieczorkiewicza i jego metody naukowej „co by było gdyby”, oraz Rafała A. Ziemkiewicza i jego metody „riserczu ziemkiewiczowego”, przyjęłam wszystkie zalety oraz odrzuciłam wszystkie wady takiej propozycji i doszłam jednomyślnie do wniosku, że jest ona potrzebna a nawet niezbędna.

Spróbowałam też znaleźć merytoryczną, nieuproszczoną i niezafałszowaną naszymi wyobrażeniami i uprzedzeniami odpowiedź na pytanie: co by było, gdyby Jezus został naprawdę obwołany królem Polski. Co by było, gdyby rzeczywiście zjawił się na w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu i chciał rozpocząć urzędowanie na Zamku Królewskim lub w Pałacu Prezydenckim. Jak zareagowałby na to świat i jakie środki bezpieczeństwa powinniśmy przedsięwziąć.

Świat na pewno nie zareagowałby pozytywnie. Jak zawsze w historii, kiedy Polska poruszała jego sumienie i z godnością dawała świadectwo prawdzie. Powinniśmy być przygotowani na drobne uszczypliwości i głupie zaczepki, szczególnie ze strony zachodnich, liberalnych mediów. Wybiórczo liberalnych, dodam, ponieważ skupiać się one będą nie na osiągnięciach a na życiu intymnym królewskiej pary. Będą bezwstydnie szperać w poszukiwaniu królewskich tajemnic i taplać się w rodzinnych brudach. Szafować na lewo i prawo pseudozarzutami natury seksualnej, tak jakby dwoje dorosłych ludzi – Król Polski i Królowa Polski nie miało prawa do poszukiwania swojej drogi do szczęścia. Czy pamiętają, że pierwsze światowe imperium, starożytny Egipt rządzony był przez faraonów, pochodzących z kazirodczych związków? Mogło pierwsze imperium, to może i ostatnie.

Ale zostawmy w spokoju świat. Zastanówmy się lepiej, jak najlepiej przygotować się na przyjście króla u nas, w Polsce. Co zrobić, aby zmaterializowany w Warszawie, po dwóch tysiącach lat niebytu, przyszły król nie zaczął przed nami uciekać? Oczywiste jest, że w każdym człowieku, nawet żywym-umarłym, reinkarnowanym po tylu latach nieobecności, włączy się naturalna obronna reakcja organizmu. Nie powinniśmy dać mu uciec z buta. Straż miejska powinna być na miejscu i mieć przygotowane wiatrówki ze środkami uspokajającymi, aby nie musieć używać pałek i innych środków przymusu bezpośredniego. Nie wiemy w końcu, czy Jezus byłby oldskulowym żywym umarłym z klasyków Romero, który tylko człapie, czy też szybko biegającą wersją z najnowszych filmowych produkcji.

Tak, priorytetem w pierwszych sekundach od materializacji, powinno być złapanie i zneutralizowanie przyszłego króla Polski sztucznymi, farmakologicznymi preparatami. Dopiero wtedy, kiedy w końcu przestałby się wyrywać miejskim strażnikom, można byłoby zacząć go przekonywać, że te otaczające go tysiące warszawskich krzyży nie mają na celu go skrzywdzić. Że nikt nie chce mu zadać żadnego bólu, cierpienia. To jest wyjątkowo istotny aspekt adaptacji przyszłego króla do polskich warunków i nie powinien być w najmniejszym stopniu zaniedbany czy zlekceważony. Polscy psychologowie, powinni uprzednio przygotować specjalny program terapii, pozwalającej pokonać uprzedzenie przyszłego króla wobec krzyża. Musimy postarać wyobrazić sobie, co będzie on czuł w nowej dla niego sytuacji? Co czułby Ludwik XVI, gdyby zmaterializował się w otoczeniu tysięcy gilotyn, Azja Tuhajbejowicz wbitych na sztorc pali czy wreszcie Saddam Hussajn – szubienic?

No i skąd bierze się poparcie dla pomysłu intronizacji? Jakie potrzeby społeczne zaspokaja? Jako znana zwolenniczka pojednania polsko-radzieckiego rosyjskiego (przyjaciele nazywają mnie Czerwoną Basią!) stawiam tezę, że potrzeba ta jest głęboko zakorzeniona w atawistycznych pokładach wszechsłowiańskiej mitologii. To kwintesencja starosłowiańskiego wolnościowego marzenia o możliwości natychmiastowego awansu społecznego z pucybuta do milionera, z elektryka na prezydenta, z cieśli na króla. Pamiętacie rosyjskie bajki, w których uczciwy i prostolinijny Wania poślubia przecudnej urody księżniczkę i zostaje carem? No, może nie do końca to jest adekwatny przykład, bo Wania zostaje carem wyłącznie dzięki swym przymiotom wewnętrznym a nie, jak Jezus, głównie dzięki właściwemu urodzeniu.

Zapytacie się mnie zapewne, dlaczego, pomimo tych wszystkich wspomnianych wyżej niedogodności i niebezpieczeństw, popieram ideę intronizacji Jezusa na króla Polski. Odpowiem wam – czyż nasza, sterana wiekami rządów Litwinów, Szwedów, Węgrów, Francuzów, Niemców i Rosjan, rządami tych wszystkich elektryków, magistrów i doktorów prawa, Ojczyzna nie zasługuje w końcu na, może ciutkę nieskromnego, ale za to uczciwego, pracowitego i naprawdę porządnego Żyda na tronie?

Jestem magistrem ekonomii. Moja pasja to muzyka barokowa, spacery po lesie i czytanie gazet. Nie gram w golfa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka