Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24
646
BLOG

Miłość

Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24 Kultura Obserwuj notkę 16

Ante scriptum: Tekst tylko dla miłośników „Matrixa” (obejrzałam go dzisiaj po raz chyba pincetny) , jak zresztą kilka wcześniejszych wpisów. Inni pewnie zaczną ziewać zaraz po pierwszym akapicie, jak moja sąsiadka Helena…

„Miłość”, jak wiadomo, jest jednym z patriarchalnych instrumentów sprawowania kontroli nad kobietą, jej ciałem i umysłem. Instrumentem wysublimowanym, nieuchwytnym i niedostatecznie udokumentowanym naukowo i właśnie dlatego bardzo groźnym. Mówiąc młodzieżowym, filmowym językiem „Matrixa” – „miłość” jest kontrolą. Generowanym światem snów, zbudowanym aby umożliwić sprawowanie nad nami władzy, w celu zmiany kobiety w niewolnika. Czuję, że jestem winna ci przeprosiny, Basiu. Mam zasadę – nigdy nie uwalniam umysłu przed tym jak osiągnie pewien wiek. Jest to niebezpieczne – naiwny umysł mentalnej nastolatki, może uparcie trwać w „miłości” i nie chcieć dopuścić do zmiany. Widziałam to już wcześniej i jest mi przykro. Zrobiłam to co zrobiłam, ponieważ… musiałam to zrobić.

Tak, wczoraj, po paru drinkach, krótkiej drzemce i zaskakującej interakcji neuronów, przypomniałam sobie powyższe słowa mojej sąsiadki, Heleny, której kilka lat temu dałam się namówić na masaż stóp. Skończyło się, jak zwykle, sesją hipnotyczno-terapeutyczną. Z wiadomym skutkiem – podprogowym przekazem mającym na celu obrzydzenie mężczyzn i przejęcie całego mojego majątku (mówiłam już, że Helena podczas jednego z seansów namówiła mnie na dokonanie odpowiednich zmian w testamencie?). Nie namyślając się nadmiernie, działając raczej pod wpływem impulsu, a nie, tak bliskiej mi, stoickiej filozofii, pierdolnęłam w środku nocy kilka razy w kaloryfer wzywając do siebie Belzebuba. Sąsiadkę Helenę, znaczy się. Przyszła po paru minutach, jak zwykle rozczochrana, z kocią sierścią na szlafroku. Ogarnij się kobito, krzyknęłam. Idziemy w miasto. Na facetów. Ja stawiam.

Po godzinie byłyśmy na Krakowskim Przedmieściu. Helena kręciła trochę nosem na nadmierny koszt naszej nocnej eskapady – taksówki, wysokogatunkowego alkoholu i towarzystwa opalonych, umięśnionych przystojniaków, ale nie wzięłam sobie tego do serca. Przecież to normalne, że nikt nie lubi kiedy żyje się pełnią życia na koszt spadkobierców (spadkobiercy w szczególności). Między czwartą a piątą lufą w Zakąskach oraz czternastym czy siedemnastym gorącym pocałunkiem Pierre’a, Helena zaproponowała powrót do domu i masaż stóp, ale tym razem zbyłam ją i postanowiłam trwać w neuroaktywnej symulacji, romansie z gorącym Francuzem. Pierre wziął, jak Neo z Matrixa, niebieską pigułkę i pokazał jak daleko prowadzi królicza nora. Co tu dużo mówić, nie będę ściemniać, królicza nora, tego wieczoru prowadziła bardzo daleko…

W drodze do domu wstąpiłyśmy do monopolowego na Jerozolimskich, w których natknęłyśmy się na przystojnego izraelskiego turystę. Nie wiem, czy wyczuł moją niedawną nirwanę, czy też zainspirowała go raczej pewnego rodzaju urocza niedbałość mojej sąsiadki Heleny (czytaj: kocia sierść na wydekoltowanej bluzce i kusej spódniczce) ale nie zaszczycił mnie nawet jednym gorącym spojrzeniem. Chcąc, nie chcąc musiałam usunąć się w cień i robić wyłącznie za tłumacza (mówiłam już, że troszeczkę znam hebrajski?). Mszcząc się za wyżej wspomniany seans terapeutyczny, w wyniku którego kilka lat żyłam prawie, prawie w celibacie, zmieniłam nieznacznie znaczenie niektórych słów, poprzestawiałam przecinki oraz wyboldowałam pewne niekluczowe kwestie. Jednym słowem, zrobiłam wszystko, żeby Helena resztkę wczorajszej nocy spędziła u mnie. Sama, niezaspokojona i głodna zmysłowych doznań. Podczas, gdy ja, przeciągając się jak kotka, będę jej opowiadać (w szczegółach!) o mojej pogoni za króliczkiem z Pierre’em.

Dobra, wiem, mściwa niewiasta ze mnie. Po powrocie do domu, po zaserwowaniu burgundzkiego wina i bliskowschodnich falafele, postanowiłam dobić Helenę puszczając na zmianę francuskie i izraelskie romantyczne kawałki hip-hopowe. Po tym jak zasnęła, podniosłam delikatnie jej zmęczone dzisiejszą eskapadą stopy i zaczęłam je czule masować, szepcząc cicho: Wiem, że tam jesteś, Heleno. Mogę cię teraz wyczuć. I wiem, że się boisz. Boisz się mnie, kobiecej kobiety. Boisz się zmian. Nie znam przyszłości. Nie przyszłam tu, aby ci powiedzieć, jak to się skończy. Przyszłam tu, aby ci powiedzieć, jak to się zacznie. Odłożę teraz twoje stopy i pokażę wszystkim kobietom to, czego nie chciałyście, ty i tobie podobne, żeby zobaczyły. Pokażę im świat bez was, świat bez reguł, władzy i kontroli, bez granic i terytoriów, świat z mężczyznami, w którym wszystko jest możliwe. Wybór tego, jak to się dalej potoczy, zostawiam wam.

 

Post scriptum: Polecam waszej uwadze dwa romantyczne kawałki hip-hopowe (francuski i izraelski), które zaserwowałam Helenie. Jak, kurka wodna, można zasnąć przy takim energetycznym flow-ie i bicie???

 

Jestem magistrem ekonomii. Moja pasja to muzyka barokowa, spacery po lesie i czytanie gazet. Nie gram w golfa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura