Bartosz Klimaszewski Bartosz Klimaszewski
445
BLOG

Donald idzie po władzę

Bartosz Klimaszewski Bartosz Klimaszewski Polityka Obserwuj notkę 2

Kiedy tydzień temu w Gdańsku Donald Tusk mówił, że "trzeba walczyć o całą stawkę..., bo koalicje w Polsce z reguły polegają na zgniłych kompromisach, więc dzisiaj dobrze byłoby skutecznie zawalczyć o całość",w pierwszej chwili potraktowałem te słowa jako przejaw megalomanii. Sondaże ostatnio mają trend odwrotny od pożądanego przez PO,  SLD ciągle stoi mocno między 15 a 20 procentowym poparciem, PiS  powolutku, powolutku, ale idzie do góry. Jednak połączenie słów premiera z wydarzeniami kilkunastu mijających dni uświadomiły mi, że być może nie było to kolejne zagranie propagandowe, ale wyjawienie faktycznej strategii i celów PO związanych z październikowymi wyborami. Jakie wydarzenia mam na myśli?

Po pierwsze, zmasowany atak na lewicę. Transfer (choć nie tak dawno PO nazwałaby go polityczną korupcją) Bartosza Arłukowicza w momencie, gdy Tusk mówił o walce o całość, był już faktem dokonanym. Niedługo potem pojawiły się informacje o planowanym poparciu PO w nadchodzących wyborach dla Borowskiego, Rosatiego, Sierakowskiej, Cimoszewicza i kilku innych nazwisk lewicy. Nie dalej jak wczoraj przejście do klubu parlamentarnego PO zapowiedział kolejny poseł SLD, Grzegorz Pisalski. Biorąc pod uwagę, że z Arłukowiczem, poza Piskalskim, związanych było w klubie SLD jeszcze około 10 osób, kolejne przejścia są bardzo możliwe. Dodajmy do tego jeszcze  powtarzające się oskarżenia o "dogadanie" się SLD z PiSem w sprawie powyborczej koalicji. Wyraźnie mamy tu do czynienia z drenowaniem i dezawuowaniem lewicy, nastawionym na przejęcie jej elektoratu.

Po drugie, zmiana stosunku Platformy do PJN. Zdroworozsądkowo patrząc, obecność PJN w parlamencie, jesli udałoby się jej  przekroczyć próg wyborczy, mogłaby być PO na rękę. Biorąc pod uwagę nie najlepsze notowania PSL, PJN mogłaby być ugrupowaniem, które pozwoli w nowym sejmie dopiąć koalicję rządową. Tymczasem Platofma, po kilku miesiącach neutralności, a nawet lekkiej sympatii względem PJN, umiejętnie wykorzystując media, zaczęła non stop deprecjonować to ugrupowanie. Kiedy pierwsze "wycieki" z PO dotyczące startu z jej list Pawła Poncyljusza i Joanny Kluzik-Rostkowskiej zostały zdementowane przez samych zainteresowanych, natychmiast ustami Pawła Grasia, świat ujrzała informacja o  rozmowach prowadzonych z mniej znanymi posłami klubu PJN. Ile w niej prawdy - nie wiadomo, ale ziarno wątpliwości wśród potencjalnych wyborców tej partii zostaje zasiane, a jej racjonalne i merytoryczne skądinąd argumenty - przykryte oskarżeniem o szukanie szalupy ratunkowej.

Z kolei z PiSem sprawa jest stosunkowo prosta. Jego stały elektorat jest dla Platformy nie do ruszenia, ale też, jeśli strategia względem SLD i PJN się powiedzie, nie jest on dla PO zmartwieniem.

Przechodząc do cyfr - jeśli PO udałoby sprowadzić wynik  SLD do około 10% to po odliczenieniu ok 30% które zapewne zdobędzie PiS, zostaje 60% dla PSL, PJN i PO. Elektorat PSL jest stały i tutaj wynik między 5 a 10% jest czymś dla mnie oczywistym. W tym momencie jasnym staje się, dlaczego tyle energii PO wkłada w zdyskredytowanie PJN. Te Kilka procent, które może uzyskać ta młoda partia, może być właśnie tymi procentami, których zabraknie PO do samodzielnych rządów.
Nie bez znaczenia dla takiego scenariusza pozostaje frekwencja wyborcza. Truizmem jest stwierdzenie, im będzie ona wyższa, tym bliżej realizacji swojego planu będzie Platforma. Stąd możemy spodziewać się z jej strony ostrej walki o dwudniowe wybory.

Całe te założenia PO mogą oczywiście wziąć w łeb z wielu powodów. Najpoważniejszym z nich jest raport nt. katastrofy smoleńskiej, którego Platforma ewidentnie się boi. Symptomatyczny jest w tym kontekście brak na listach wyborczych ministra Klicha - wygląda to na asekurację wobec wniosków raportu. Ale z drugiej strony - jeśli raport wskaże na odpowiedzialność strony rządowej, do ataku może znowu ruszyć  Jarosław Kaczyński, porzucając obecną, merytoryczną formułę komunikacji, która przynosi PiSowi zyski w sondażach, tym samym ponownie pchając w objęcia PO prawicowych wyborców znużonych tematyką smoleńską.

Czy jesteśmy więc skazani na samodzielne rządy Platformy? Niekoniecznie - możliwe, że wyborcy dostrzegą sposób, w jaki są manipulowani przez polityków-marketingowców z PO i będą potrafili pokazać swoje niezadowolenie przy urnach, popierając partie, które niosą za sobą kokretne idee - lewicowe lub prawicowe - a nie są jedynie eleganckim, bogato zdobionym pudełkiem. Pustym w środku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka