Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
50
BLOG

Hitlerowskie oblicza aborcji

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka Obserwuj notkę 1

Wywieszony na poznańskiej Śródce plakat antyaborcyjny wywołał szok w całej Polsce. Prezentacja zestawiająca obraz rozdartych dziecięcych zwłok w wyniku „zabiegu aborcyjnego” z twarzą Hitlera i przypomnieniem, że ustawodawstwo aborcyjne ma swoje początki w hitlerowskim prawie, wywołała kontrowersje w całym kraju.

 
Przez Polskę przeszła po raz kolejny – i nie ostatni zapewne – gorąca dyskusja, w której naprzeciw siebie stanęły ciężkozbrojne oddziały pro- i antyaborcyjne. Skala emocji jaka tej dyskusji towarzyszy, pozwala postawić tezę, że z kompromisem, jaki obecnie obowiązuje wokół tej sprawy w Polsce nie zgadzają się ani przedstawiciele radykalnej lewicy feministycznej, ani chrześcijańskich organizacji społecznych. Mało tego, radykałowie w obrębie każdego z tych obozów mają pretensje do swoich liderów, że na ten kompromis pozwolili. I wykorzystują dosłownie każdą okazję, by przypomnieć swoje ideowe oblicze i próbować wygrać swoją rację.
 
Nie ma sensu tu przypominać arsenału argumentów obu stron – warto zwrócić uwagę na jedną sprawę: formy przekazu. W Polsce spór o aborcję nie jest – jeszcze – prowadzony na noże i pistolety, a w sferze języka. Feministki mówią o „aborcji”, ich przeciwnicy o „zabijaniu nienarodzonych dzieci”. Na dobrą sprawę każda ze stron przyzwyczaiła opinię publiczną do pewnych pojęć. I ta opinia uodporniła się na argumenty obu stron i przybrała obojętną postawę.
 
Obie strony muszą zatem sięgnąć po formy dotąd nie stosowane i bardziej trafiające do społecznej wyobraźni – do obrazu. Feministki pchają przed kamery osoby rzekomo pokrzywdzone przez aborcję, tłumacząc szkodliwość braku zgody na legalne usuwanie ciąży. Patrz: Alicja Tysiąc – gdyby „dokonała aborcji” byłaby zdrowsza (na oczach).
 
Przeciwnicy aborcji też sięgnęli po wyraziste formy przekazu i zaczęli prezentować zdjęcia. Z nich – podobnie, jak z poznańskiego plakatu – wynika wprost, że „aborcja” to nic innego, jak zabijanie. A ofiarą tegoż nie jest jakiś krążek, zygota (czy jakiekolwiek inne słowo zostanie tu użyte), a realny człowiek, mający nóżki, rączki i główki.
 
I przypomnienie tej oczywistej prawdy wzbudza wściekłość feministek, które lubują się w mówieniu „o prawie do własnego brzucha”. Nie trzeba być katolickim integrystą, by stwierdzić, że morderstwo dokonywane na dorosłych i „aborcja” w efekcie są tym samym.
 
Awantura wokół słynnego plakatu jest próbą odwrócenia uwagi od istoty sprawy – zapewniam, że wcale tu nie chodzi o Hitlera („ jak tak można”, „to jest obrzydliwe” itd.). Przecież radykalne feministki zwyczajowo lubią swoich oponentów przyrównywać w wielu sprawach do faszystów. Obrzucanie się takimi epitetami nie robi więc żadnego wrażenia..
 
W tym wypadku boli pokazanie realnego efektu „zabiegów aborcyjnych”. Tu chodzi o zdjęcia pociętych dzieci. I tego przeboleć radykalne feministki nie mogą. A głośne wrzaski na nic tu się zdadzą.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka