Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
566
BLOG

Akcje PO rosną (akcja „smoleńsk”, akcja „szkoła” etc)

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Polityka Obserwuj notkę 6

 

 Czas na powakacyjne lub prowokacyjne podsumowania, bo czas się zmienia.

1. AKCJA "SMOLEŃSK" I CO DALEJ
Dyskusje wokół smoleńskiego zamachu – jak to było do przewidzenia – nie doprowadzając do jasnej konkluzji, tylko do protestów i, by tak rzec, publicznych „niewyjaśnień”, społeczeństwo polskie zmęczyły. 

Zatem politycy powoli zapominają o Smoleńsku. Czy przypomną sobie o nim jeszcze przed wyborami? Jak się wydaje, Jarosław Kaczyński nie zamierza już wyciągnąć konsekwencji z zamachu. Może jednak po ewentualnie wygranych (?) lub przegranych (?) wyborach? Ale tak czy siak, jego dotychczasowe zdecydowanie ustępuje pod naporem nowej rzeczywistości.

Wszystko wskazuje więc na to, że, tak jak w przypadku Olewnika, a niewykluczone, że i Leppera – organizatorzy, wspólnicy i ukrywacze zbrodni smoleńskiej pozostaną (przynajmniej na razie) bezkarni. W Polsce, jak zwykle, zdrada popłaca. I powoli już się o niej przestaje mówić. 

2. AKCJA "KRZYŻ"
Rozpoczęła się rok temu, w sierpniu. Teraz jak na dłoni widać, że była w pewnym momencie wygodną prowokacją, czyli okazją dla Byłego Pełniącego Obowiązki Prezydenta RP i dla Służb (obojętnie – okazją zaplanowaną, czy wykorzystaną okazjonalnie) – do zbadania, jak daleko można posunąć się w kopaniu tradycyjnej części tak zwanego narodu. Była też  dobrym odwracaczem uwagi od rzeczy istotniejszych. Ponieważ katolicy nie dają się kopać zupełnie bezkarnie, a czasem wymachują chorągwiami mało myślnie, są więc dobrym celem prowokacji. Toteż katolickie kontrakcje dały doskonały przyczynek do medialnego pokazania, że nie Kościół ma tu rządzić. 

Przy tym nastąpiła seria wydarzeń niesłychanie nagannych i niebezpiecznych w perspektywie ewentualnej ich kontynuacji. Chodzi mi o te pojedyncze i mało nagłośnione w mediach przykłady pobić i zamykania w psychuszce osób modlących się pod Krzyżem (wcześniej stojącym, teraz przynoszonym przed pałac prezydencki na Krakowskim Przedmieściu – codziennie modli się pod nim o godzinie 21.00 kilkadziesiąt osób). Przypadki niby marginalne, ale rzeczywiste, oprotestowane przez obrońców praw człowieka, a przez prasę ledwie zauważone. Co pokazało, że wobec osób traktowanych przez główne opiniory jako „be” można spokojnie stosować metody niedemokratyczne, a protestujących ogłosić oszołomami i zapomniec. 

3. AKCJA "KIBOLE"
Jak inni, zastrzegam, że daleki jestem od chwalenia i apoteozowania kiboli. Poza tym na mecze nie chodzę, kibicem nie jestem, piłka nożna mnie nie interesuje. Wiem, że większość tak zwanych „inteligentów” (ale czy jest jeszcze coś takiego?) będzie się od kiboli dystansować – więc wymarzona to sytuacja, aby policja czy jakikolwiek inny organ mógł przećwiczyć sobie na kibolach działania naganne. Aresztowanie Staruchowicza było i jest takim działaniem: skandalem i prowokacją. Poczyniono je ewidentnie po to, aby wyeliminować osobę „Starucha” z kampanii wyborczej i pokazać jego kompanom, iżby się nie ważyli wychylać. Ale też zarazem i po to, żeby zbadać „oporność” kibolowego środowiska. 

Najbardziej boli mnie w tym obojętność zwolenników PO na działania firmowane przez ich idoli. O zatrzymaniach obrońców Krzyża można było nie słyszeć, o zatrzymaniu Staruchowicza wszyscy chyba słyszeli. Mój zacny krewny, dawny drukarz podziemnej „Solidarności”, wiadomość o aresztowaniu skwitował (po chwili namysłu) jednym: „ja go tam nie żałuję”. I koniec tematu. „Akcja kibole” zdała więc egzamin. Ludzi groźnych dla rządu można szykanować i zamykać. Na razie tylko kiboli i Bogu ducha winnych modlących się pod Krzyżem. 

4. AKCJA "SZKOŁA raz"
Akcja „szkoła” obejmuje zarówno przedszkola, jak szkoły podstawowe, jak ponadpodstawowe i wyższe. Najpierw o wyższych. Ostatecznie postanowiono uczynić z nich coś à la kolonialne szkółki dla Murzynów. Pracuję na uniwersytecie, więc widzę. Postulat wyeliminowania języka polskiego z literatury naukowej padł pół-publicznie z ust jednego z wiceministrów. Niektóre polskie periodyki naukowe zaczynają przechodzić na angielski wyłącznie z przyczyn biurokratycznych – czyli ze względu na odgórne dyrektywy. Bo teraz łatwiej będzie robić karierę pisząc krótkie, angielskie artykuły, niż nawet wydając książki w języku polskim – te ostatnie będą bowiem od artykułów angielskich gorzej punktowane (niezależnie od zawartości). To paranoja: zwłaszcza, że wielu (jeśli nie wszyscy) spośród tych, którzy obecnie otrzymują doktoraty honoris causa i spośród tych, którzy kierują reformą szkolnictwa, wedle nowej reformy… nie powinni otrzymać habilitacji. Nie mieszczą się w tabelkach. A to oznacza, że nie podwyższenie standardów będzie efektem reformy, lecz redukcja i degradacja środowiska naukowego. I żeby było jasne. To nie jest mój wymysł. Tak mówi się w środowisku polskich pracowników nauki. Wprost.

Rzecz powinna być nagłaśniana i jest, ale kto o tym słyszał? Znajomy dziennikarz wzrusza ramionami – tyle jest tematów bardziej skandalicznych. Słowo „zdrada” zdewaluowało się. I na razie efektów radosnej działalności ministerstwa nie będzie widać, więc w oczy nie kłują. Te efekty przyjdą w ciągu kilku lat i wtedy będą już ciężko odwracalne. Uniwersytety zamienią się w instytucje z minimalną liczebnie, za to spauperyzowaną kadrą naukową, prowadzące zajęcia dla przyszłych półinteligentów, ci zaś, którzy będą chcieli naprawdę studiować, pojadą sobie za granicę. A temat dofinansowania niedofinansowanej nauki polskiej przestanie straszyć rządzących. Czyżby o to chodziło? (Aha. Piszę tu oczywiście głównie o naukach humanistycznych; wiem wprawdzie, że ścisłowcy też się burzą, ale nie wiem, jak dotknie ich „reforma”; większość skandalicznych pomysłów wygląda na zastosowane ślepo do nauk humanistycznych zasady, które wydają się sensowne tylko w naukach ścisłych). 

Znajomy polityk na wieść o tym, jak się rzeczy mają, mówi: „to dlaczego nie protestujecie”? A my przecież protestujemy. Rady Wydziałów uchwalają pisma. I co z tego? Nic. Bo ani dla PiSu, ani dla PO temat ten nie jest politycznie nośny. Kto będzie się przejmował losem jakichś tam profesorów? 

5. AKCJA "SZKOŁA dwa"
No, a teraz akcja w przedszkolach, szkołach podstawowych i średnich. Na naszych oczach wprowadza się absurdy i niszczy się szkoły. W tym nauczanie historii. Tu z kolei doświadczenie moje ze spotkań z nauczycielami (żeby było jasne: także, jeśli nie głównie, zwolennikami PO), którzy są przerażeni. Tylko jedna pani nauczycielka powiedziała, że (prywatne) protesty ich kolegów- i koleżanek-nauczycieli to wynik li tylko przyzwyczajenia do dotychczasowych struktur i że zmiany są sensowne. Inni jednak mówią jednogłośnie, że akcja ministerstwa zmierza wedle nich do „otumanienia narodu”, bo narodem nie znającym historii łatwo rządzić. 

W obu opiniach coś jest na rzeczy, acz nie chciałbym używać zbyt podniosłych słów. Nie ulega wątpliwości, że każda zmiana boli. Nie ulega też wątpliwości, że posunięć bezsensownych jest pośród posunięć pani Hall zbyt wiele, aby nie podejrzewać, że „jest (bezsensowna? sensowna?) metoda w tym szaleństwie”. A widząc, co i jak się nam serwuje w szkołach wyższych, pełen jestem najgorszych przeczuć co do szkół niższych. 

Iluś moich znajomych dydaktyków podczas burzliwych rozmów deklarowało, że weźmie udział w otwartych kursach historii dla dzieci, które będą się chciały uczyć inaczej, niż każe pani minister. Że takie kursy będzie chciało organizować. Czy rzeczywiście tak się stanie? Deklaracje objawiają najwyższą temperaturę wściekłości, ale czy pójdą za nimi czyny? Założenie „tajnych (acz oficjalnych) kompletów”? Na razie nie wiadomo.

6. AKCJA "SZKOŁA trzy"
W ramach kolejnych reform czeka nas pewnie przegląd i kasacja starych tudzież wyznaczenie nowych lektur. Jak to się odbędzie? Możemy się domyślać. „GazWybor” zaczęła właśnie wydawać nowy dodatek o książkach. Już w pierwszym numerze niejaki Rudnicki pisze: „Palę lektury”. Słuszny postulat krytycznego przyjrzenia się kanonowi czytadeł szkolnych przyniósł rzygowiny, dosłownie. Smieszno a straszno cytować, a zresztą chyba właśnie o cytowanie autorowi chodziło; chciał narobić hałasu (widocznie jest za mało znanym pisarzem). Żeby nie być gołosłownym (co do tych „rzygowin”), pozwolę sobie przytoczyć kilka bynajmniej nie najpikantniejszych fragmentów:

Co dziś robić z bzdurami, które wypisywa­li Mickiewicz, Konopnicka i Sienkiewicz? […] „Kto ty jesteś?” to wierszyk na poziomie twórczości ple­miennej. Wyryty przez jakiegoś kapłana wojownika. Zakrwawioną dzidą. Na skale. W jaskini (umysłowej). Ich szczęście (tych dzieci), że w tym wieku jeszcze ra­czej tępawe, bo wyszłyby z pierwszej klasy ze schi­zofrenią. […] „Dziady cz. III”? Patos tak pretensjonalny, że jakby to ode mnie zależało, wtedy, w '68, również ściągnąłbym je z afisza. […] Ta duchowa i artystyczna pornografia nadaje się dziś na Krakowskie Przedmieście, do recytacji dla przebywających na wolności zdrowo obłąkanych pacjentów Polskiego Zakładu Polsko­ści, a nie do publicznych szkół. […] Wytrzymać tego nie można. Tych wszystkich „Bursztynów”, „Kamieni” (na szaniec), „Balladyn” (rzecz dzieje się na wsi), tej „Zemsty” z jej podkręco­nym jak wąs tępego szlachciury zidiociałym humo­rem, tych papierowych „Syzyfowych prac” […] 

W kolejnych numerach „GazWyboru” pojawiły się polemiki kontrujące rzygowiny Rudnickiego. Ale odwaga redakcji w zamieszczeniu tego rzekomo nonkonformistycznego artykułu nie dziwi: bo dziś to wcale nie odwaga, to tylko pójście za ciosem i modą, pokazywanie kierunku dalszego marszu młodzieży, która chętnie wypnie się na w/w lektury, jeśli tylko poczuje, ze tak nie tylko fajnie, ale i słusznie. Nadto została tu użyta technika „drzwiami w twarz”: potępić wszystko, namieszać, a w efekcie osiągnąć jeden a dobrze postawiony krok. Jaki? Antytradycyjny bodaj i antykatolicki. Proszę zauważyć, że Krakowskie Przedmieście stało się już synonimem polskiej paranoi. Ten tekst to potwierdza, ba, każdy zagazowany czytelnik „GazWyboru” to potwierdzi. Katolik to może i znaczy Polak, ale w każdym razie „Polak Paranoidalny”, jeden ze „zdrowo obłąkanych pacjentów Polskiego Zakładu Polsko­ści”. I na pewno uderzenie w „katolika” ponurzonego w tradycji i historii wydaje się pierwszym celem ideologów i „działaczy” z „GazWyboru” i rodem im pokrewnych. Andrzej Wajda już wyczuł pismo nosem – trzydzieści lat temu idealizował w „Człowieku z Żelaza” robotników, którzy na bramie Stoczni Gdańskiej przytwierdzili Krzyż i wznosili pod nim modły. A dziś dowiadujemy się, że„w swojej szkole filmowej miał Wajda proponować jako bohatera naszych czasów Dominika Tarasa, który organizował działania przeciw krzyżowi na Krakowskim Przedmieściu.” Ale to już jest…

7. AKCJA "KATOL"
Bo reformom szkolnictwa towarzyszy rewolucja obyczajowa – czy może odwrotnie, rewolucji obyczajowej będzie chciała towarzyszyć reforma; ba, będzie się krzyczeć pewno, że reforma rewolucji musi dotrzymać kroku. 

Wszak jeśli z jednej strony organa naszego Państwa uznają (oficjalnie) Jana Pawła II za Wielkiego Polaka, jeśli stawia Mu się pomniki i nie krytykuje jeszcze tak zupełnie otwarcie – a z drugiej strony zaczyna się publiczne negowanie jego nauczania, i w ogóle: katolickiej hierarchii wartości i moralności chrześcijańskiej – to mamy do czynienia z jakimś rozdwojeniem jaźni. To rozdwojenie nie może trwać za długo w tym stanie, w jakim trwa obecnie. Albo zatem utrwali się w podziale stałym i długotrwałym na społeczeństwa A (lepsze, laickie) oraz B (ułomne, chrześcijańskie) – albo nastąpi degradacja jednego z tych dwu społeczeństw i publiczne uznanie jednego z nich za nieistniejące, czytaj: marginalne, śladowe, bezprawne wreszcie, a drugiego – na niosące kaganiec nowej oświaty. 

Podejrzewam więc, że to, co już dzieje się w „światłych” pismach i środowiskach, będzie miało apetyt na oficjalne zaistnienie w programach szkolnych. Negacja sensu sakramentów i moralności chrześcijańskiej, z dążnością do tego, żeby w ogóle zakazać publicznego głoszenia fundamentalnych zasad tej moralności. Ergo pochwała kurestwa, zaprzeczenie istnienia cnoty czystości jako takiej, idealizacja zboczeń (no, przy jednoczesnym zaprzeczeniu ich istnienia jako zboczeń), wszystko to stoi ante portas. W imię tolerancji oczywiście. Cóż tłumaczyć: te rzeczy dzieją się na świecie, więc nihil novi, wszyscy wiemy jak tam jest, a będzie miało być u nas. 

Zwrócę uwagę na to, że do niedawna nie ukazałby się w „GazWyborze” (konkretnie „Dużym Formacie”) dialog, jaki prowadzą Grzegorz Sroczyński z Konradem Szołajskim o filmie tego ostatniego (na temat życia seksualnego dzikich, czyli katolików). Padają tam takie zdanka: „To jest straszne. Ci ludzie muszą usłyszeć od księdza, że coś jest dozwolone.”. Aż do tej pory, choć w „GazWyborze”promowano wszelkiego rodzaju dewiacje – poglądy katolików zostawiano raczej w milczącej pogardzie, niż je komentowano. Zalecenie brzmiało tak mniej więcej: „chodź sobie na mszę, chrzcij dzieci, bądź niby chrześcijaninem, ale poza tym rób swoje i nie zastanawiaj się, bo tam ciemnota, tu nowoczesność, tam bezsens, tu wygoda i praktyczność”. A teraz to już więcej: to już wezwanie do rezygnacji z chrześcijaństwa w imię domniemanej nowoczesności.  

Żeby rozpętać szerszą kampanię, nie trzeba wiele. Wystarczy spuścić z medialnej smyczy panią profesor Środę, która – jak mówi – ma ochotę „podrzeć Biblię za pełne agresywnych i nawołujących do przemocy treści” oraz która twierdzi, że chore jest uleganie Kościołowi”. Jej głos nie jest nowy – w szumie „GazWyboru” obecny był zawsze, ale nie dominował. Tej amunicji ta redakcja ma sporo, tylko jak na razie dozuje strzelanie. Ale wystarczy przycisnąc spust - i gotowe.

Czekam więc na dalsze strzały. Zapewne najpierw doświadczymy ich w szkole. 

8. AKCJA "PROGRAM"
Jaka rada? Radźcie, czytelnicy, co myślicie? 

Zdaje się, że dużo tej naszej biedy tkwi w tym, że w obszary wpływu partii rządzącej rzuceni zostali ludzie, którzy, jak sądzę, nie identyfikują się wcale ze stojącymi za PO decyzjami. Na przykład, nie są za zmianą szkolnictwa w powyższym duchu, ani za prześladowaniem Bogu ducha winnych ludzi przez służby, ani za obyczajową „rewolucją” antychrześcijańską, która nam grozi etc itd. Ale też absolutnie nie chcą się opowiedzieć za PiSem. I siłą rzeczy głosami swymi firmują decyzje, których normalnie by nie pochwalali. 

Trzeba więc wyjść poza ten podział. Przynajmniej w kwestii rzeczy najważniejszych. Trzeba uświadomić sobie i innym, że wiara i wyznawanie wartości tradycyjnych nie prowadzą wcale koniecznie do popierania PiSu, ale też uświadomić trzeba sobie i innym, że walka z wiarą i tradycją może prowadzić tylko do utraty mandatu na rządzenie tym krajem. Że negacji katolickich wartości nie wolno zaprzęgać do wyimaginowanego rydwanu postępu, tak jak uczyniono to w Hiszpanii – bo w Polsce to nie popłaci (aż dotąd oczywiste było, że nie popłacało: ale teraz wielu się wydaje, że powoli może popłacać; i może mają już rację). Uświadomić trzeba sobie i innym, że jednak służby działające w imieniu tego rządu wielokrotnie i ostentacyjnie, nadto przy publicznym aplauzie części wyborców, przekroczyły granice prawa. Trzeba przeciwko temu skutecznie zaprotestować - żeby nie działo się tak później, w innych już okolicznościach. 

No i dalej – trzeba by uświadomić sobie, jakich życzymy sobie reform. Na przykład – reform szkolnictwa. Bo że reformy są konieczne,  każdy widzi. Pytanie tylko: jakie? Widać, że działania rządu nie opierają się tu na żadnej diagnozie, co najwyżej – jak się zdaje – na paru przesądach. Oraz na wyimaginowanym dostosowywaniu norm polskich do wyimaginowanych wymogów Unii Europejskiej. Wyimaginowanym i wyimaginowanych, bo tak naprawdę to, co się u nas dzieje, ma się nijak do tego, jak funkcjonują szkoły wyższe w Unii.

Czyli, krótko... potrzebny jest jakiś PROGRAM. A tego nie ma i chyba być nie może. Kto go napisze? Zapewne jest tak, jak za króla Sasa: że istotne, prawdziwe reformy tak musiałyby wzburzyć społeczność, iż okazałyby się wyborczo zabójcze dla samych reformatorów. Nadto zaszkodziłyby znacznie ich statusowi w ogóle (ich - czyli rzadzących aktualnie potencjalnych reformatorów). Zatem zamiast reform robi się pseudoreformy, nie po to, iżby uzdrowić państwo, ale iżby pozbyć się obywateli krytycznych, protestujących przeciwko stanowi państwa. Na przykład: iżby wyrzucić protestujących poza nawias budżetówki. Wtedy niech piszczą. 

9. AKCJA RÓŻANIEC
Poza tym sądzę, za Panem Bogiem, że „Ten rodzaj demonów można wyrzucić tylko modlitwą” (Mk 9,29). Trzeba więc mówić różaniec. Pojawiła się, za wzorem węgierskim, krucjata różańcowa w intencji narodu – korzystajmy. Wcale nie żartuję. Oczywiście wiara bez uczynków jest martwa. Czas więc także na uczynki nie tylko ściśle modlitewne. Ale bez postu i modlitwy możemy nie dać rady. Co do mnie, usiłuję już od jakiegoś czasu tej dziesiątki codziennie pilnować.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka