Korsarz Korsarz
215
BLOG

Powstańczy sierpień księdza Jana Ziei

Korsarz Korsarz Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

Przed trzydziestu laty biskupi polscy ustanowili miesiąc sierpień, miesiącem bez alkoholu. Wiele wskazuje na to, że to właśnie ks. Jan Zieją, kapelan Powstania warszawskiego i pierwszy kapłan w powojennym Słupsku, rzucił hasło trzeźwego sierpnia. Idea nie narodziła się z dnia na dzień, ale dojrzewała latami.

Jeszcze za życia mówiono o nim "święty". Wysoki, szczupły, z długą siwą brodą, przypominał biblijnego proroka, nie tylko z wyglądu, ale i ze sposobu mówienia oraz zdolności przewidywania. Wywierał przemożny wpływ na wszystkich, z którymi się spotykał. Całe życie szedł pod prąd, próbując sprostać wymaganiom Ewangelii wśród zamętu i chaosu świata: przeciwnik wojen - wziął udział w kilku wojnach; zwolennik pokoju i ładu społecznego - trwał w niezłomnym oporze przeciwko władzom komunistycznym; żarliwy polski patriota - głosił potrzebę jedności braterskiej między Polakami, a innymi narodami; oddany ludziom ubogim - był ulubieńcem warszawskich elit; orędownik sprawy chłopskiej - urzekał polskich intelektualistów.

W mieście nad Słupią

W maju 1945 roku ks. Zieja znalazł się w Słupsku na Ziemiach Odzyskanych. "Tu obciął pracować do śmierci. Tu widział dla siebie miejsce na cmentarzu" - pisze jego biograf ks. Waldemar Wojdecki. W mieście nad Słupią chciał zrealizować marzenie swojego życia: modelową parafię, "drugą po rodzinie społeczność religijną, w której z wiary nadprzyrodzonej ma się rozwinąć miłość społeczna ożywiona chrześcijańską nadzieją". Pozostał tutaj zaledwie kilka lat. "Okres ten wspominał często i serdecznie" - pisała matka Andrzeja Górska, urszulanka.

Początki nie były jednak łatwe. Życie religijne trzeba było organizować od podstaw. "Kościół św. Ottona był obrabowany i wewnątrz bardzo zniszczony. Dokoła stosy gruzu, a w nich szczątki podartych szat kościelnych i połamanych sprzętów, odłamki szkła i cegieł" - tak to wyglądało. Po latach wspominał swoją samotną posługę: "Praca w Słupsku to praca od podstaw: duszpasterstwo w czterech kościołach, ich remonty, nauka w trzech szkołach podstawowych, w gimnazjum i liceum, troska o więźniów, otwarcie Uniwersytetu Ludowego, mającego swą siedzibę początkowo na plebanii, i wykłady na nim. W niedzielę trzy Msze Święte, cztery lub pięć kazań, chrzty, śluby i wyjazdy do kościołów filialnych, odległych od Słupska do 35 km".

W latach osiemdziesiątych odwiedził w Warszawie ks. Zieję, ks. Jan Giriatowicz, dzisiaj proboszcz parafii pw. św. Jacka w Słupsku: „Poprosiłem go o duchowe przesłanie d1a Słupska. Powiedział wtedy: Mów, że Bóg jest - jest we mnie, w tobie, wszędzie, wszyscy jesteśmy w dłoniach kochającego Ojca".

Powstańczy Sierpień

W Powstaniu warszawskim ks. Zieja był kapelanem słynnego pułku "Baszta" na Mokotowie. Od pierwszego dnia - jak wspomina - albo grzebał poległych, albo pocieszał rannych. Siódmego dnia został ranny, leżał w szpitalu, długo chodził o kuli, ale nabożeństwa odprawiał codziennie. Sierpniowe dni - najpierw pełne uniesienia i chwały, później narastającego poczucia osamotnienia - pozostawiły trwały ślad na resztę jego życia. Już w pierwszą rocznicę Powstania powołał w Słupsk Komitet Honorowy Budowy Pomnika, a w drugą rocznicę - stanął już pomnik z prawdziwego zdarzenia, wykonany przez warszawskiego rzeźbiarza Jana Małetę. Barbara Sułek-Kowalska tak opisywała po latach słupski monument: "Na tle poszarpanego muru z ciemnoczerwonej cegły (nam, dzieciom, mówiło się, że to mur z prawdziwych warszawskich cegieł) leży żołnierz, nad którym klęczy anioł z białym orłem na ramieniu. Ten biały orzeł, to symbol naszej Ojczyzny - mówiono mi w dzieciństwie. Orzeł składa pocałunek na zimnym czole powstańca. To Polska dziękuje swoim dzieciom. Wyżej, na murze, umieszczona była marmurowa tablica z Chrystusem na krzyżu, pod krzyżem las rąk i napis: Jezu ratuj, bo giniemy. Warszawa sierpień 1944".

Słupski Pomnik Powstańców Warszawskich przez blisko pięćdziesiąt lat był jedynym powstańczym pomnikiem w Polsce.

Dostrzec człowieka

Kardynał Karol Wojtyła ostatnią noc przed wyjazdem na konklawe, które powołało go na Stolicę Piotrową, spędził w domu urszulanek szarych w Warszawie przy ulicy Wiślanej. W tym samym domu mieszkał wówczas ks. Zieja, tam też mieszkał niemal do śmierci nestor polskich filozofów prof. Stefan Swieżawski. "Kiedyś po Mszy świętej - wspominał profesor - powiedział mi bardzo ważną rzecz, że właściwie są takie dwie szczególne obecności Chrystusa zostawione na tym świecie. Pierwsza, to substancjalna obecność Chrystusa, czyli Eucharystia i ta druga obecność Chrystusa - w człowieku, w każdym człowieku. To są te dwie obecności, które się wzajemnie absolutnie uzupełniają, wiążą. I ta sama cześć, adoracja - to ciekawe, ks. Zieja tak mówił - powinna być wobec Eucharystii jak wobec każdego człowieka jako nosiciela Chrystusa. Każdego! I to było bardzo wstrząsające dla mnie, ale tak to jest. Eucharystia staje się wtedy jak gdyby punktem wyjścia do tej relacji miłości, która później realizuje się w całym życiu". Ks. Zieja praktykował tą miłość bliźniego na co dzień. "Kiedyś odwoziłem księdza na plebanię, a było to późnym popołudniem" - wspomina Stefan Kullas, współpracownik ks. Ziei z okresu słupskiego. "Napotkaliśmy po drodze pijanego mężczyznę, strasznie pobrudzonego i trzęsącego się z zimna, bo ubranego tylko w letnią marynarkę. Ksiądz kazał mi zatrzymać sanie, wysiadł i dał pijanemu swój ciepły zimowy płaszcz. Na moje pytające spojrzenie odpowiedział, że to był nasz nieszczęśliwy brat, który znalazł się w potrzebie".

Sierpniowe kazanie

W niedzielę 20 sierpnia 1945 roku ks. Zieja wygłosił w Słupsku jedno z tych kazań, które na całe życie zachowuje się w pamięci. Powodem była śmierć pięciu osób w wyniku nadużycia alkoholu. "Po pięciu latach wojny - bez gestapo, bez obozów - pięciu ludzi straciło w Słupsku życie. Nie mogę o tym milczeć! Byłbym złym pasterzem" - wołał ks. Zieja. "Pięciu ludzi straciliśmy, kogo winić?" - pytał. "Nie będę nikogo przeklinał, nie mam do tego prawa, ale całą duszą błogosławię tym, którzy mieli odwagę przyjść i oświadczyć, że wyrzekają się picia wódki. Błogosławię tym szlachetnym, odważnym ludziom, rozumiejącym sytuację naszego narodu". Przypomniał wiernym czasy okupacji, kiedy to "zabrano mleko i tłuszcz, ale każdemu robotnikowi dawano spirytus, aby naród nasz się rozpił: odebrano chleb, ale dano wódkę, abyśmy osłabli na wieki - tego chcieli wrogowie". "Nie udało im się i nie uda - mówił z naciskiem - ale właśnie w tych nadzieja, którzy przejmą się tą sprawą". Na koniec zwrócił się do młodzieży: "W dzień święta powstańców warszawskich ogłosiłem, że przy parafii zakładam złotą księgę trzeźwości".

Czy ks. Zieja już wówczas myślał o sierpniu jako miesiącu bez alkoholu?

Powstanie Warszawskie trwa

W 1981 roku ks. Zieja miał już osiemdziesiąt cztery lata. Prawdopodobnie pod silnym wrażeniem przełomowych chwil i pamiętnego lata 1981 roku - polskich dążeń wolnościowych, zamachu na Jana Pawła II, śmierci kardynała Wyszyńskiego - napisał coś w rodzaju duchowego testamentu. Rozesłał go do znanych lub bliskich sobie instytucji i osób. Na liście ponad stu adresatów znalazły się wszystkie diecezje polskie, zakony i zgromadzenia, redakcje katolickie i jego współpracownicy z Komitetu Obrony Robotników. W apelu ks Zieja proponował, aby w rocznicę Jasnogórskich Ślubów Narodu, Prymas Polski ogłosił ogólnonarodowe powstanie (!) przeciw pijaństwu. "Uważał - pisze ks. Wojdecki - że należy wykorzystać kapitał duchowy nagromadzony przez ofiarę powstańców warszawskich i jakby w ich imieniu, i w duchu tego, o co walczyli (wolne i dostojne życie narodu), rzucić hasło: Powstanie Warszawskie trwa. Powstanie Warszawskie staje się powstaniem ogólnonarodowym przeciw pijaństwu". Dalej proponował, aby 26 sierpnia na Jasnej Górze, cały naród złożył uroczyste oświadczenie: "Przyrzekamy Bogu i Matce Najświętszej nigdy nie pić wódki, ni żadnego napoju łatwo upajającego i nie będziemy nigdy nikogo wódką częstować".

"Częściową realizację tej idei - pisze ks. Waldemar Wojdecki - można dostrzec w ogłoszeniu w latach osiemdziesiątych przez Episkopat Polski sierpnia miesiącem bez alkoholu".

Tadeusz Rogowski

Korsarz
O mnie Korsarz

Ponieważ mam tylko mały statek, nazywają mnie bandytą; ty, ponieważ masz wielką flotę, nazywają cię zdobywcą. (Św. Augustyn)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura