Kot niniejszego bloga nie bez zdumienia dowiedział się, że dla filozofa wsystko może być wątpliwe. Nawet to, co może legalnie stanowić przedmiot badań naukowych. Dopiero Pani oświeciła kocisko, że wszystko w porządku, to tylko skrzywienie zawodowe uczonych uprawiających niektóre dyscypliny (filozofia, prawo, tetrapiloktomia, matagrabulizm i takie tam).
O co poszło? Otóż poszło o doktorat księdza z Torunia, obroniony w Warszawie i kwestionowany przez uczonego z Krakowa. Praca jest z "teologii apostolstwa" (kot nie wie, co to, proszę nie pytać), przedmiotem badań jest radio, którego doktorant jest szefem.
Wątpliwość nr 1 dotyczy tego, czy można napisać doktorat "o sobie samym," a właściwie o swojej pracy. Uczony krakowski uważa, że nie.
Wątpliwość nr 2 dotyczy istnienia dyscypliny "teologia apostolstwa," bo jej w urzędowym wykazie nie ma, a czego nie ma w aktach, to nie istnieje.
Kocisko zakłada dobrą wiarę uczonego, a że problem ciekawy, to podrzuca jeszcze kilka wątpliwości:
3. Czy należy uznawać doktoraty z nauk technicznych, w których doktorant pisze o wynikach własnych eksperymrentów?
4. Czy nalezy uznawać doktoraty pisane przez praktyków, np. z zakresu zarządzania, edukacji czy nauk technicznych, w których piszą oni o przedsiębiorstwach, w których pracują, albo którymi kierują (tzw. practitioner doctorate,nie mylić z professional doctorate)?
5. Czy należy uznawać doktoraty pisane przez lekarzy, skoro omawiają oni leczone przez siebie przypadki?
6. Czy, gdyby w urzędowym wykazie była tylko dyscyplina "filozofia" niedopuszczalne byłoby pisanie prac doktorskich z filozofii przyrody albo, o zgrozo, z metfizyki?
7. Czy, skoro ustawa tego nie rozstrzyga, nie należałoby sporządzić listy dozwolonych tematów prac doktorskich? A przynajmniej "indeksu prac zakazanych?"
Pozdrawiam miaucząc uczenie
Kot niniejszego bloga