Właśnie dowiedzieliśmy się na konferencji prok. Szeląga, że żadnych śladów trotylu na Tupolewie nie stwierdzono, a jak bardzo nie stwierdzono to dowiemy się dopiero za pół roku, bo do czasu zakończenia badań laboratoryjnych nie da się powiedzieć czy to co znaleziono to: trotyl, pestycydy czy perfumy.
W porządku. Oczywiście trzeba poczekać, tak jak trzeba było poczekać 2,5 roku na stwierdzenie czy Anna Walentynowicz leży w swoim grobie. Bo co prawda z badań i dokumentów wynikało, że nie, ale póki jej z cudzego grobu na Powązkach nie wyjęto sprawa nie była oczywista (mogła przecież leżeć w grobie w jeszcze innym mieście).
Czegóż więc byliśmy świadkami ? Niczego szczególnego. Jak wynika z publikowanych niedawno badań i tak 70 % w jakiś sposób dopuszcza teorię, że był to zamach, zaś takich, którzy zdecydowanie twierdzą, że na pewno nie jest ok. 30 %. Tu się raczej nic nie zmieni. Dla Kaczyńskiego także nic się nie zmieni. Dalej , powoli będzie rósł sobie w siłę, pozyskując kolejne środowiska i ludzi.
Co zaś do Tuska, to nawet jeśli ta cała dzisiejsza sprawa była misterną intrygą, wymyślonym przez PR-owców sposobem odciągnięciem naszej uwagi od jakiejś ważnej rzeczy, próbą skompromitowania „Rzepy”, Gmyza czy pokazania, że Kaczyński znów się zajmuje Smoleńskiem, to nie ma to żadnego znaczenia. No może poza jakąś, niewielka, mobilizacją „swoich”.
Już bowiem dawno spór toczy się gdzie indziej, a Smoleńsk jest tylko taką Nemezis, która wisi nad Tuskiem i ewentualnie co jakiś czas spędza mu sen z powiek. Tuska zatopią sprawy gospodarcze oraz kadrowe i od tego nie ma już raczej odwołania.