Kiedy Jarosław Kaczyński, na 15 minut przed posiedzeniem RBN, wyszedł złożyć oświadczenie, że nie weźmie udziału w posiedzeniu, trudno było nie zauważyć bijącego od niego strachu.
Czego bał się Jarosław Kaczyński?
-
Czy tego, że znajdzie się w zapisach rozmów bardziej jednoznaczny tekst niż „pan Prezydent nie podjął jeszcze decyzji” (stenogram)?
-
Czy tego, że znajdą się w stenogramie informacje, które stworzą potrzebę opublikowania również stenogramu jego rozmowy telefonicznej z bratem?
-
Czy tego, że odebrano mu jeszcze jeden oręż do brudnej kampanii (domaganie się ujawnienia materiałów)?
A może wszystkiego tego jednocześnie?
Z wypowiedzi działaczy PiSu (Kowal, Jakubiak) wygląda na to, że gorączkowo starają się odwrócić kota ogonem i teraz ujawnienie dokumentów uważają za rzecz złą, nieuzasadnioną, choć „jako ludzie” (cha, cha, cha – ludzie:-), czyli, że jako członkowie PiSu ludźmi już być przestają - ciekawe) bardzo się z niej cieszą.
Wniosek jest prosty: w kaczniku panika, a łagodny, jak babcia z „Czerwonego Kapturka” Nowy Pan Prezes pokazał prawdziwe oblicze przebranego za babcię wilka.
Trzeba przyznać, że rozegrana profesjonalnie przez PO akcja wyprowadzenia pana prezesa z równowagi udała się w 100 procentach.
Teraz należy oczekiwać odsunięcia paprotek (Kluzik- Rostkowskiej i Poncyliusza) i rozpoczęcia bitwy po Kursku.