Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
39
BLOG

Kapela: Warto rozmawiać

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 14

Rozmowy Zbyszka z Ryśkiem i innymi kolegami pokazują moim zdaniem przede wszystkim na jak tragicznym poziomie znajduje się w Polsce komunikacja społeczna i międzyludzka. Trzy razy musiałem przeczytać stenogramy, żeby cokolwiek z tego zrozumieć. To jasne. Nie siedzę w temacie. Ale wydaję się, że sami rozmówcy też nie bardzo potrafili się dogadać. Z drugiej strony też - nie bardzo chcieli. Zbyszek wcale nie miał ochoty gadać z Grześkiem, choć Rysiek na to nalegał. Nawet do Mirka nie bardzo chciał iść, choć w końcu poszedł i Mirek napisał pismo, choć chyba nie bardzo zrozumiał, o co właściwie chodzi, ale w końcu są kolegami. Ponoć chodzi o pięćset milionów spodziewanych zysków. Ale gdy ktoś mówi o spodziewanych zyskach to warto przypomnieć, że na nich właśnie opierał się kryzys i opierać się będzie dalej, dopóki będziemy myśleć takimi kategoriami. A wiecie ile pieniędzy Microsoft stracił na tym, że ludzie mają nielegalne Windowsy? Ja nie wiem, ale z pewnością totalne miliardy. W ogóle wszyscy nieustannie tracimy na tym, czego nie mamy. Ale odbiegam od tematu. Pięćset milionów miało zarobić ministerstwo, żeby za te pieniądze wybudować Narodowe Centrum Sportu. Gdyby to było coś innego, może bym się bardziej przejął, ale wywalanie kolejnej kasy na igrzyska średnio mnie bawi. Tym bardziej, gdy wywala się kasę, której się nie ma. Ale może jeszcze będzie, bo nie dość, że Ryśkowi się nie udało przekonać Zdziśka do skutecznej akcji, to na dodatek wszyscy przeczytali ich rozmowy i teraz to już w ogóle nici z całego planu. Dopłaty będą.  

Ale czy będzie pięćset milionów? Nie jest to wcale powiedziane. Według projektu ustawy mają zacząć obowiązywać dziesięcioprocentowe dopłaty przy grach losowych. O ile dosyć łatwo mogę sobie wyobrazić, że będzie to skuteczne przy audiotele, czy w kasynach, to nie bardzo rozumiem jak miałoby to działać w przypadku gry na automatach. A to jest największy segment tego rynku jak zauważył pewnie każdy, kto choć czasami chodzi na spacery po mieście albo choćby jeździ samochodem. Żeby dojść na przystanek tramwajowy muszę minąć z pięć punktów z automatami. Krótki spacer na Ząbkowską i Brzeską sprawił, że minąłem ich kilkanaście. Coś jest na rzeczy. Skoro niezbyt zamożni Polacy mogli się w zeszłym roku pozbyć pięciu miliardów złotych, wrzucając je do maszyn, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby część z tych pieniędzy poszła do budżetu państwa, zamiast do mafii. Bo tajemnica poliszynela głosi, że takie salony gier to idealny sposób prania brudnych pieniędzy. A karki przed nimi wystające zdają się ją potwierdzać. Problem jednak polega na samej konstrukcji zasady dopłat. Do automatów wrzuca się pieniądze. Maksymalna wpłata to pięćdziesiąt złotych, minimalna złotówka. (Tak przynajmniej było w automacie na którym grałem, żeby sprawdzić jak to wygląda). A teraz wyobraźmy, sobie, że do każdej złotówki dopłacamy dziesięć groszy. Jakby to się miało odbywać? Wrzucamy złoty dziesięć, a gramy za złotówkę? Abstrahując od tego, że trzeba by przerobić wszystkie automaty (a jest ich jakieś kilkadziesiąt tysięcy), to pomysł wydaję się być dosyć upierdliwy dla potencjalnych graczy, którzy widzą, że nie dość, że tracą kasę, to jeszcze część z niej zabiera im zły rząd. Czy nie lepiej byłoby opodatkować właścicieli? Którymi i tak pewnie jest mafia? Dlaczego by nie opodatkować mafii? Na przykład zwiększając opłaty obowiązujące od posiadania automatu.  

Ale chciałem pisać o komunikacji. Nie dość, że Rysiek nie potrafi rozmawiać ze Zbyszkiem, to jeszcze nikt nie potrafi wytłumaczyć, że miał trochę racji walcząc z tak sformułowaną ustawą. Co z tego, że miał trochę racji, skoro nie potrafił tego wytłumaczyć? Skoro nikogo nie obchodzi, co miał do powiedzenia? Rozumiem, że gra polityczna itd., ale być może, gdyby w podstawówkach wykładano teorie komunikacji, wszystkim nam byłoby łatwiej. A może w ogóle jest to problem liberalnej demokracji przedstawicielskiej, której przedstawiciele tak daleko oddalili się od ludzi, że muszą polegać na kulawych opiniach Ryśków, którzy nie tylko mają problemy z poprawną polszczyzną, to jeszcze z zakomunikowaniem tego, co chcą powiedzieć. Ciekawe, że podobny problem wyszedł przy okazji Kongresy Kultury. Wielu działaczy organizacji pozarządowych i kulturalnych chciało coś powiedzieć stronie rządowej, tylko nie bardzo było jak. Nie było żadnego mechanizmu umożliwiającego dyskusję. I tak chyba jest we wszystkich dziedzinach polskiego życia społecznego. Rząd okopany na swoich pozycjach prowadzi grę polityczną i medialną. A ludzie mający jakieś interesy, pomysły i problemy nie mają jak ich komunikować. Chyba, że znają Zbyszka i mogą się z nim spotkać na cmentarzu. Albo po Kongresie Kultury pójdą do Pięknego Psa i tam zaczną rozmawiać. Pozostaje pytanie, czy cmentarze i knajpy to idealne miejsca do prowadzenia debaty społecznej? Czasami tak, ale czasami by się chciało, żeby istniały też inne możliwości.

Jaś Kapela

Tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.
 

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka