Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
48
BLOG

Kapela: Sp... Karta Miejska

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 3

Na wstępie chciałbym przeprosić wszystkich mieszkających poza Warszawą, że będę poruszał problemy ich nie dotyczące i nie poruszające. Chciałbym jednocześnie prosić o wybaczenia szlachetnych posiadaczy aut, nawet jeśli są z Warszawy. Doceniam trudną sztukę poruszania się samochodem po mieście, ale niestety nie mogę wam pomóc. Przynajmniej nie dzisiaj. Prawdopodobnie nikomu nie mogę pomóc, a co najwyżej poprawić humor - poprzez nawiązanie intymnej relacji z czytelnikami opierającej się na dopiekaniu wspólnym wrogom. Lecz to przecież też jest ważne. Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. A jeśli mieszkacie w Warszawie i nie macie samochodu, to zapewne zgodzicie się ze mną, że jest nim ZTM. Nie tylko dlatego, że w ich środkach transportu jest zimno i śmierdzi. Z pewnością nie mogą nic na to poradzić. Choć słyszałem, że w Katowicach jest człowiek, który wymyślił pachnące bakterię. A wymyślił je, gdyż tamtejszy dworzec znany jest ze specyficznego odoru, który wytwarza. Już miano wdrażać technologię w fazę produkcji, gdy decydenci przestraszyli się, że likwidowanie smrodu za pomocą bakterie może nie być bezpieczne dla zdrowia. Więc śmierdzi jak śmierdziało. Smród jest - jak wiadomo – dla zdrowia dobry i świadczy o ekologicznym podejściu do życia. Ja niestety ciągle nie jestem równie ekologiczny jak niektórzy moi punkowi koledzy i staram się używać antyperspirantów. Najwyraźniej nikt jeszcze nie wymyślił antyperspirantów dla autobusów i dworców, więc śmierdzieć muszą. Ale do rzeczy.

Otóż od dłuższego czasu ZTM w Warszawie straszyło nas, że już wkrótce kodowanie biletów imiennych będzie możliwe jedynie na spersonalizowanych kartach miejskich. Każdy kto korzysta z usług tegoż przewoźnika zapewne zetknął się plakatami przypominającymi, że od pierwszego stycznia już nie będzie można. Ja też się zetknąłem, więc postanowiłem posłusznie wyrobić sobie spersonalizowaną kartę miejską. Ale kiedy głupia strona www nie chciał wczytać mi zdjęcia, które sobie upatrzyłem na tło, ani żadnego innego, powiedziałem: „Basta!”. Dlaczego jacyś ludzie w zarządzie transportu miejskiego, czy radzie miasta, mają decydować, że teraz mogę jeździć wyłącznie na spersonalizowanej karcie ze zdjęciem? I zacząłem przyglądać się sprawie. A to czego się dowiadywałem budziło mój lęk i zażenowanie. Podobnie jak w innych czasach tak i w czasach PRL-u czytało się głównie to, czego czytać nie wolno było. A przynajmniej czytali to ludzie aspirujący do zniesienia komunistycznej władzy, którzy – tak się zabawnie złożyło - aktualnie tę władzę sprawują. Jednym z hitów literatury bezdebitowej był „Rok 1984” niejakiego Orwella. Futurystyczna antyutopia, która ciągle wszyscy pamiętamy, Wielki Brat i te sprawy. Problem polega na tym, że niektórzy pamiętają ją inaczej. Niektórym zapewne wydaje się, że dotyczyła ona wyłącznie komunizmu, który szczęśliwie udało się obalić, a skoro tak, to nie musimy przejmować się zawartymi w niej ostrzeżeniami, tylko zamiast tego sprytnie wykorzystywać zaprezentowane pomysły. Skoro komunizmu nie ma, nie ma niebezpieczeństwa, a zwiększona wiedza o mieszkańcach może znacznie ułatwić nam wszystkim życie. Zapewne tego rodzaju myśleniem kierowali się zmieniający ustawę hazardową, gdy chcieli wpisać do niej sprytny aneks, który zmuszałby operatorów telefonii komórkowych do śledzenia i lokalizacji wszystkich wykonywanych połączeń w trakcie ich trwania. W końcu niektóre z nich mogą być wykonywane przez przestępców, więc warto wiedzieć, gdzie chodzą. Podobnie niewykluczone, że jacyś przestępcy korzystają z kart miejskich. Więc dlaczego ZTM nie miałoby pozyskiwać i przechowywać danych o lokalizacji podróżujących? Przecież zawsze mogą się przydać.

A jednak na wniosek Fundacji Panoptykon GIODO zdecydował, że nie miałoby. No i ponoć nie będzie. Ale pomysł był. Nie ma to jak dobre pomysły, których ostatnio sporo. Dlaczego nie odciski palców w dowodach? A może jeszcze kod DNA  i GPS w zębie? Łatwiej zarządzać społeczeństwem, o którym się wie, gdzie się akurat znajduje. Dobrze byłby też wiedzieć, po co. Na to też ZTM ma różne pomysły. Jak wiadomo wszyscy mają za dużo wolnego czasu i dlatego popełniają przestępstwa i w ogóle zachowują się nieładnie. Ja przynajmniej mam za dużo czasu. Nie wiem jak państwo? Państwo pewnie też, skoro ZTM tak uważa. A nawet radni miasta, bo to oni ponoć przegłosowali odpowiednie wnioski. Być może, że po prostu radni miasta mają za dużo wolnego czasu,a wszyscy przecież sądzimy po sobie. Prawie na pewno mają za dużo czasu, skoro zdecydowali, że wszyscy warszawiacy posiadający karty miejskiej mają się stawić w sześciu wyznaczonych punktach, aby złożyć wniosek, a następnie jeszcze raz by gotową kartę odebrać. A może wystarczy tylko raz? Jeśli się wypełni wniosek przez internet. Jest też szczęśliwie i takie ułatwienie, choć nie zwalnia ono od obecności w jednym z sześciu wyznaczonych punktów. Jakby to była jakaś gra miejska, a mieszkańcy harcerzami. Ja już od jakiegoś czasu nie jestem harcerzem, więc czuję się głupio, gdy ktoś mi mówi, gdzie mam się stawić. Gdyby przynajmniej mieli jakiś dobry powód. Ale - jak czytamy - powodem całego tego zamieszania jest, że dzięki spersonalizowanym kartom miejskim „nie trzeba wozić ze sobą dowodu tożsamości”. Hohoho. Może tylko jak noszę go zawsze przy sobie, bo ciągle mnie o niego pytają, gdy kupuję wódkę. Ale nawet jakbym nie nosił, to nie wydaje mi się to jakimś super ważnym powodem, który ułatwiłby życie nam wszystkim.

Zresztą może bym się tak nie denerwował, gdyby nie jawne chamstwo, matactwo i krętactwo szefa ZTM na przykład, który „Gazetę Wyborczą” przekonuje, że „dotychczas niektórzy opacznie rozumieli, że stare karty są ważne tylko do końca roku” oraz że „bilety na starych kartach miejskich bez zdjęcia będzie można kodować do końca lipca 2010 r.”. Być może tak opacznie by nie rozumieli, gdyby nie było tak napisane w co drugim tramwaju. „Bilet imienny może być zakodowany wyłącznie na spersonalizowanej WKM lub Elektronicznej Legitymacji Studenckiej/Uczniowskiej.„ To cytat ze strony ZTM. Co tu opacznie można rozumieć? Jak wyłącznie, to wyłącznie. A nagle, na tydzień przed końcem roku, okazuje się, że wszyscy źle zrozumieliśmy i że jednak można. No i dobrze, że można. Ale szkoda, że w ogóle trzeba. Komu przeszkadzają stare karty miejskie? Że nie będzie można śledzić tras przejazdów mieszkańców. No, trudno. Miasto będzie musiała sobie jakoś bez tego poradzić. Zresztą GIODO i tak na to nie pozwala. A że dzięki temu nie trzeba by nosić dowodu, więc radni wymyślili, że będziemy mieli dowód w postaci karty? To może zakodujmy bilety na dowodach? Że trzeba by zmienić dowody? Też trudno. Wystarczy powiedzieć Polakom, żeby stawili się w sześciu wyznaczonych punktach. W końcu mają za dużo wolnego czasu. A jak nie zdąża, to również trudno. Na tydzień przed ostatecznym terminem dam im się kolejne pół roku. Kiedyś dadzą radę, bo nie mają wyjścia. Przecież nikt nie będzie się ich pytał. Trzeba pamiętać, że to jednak potencjalni przestępcy i terroryści. A z terrorystami nie będziemy rozmawiać.  

Jaś Kapela

- -
Tekst ukazał się ma www.krytykapolityczna.pl. Czytaj też: Dezinformacja i mandaty - komentarz Małgorzaty Szumańskiej.

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka