Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
120
BLOG

Gdula: Beylin na morelowej klatce schodowej

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 20

Marek Beylin, krytykując KP, pisze w „Świątecznej”, że jesteśmy kumplami Ziemkiewicza. Rafał Ziemkiewicz na blogu pisze , że KP to kumple Beylina. Chętnie napisałbym felieton o tym, że tak naprawdę to Ziemkiewicz i Beylin są kumplami (co takiemu wielbicielowi pokrętnej dialektyki jak ja, chodzącemu na pasku Brukseli i Moskwy a zapewne także Caracas, sprawiłoby dużą przyjemność), ale mam wrażenie, że udowadnianie dziś, kto jest czyim kumplem, nie popycha nas nijak do przodu. Pozostaje więc mozolne odpieranie argumentów. Biorąc pod uwagę, że połowę roboty odwalił Tomasz Piątek, odpowiadając na krytykę Ziemkiewicza, mogę skoncentrować się na Beylinie.

Marek Beylin pisze, że porównując plan Balcerowicza do stanu wojennego, Krytyka Polityczna pominęła Mazowieckiego i Kuronia, którzy reformom nadali socjalny odcień. Jacek Kuroń był też zaangażowany w budowę socjalizmu w Polsce, ale pewnie Beylin nie napisałby, że pominięcie Kuronia w ocenie stalinizmu odbiera stalinizmowi humanistyczny odcień. Kuroń był bez wątpienia największym lewicowym opozycjonistą i to właśnie w krytyce, a nie w afirmacji realizowała się ta wielkość. Gdy Kuroń zobaczył skutki swych działań z początku lat 90. stał się jednym z najbardziej konsekwentnych i radykalnych krytyków transformacji. Nie krytykował tylko rozmiarów kosztów społecznych, ale samą logikę zmian opartą na ograniczaniu wpływów strony związkowej i ludzi pracy.

Beylin pisze też, że w Polsce neoliberalizm istnieje tylko retorycznie, bo w rzeczywistości nikt takiej polityki nie prowadzi. Gdybym nie obiecywał, że nie będę pisał o powinowactwie prawicowców i „liberalnych demokratów”, pewnie wspomniałbym, że nacjonaliści też mówią, że niechęć do mniejszości realizuje się tylko w języku, a w praktyce obowiązuje w Polsce tolerancja. Ale trudno, skoro obiecałem, to nie będę o tym wspominał i skoncentruję się na przykładach neoliberalnej polityki. Lista, choć niepełna, jest dość długa: prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych na wielką skalę (np. prawie cały sektor bankowy), otwarcie rynków krajowych na międzynarodową konkurencję na początku lat 90. bez dania przedsiębiorstwom czasu na restrukturyzację, reforma emerytalna z czasów Buzka, uelastycznienie reguł zatrudniania, likwidacja funduszu alimentacyjnego i likwidacja dotacji do barów mlecznych z czasów Belki, obniżka progresji podatkowej za rządów Kaczyńskiego, zmiana prawa na niesprzyjające lokatorom za rządów Tuska. To chyba nie są odosobnione przypadki? Gdybym nie żył w Polsce, powtarzane w kółko wezwania do reform polegających na obniżaniu podatków i prywatyzacji czego się da traktowałbym jak kiepskie żarty, ale niestety doświadczenie każe mi traktować je poważnie.

W tekście Beylina pada też stwierdzenie, że krytykując Balcerowicza i liberalnych demokratów, traktujemy reformatorów podobnie jak nacjonaliści Żydów, bo produkujemy „fikcyjną, mroczną grupę”, zrzucając na nią odpowiedzialność za całe zło. Oprócz tego, że sugestia ta jest oburzająca, dowodzi też kompletnego niezrozumienia przez Beylina krytyki, jaką kierujemy pod adresem reformatorów i transformacji. Inaczej niż w fantazji antysemickiej nie odwołujemy się do wizji czystej, homogenicznej wspólnoty, która nie może zrealizować w pełni swego potencjału, póki korumpowana jest przez sprytną mniejszość. Nie wierzymy w naród jako naturalną podstawę polityki, tak samo jak nie wierzymy w rynek jako naturalną podstawę społeczeństwa. To, co spaja ludzi ze sobą, reguły współżycia i kształt świata wokół nich - są dopiero kwestiami do zdefiniowania przez udział w polityce niezadowalającej się atrapami gotowego narodu albo normalnego rynku. Czy to jest trzymanie wolności w okowach, jak twierdzi Beylin?

W domu, gdzie do niedawna mieszkałem, zorganizowano kiedyś malowanie klatki. Jak na demokratyczny porządek przystało, zapytano lokatorów o kolor, na jaki chcieliby ją pomalować. Do wyboru były: pomarańczowy, ciemny żółty i morelowy. Jakoś nie chciało mi się brac udziału w tym głosowaniu. Dla Beylina świat, gdzie wybiera się między pomarańczowym, ciemnym żółtym i morelowym, jest wcieleniem wolności. My po prostu wolimy więcej kolorów.

Maciej Gdula

Tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.
 

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka