Kristoff104 Kristoff104
140
BLOG

O nurkowaniu w szambie

Kristoff104 Kristoff104 Polityka Obserwuj notkę 27

Jarosław Kaczyński wprawdzie zapewnił, sam widziałem w telewizorni, że jego partia nie będzie szła na układy z partią komunistyczną, ale dyskusja na ten temat wciąż trwa. Zresztą, deklaracje deklaracjami, ale przecież wyobrażenie, że do podobnego sojuszu mogłoby dojść, już powstało, i raz powołane do życia, głowy opuścić tak łatwo nie che. Tym bardziej, że na przykład słyszy się o współpracy obu partii w TVP. Tym bardziej, że przecież oficjalne koalicje to także coś innego, niż ciche sojusze. Współpraca „ogólna”, frontowa, to też coś innego, niż dil, zawarty w celu załatwienia jednej czy dwóch spraw. No i jeszcze kilku przedstawicieli, co „nie wykluczają”.
Wypada to powiedzieć wcześnie w tym tekście: od czasu zwolnienia z pracy pani Gargas, uświadomiłem sobie, że jakakolwiek współpraca polityczna pomiędzy PiS a SLD budzi we mnie co najmniej niesmak. Wczoraj wielki (nie chodzi mi o długość, ale o ocenę i znaczenie) tekst na ten temat opublikował Toyah. Powinien chyba mnie jakoś przekonać. Ale nie. Nawet nie w tym rzecz – kim są ludzie z SLD, chociaż w partii tej znajdziemy zbieraninę indywiduów, których naprawdę nie chciałbym spotkać. Chodzi raczej o to, czego symbolem stały się oba ugrupowania w ciągu tych wszystkich minionych lat. A stały się przedstawicielami wszystkiego – od deklarowanych celów i wartości, po praktykę uprawiania polityki – co jest sobie przeciwne i wrogie. Choć od co najmniej 2005 roku główna oś konfliktów rysowana jest pomiędzy PiS a PO, to waśnie SLD stanowi największy antagonizm.
Najlepszy dowód, że kiedyś przecież, jeszcze gdy premier miał być z Krakowa a prezydent – Tusk, koalicję POPiSową rozważano (wśród komentatorów) całkiem poważnie. Co do SLD, nawet teraz taka koncepcja budzi opory.
No właśnie, gdybym to ja miał podejmować w tej sprawie decyzję, nie zgodziłbym się na współpracę z SLD nigdy.
Tyle że tutaj mój niesmak, ani nawet partyjne programy nie mają najmniejszego znaczenia. To jest polityka.
Sęk w tym, że polityk to jest zawód, przypominający nurkowanie w szambie. Jest (tak sobie wyobrażam niekiedy demokrację) kimś, kogo wynajmuję do wykonania pracy potrzebnej, ale takiej, której sam bym nie dotknął. On się tego podejmuje. Dla osiągnięcia pewnych celów wykona rzeczy może nawet nie grzeszne, ale na pewno nieprzyjemne. Być może nawet niekiedy wyłowi z tego szamba zagubiony diamentowy naszyjnik, ale przecież czystszy dzięki temu po robocie nie będzie. Czymś podobnym jest właśnie polityka.
Pozwolę sobie tu przypomnieć ankietę, którą ponad rok temu przeprowadzono u komunistów. Ankieta dała wynik dla niektórych zaskakujący, bowiem spora część członków partii okazała przywiązanie do wartości... prawicowych. Przypomnę też, nieskromnie, własny tekst na ten temat, w którym zauważyłem, że poglądy członków nie zagrażają lewicowości partii jako takiej. Partii zagraża co najwyżej zbyt dokładnie określony program, ograniczający pole działania.
SLD w tej chwili jest na pozycji, jaką przez wiele lat przećwiczyło PSL – jest drugim czy trzecim graczem, który dla przetrwania i realizacji celu musi podczepić się pod silniejszego i grać na jego zasadach.
Czym jest PiS? Poza tym, że posądzam tę partię o lewicowość, to jest także, spośród wszystkich grup, jakie mają szansę na obecność w parlamencie po najbliższych wyborach, jedyną siłą, która wśród swoich działań może realnie realizować przynajmniej część celów, jakie chciałbym, by zostały zrealizowane. I jeśli będzie mogła robić to skuteczniej, dzięki działaniom budzącym mój niesmak... Cóż, najwyżej zatkam nos.
Nie chcę się tu wymądrzać i np. prorokować czy faktycznie, do sojuszu, wykluczonego przez Kaczyńskiego, jednak dojdzie. Nie chcę wychwalać zalet podobnego rozwiązania, bo pewnie byłoby ich niewiele. Ale jeśli okaże się ono rozwiązaniem jedynie możliwym? To co? Ano, moim skromnym zdaniem, nie będzie to koniec świata.
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka