Kristoff104 Kristoff104
1490
BLOG

Kto wygra wojnę futbolową

Kristoff104 Kristoff104 Polityka Obserwuj notkę 29

 

Z tematem konfliktu pomiędzy kibicami a rządem Donalda Tuska mam jeden mały problem. Otóż nigdy nie lubiłem kiboli*. Trochę jest za co: straty po meczach nie ograniczają się niekiedy do kibiców i do wyposażenia stadionu. Obrywa się także np. maskom czy szybom samochodów zaparkowanych pechowo w miejscu przejścia osobników, powracających z meczu. Kibole potrafią także zachowywać się agresywnie wobec nie-kiboli, zupełnie niewinnych (pytał Was kiedyś na ulicy przypadkowy człowiek „za kim jesteś”?).
Niemniej, od nielubienia do postawy „nie chcę, żebyście istnieli” jest pewien dystans. I tak na przykład zawsze byłem zdania, że ustawki są ok — o ile oczywiście podczas takich zaplanowanych bijatyk nie ucierpią osoby postronne. Ostatecznie, jeśli dwóch (albo więcej) dorosłych ludzi chce ze sobą walczyć, to co mi do tego? Najwyżej któryś z nich od tego zmądrzeje. Naprawdę: na to bym nie narzekał.
Poza tym, kibolstwo to margines. Jak chyba w każdym środowisku, tak i w tym czarne owce to jest jakaś kilkuprocentowa grupa, która ciężko pracuje na to, aby zepsuć w społeczeństwie dobrą opinię o pozostałej części. Ja jestem przekonany, że znakomita większość fanów piłki nożnej w Polsce to nie są żadne bojówki ani wandale. To po prostu ludzie, którzy lubią oglądać piłkę, także na żywo, oraz dobrze się przy tym bawić. Ja tego wprawdzie nie rozumiem, na mecze nie chodzę, ale to akceptuję. Podobnie np. ja czytam książki — i nie widziałem jeszcze kibica, któremu by to się nie podobało.
Wytaczając ciężkie działa niby to przeciw kibolom, naraził się Donald Tusk wszystkim kibicom. Między innymi dlatego obecny konflikt pomiędzy władzą a kibicami wydaje mi się cokolwiek dziwny.
Ale nie tylko dlatego. Są w tym wszystkim inne, jeszcze trudniejsze do pojęcia fakty.
Na przykład coś, o czym pisał niedawno sam Robert Gwiazdowski: 1300 policjantów, 38 psów (z przewodnikami) i 2 helikoptery — to wszystko nie wystarczyło aby poradzić sobie z setką kibiców. Przepraszam bardzo? To kogo trzeba wysłać, żeby taką ogromną liczbę przeciwników opanować? Armię? To mogą być tylko dwie rzeczy. Być może mamy tu do czynienia ze skrajną nieudolnością policji, a wtedy strzeż się, Polsko! Z takimi służbami to nie tylko mafia jest dla nas groźna, poważny problem mogą sprawić ludzie zaśmiecający trawniki.
Ale ja nie mam policjantów za taką bandę fajtłapów. Po pierwsze dlatego, że potrafili złapać kolesia, który mi wybił szybę w aucie;) po drugie — kiedy trzeba było jednego dnia zamknąć prawie wszystkie sklepy z „dopalaczami” w Polsce, jakoś skoordynowana w skali kraju akcja udała się w ciągu poranka bez żadnych większych problemów. W dodatku: przecież 1000 osób setkę jest w stanie obezwładnić samym swoim ciężarem. Dlatego właśnie bardziej prawdopodobna wydaje mi się inna hipoteza — nieskuteczność policji była celowa. Podobnie i koszty. To miało tak wyglądać i miało kosztować nie wiadomo jakie pieniądze po to, by z kibiców zrobić zagrażających bezpieczeństwu państwa potworów, żeby usprawiedliwić wymierzone przeciwko nim działania. A przecież trzeba coś z tym było zrobić, i to z dwóch powodów.
Po pierwsze — był potrzebny kolejny temat zastępczy, żeby się dziennikarze nie dopytywali zbyt intensywnie o naprawdę poważne sprawy. Po drugie, o czym niewtajemniczeni mogą nie wiedzieć, konflikt między premierem a kibicami nie zaczął się od Bydgoszczy, to trwało już od jakiegoś czasu. Mniej więcej od momentu kiedy w kręgach rządowych zaczęło się mówić o coraz to dziwniejszych działaniach związanych z bezpieczeństwem na stadionach, w kontekście Euro 2012. Od tego czasu w internecie co jakiś czas pojawiały się fotograficzne relacje z antyrządowymi transparentami, pojawiającymi się na trybunach podczas meczów. Takiego czegoś przecież Tusk nie mógł tolerować!
Nie przypadkiem wspomniałem o akcji z „dopalaczami”. Zadyma, w którą wdał się premier teraz, do złudzenia przypomina tamtą nie tylko dlatego, że teraz też walczy się z problemem nieomal fikcyjnym, urządzając przy tym niesamowitą propagandę. To kolejna dziedzina, w której Donald Tusk przejawia w poszukiwaniu jakiegoś wroga, z którym mógłby spektakularnie walczyć i wygrać, taką desperację, że sprzeciwia się własnym dawnym przekonaniom. Pamiętamy przecież, że przyznawał się, że popalał trawkę. Co nie przeszkodziło mu później wcielić się w rolę pogromcy dopalaczy (i zapewne podnieść dochody przemysłu narkotykowego). A o tym, że interesuje się piłką i nie tylko w nią gra, ale jest (czy właśnie do niedawna: był) prawdziwym kibicem, wiedzą chyba wszyscy!
No właśnie, Tusk objawił się nam przecież kiedyś nie tylko jako kibic, ale właśnie jako kibol. To przecież on powiedział na temat sędziego, Howarda Webba, że chciał go zabić. Powie ktoś, że to raczej błahostka, ale właśnie ta błahostka zaszkodziła Polsce bardziej, niż niejeden stadionowy dym. No, ale czy to było takie ważne w momencie, w ktorym można było się podlizać kibicom?
Dziś premier zwraca się przeciwko nim.
A to chyba jest dobry objaw: oznacza to bowiem, że teraz już, w celu zachowania władzy jak najdłużej, musi Donald Tusk zwracać się przeciwko grupom, które do tej pory były jego zwolennikami (albo które przynajmniej trudno było zaliczyć do wrogów). To zaś jest już równia pochyła.
Poza tym, kibice są grupą, która (jak chyba żadna inna obecnie), jest w stanie w obronie swoich celów i wartości zjednoczyć się pod szyldem innym, niż wspólny zawód. Są pod tym względem lepsi od pielęgniarek czy nawet górników. Potrafią urządzić np. taką akcję.
Mówiąc krótko: wygląda na to, że Donald Tusk występując przeciw kibicom zadarł wreszcie z kimś, kto może mu zagrozić.
 
--
* Słowa „kibole” używam tu jedynie z znaczeniu „pseudokibic, agresywny wandal”; specjalnie po to, by odróżnić to od słowa „kibic”. Powinienem zresztą powiedzieć, że nie tyle nie lubię kiboli, co kibolstwa — kiedy się zastanawiam, jestem niemal pewien, że w swoim życiu poznałem paru ludzi, którzy kibolami byli — i ich samych lubiłem.
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka