Nie należę do potępiających Bronisława Komorowskiego za zbyt pospieszne działania, ale jednego nie rozumiem. Marszałek oświadczył dziś ponoć w radio, że jutro ogłosi datę wyborów prezydenckich, bo musi być znana, by w tych nadzwyczajnych warunkach partie - zwłaszcza PiS i SLD, które straciły swoich kandydatów - zdążyły się jakoś przygotować.
Zdawało mi się, że ta data jest już znana: 20 czerwca - tura I, zaś II - 4 lipca. To ostatni z mozliwych terminów, co daje najwięcej czasu na przygotowanie. Jeśli marszałek chce to jutro półoficjalnie potwierdzić - OK. Ale jeśli planuje formalne ogłoszenie czyli zarządzenie wyborów, to zarządzić je będzie musiał na 14 czerwca, skracając jeszcze o tydzień i tak napięty kalendarz.
Ani to najistotniejsze, ani na SG, ale wolałbym wiedzieć, o co chodzi marszałkowi. Dodatkowy tydzień przed formalną kampanią może choć trochę ułatwić przygotowanie do zbierania podpisów. Pozwoli poczekać z organizacją przynajmniej do końca żałoby, do ostatniego z pogrzebów.
PS. Tu napisałem o tym, co dla mnie dziś ważne. Ale to moja bardzo prywatna hierarchia wahi spraw, nie kryję.