ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka
382
BLOG

Marże są o wiele bardziej atrakcyjne

ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Chętnie bym się dowiedział, ilu widzów, którzy obejrzeli „Wilka z Wall Street”, zdaje sobie sprawę, że Jordan Belfort, o którym film opowiada, nie tylko zjawił się z seksowną narzeczoną na premierze najnowszego dzieła Martina Scorsese. On się pojawia na ekranie. I to w końcowej scenie, która według wielu lepszych ode mnie znawców kina, jest kluczowa dla zrozumienia wymowy całego, trzygodzinnego widowiska. Nie będę jej streszczał, ale myślę, że warto o tym istotnym szczególe poinformować zarówno tych, którzy już film widzieli, jak i tych, którzy dopiero się na niego wybierają.

Belfort jest o trzy lata młodszy ode mnie. Jak się dowiedziałem ze strony „Forbesa”, zarabia dziś między innymi na książkach, w których opisuje swój sukces, upadek i powrót do świata biznesu. Podczas rozgrywek Australian Open siedział na trybunach obok miliardera Jamesa Packera. „Jordan Belfort po wyjściu z więzienia radzi sobie nieźle. Ze szkoleń biznesowych uczynił istotne źródło dochodów” – wyczytałem w podpisie do jednego ze zdjęć, wziętego zresztą z Facebooka. Podobno szkolenia prowadzone przez niego przyciągają tysiące głodnych sukcesu ludzi. Nie tylko w Ameryce. Na fotografiach dostępnych w Internecie bohater filmu jest uśmiechnięty i wygląda na człowieka sukcesu. Człowieka zadowolonego z życia. I z siebie. Jak jest naprawdę – nie wiem. Czy budzą go po nocach koszmarne sny, pełne wyrzutów sumienia? Pojęcia nie mam. Choć tego też chętnie bym się dowiedział.

W najnowszym filmie Martina Scorsese jest scena pokazująca, jak istotny okazał się dla granego przez Leonardo DiCaprio Jordana Belforta artykuł na temat jego firmy i niego samego, który ukazał się w poważnym, prestiżowym piśmie. 14 października 1991 roku Roula Khalaf, dziś dziennikarka „Financial Timesa”, opublikowała w „Forbesie” artykuł zatytułowany „Steki, akcje, opcje - co za różnica?”. Napisała w nim, że Belfort przypomina „pokręconego Robin Hooda, który zabiera bogatym, a daje sobie oraz swojej wesołej kompanii maklerów”. Stwierdziła też, że z perspektywy sprzedawcy nie ma różnicy między handlem mięsem a akcjami. To nawiązanie do faktu, że Belfort, zanim został brokerem, próbował między innymi sił w branży mięsnej. „Specjalizuje się we wciskaniu ryzykownych akcji łatwowiernym inwestorom. I, choć towar ten psuje się tak samo jak mięso i ryby, marże są o wiele bardziej atrakcyjne” – pisała w swoim artykule Roula Khalaf, charakteryzując firmę Belforta. Firmę zdemoralizowanych sprzedawców, którzy nie mają żadnych zahamowań, by maksymalizować swój zysk, robiąc krzywdę innym.

Po obejrzeniu „Wilka z Wall Street” z jednego mam cichą satysfakcję. Ucząc skutecznej techniki sprzedaży filmowy Belfort pokazuje trick, jak wcisnąć komuś bezwartościowy długopis. Mnie by go nie wtrynił. Dlaczego? Bo zawsze mam przy sobie coś do pisania. Nie muszę w pośpiechu kupować za duże pieniądze byle jakiego długopisu, żeby, nawet niespodziewanie poproszony, zapisać komuś numer telefonu albo adres mailowy. stukam.pl


Tekst wygłoszony na antenie radia eM

Dziennikarz, który został księdzem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości