Momotoro Momotoro
954
BLOG

Wychowanie krytyczne

Momotoro Momotoro LGBT Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Przyszła mi myśl o napisaniu kolejnej rzeczy, która przyszła mi do głowy tzn. o wychowaniu, czy może bardziej o myśleniu krytycznym. Trochę jest to kontynuacją tego, co pisałem a propos LGBT.


Po paru latach pracy w tym temacie dochodzę do wniosku, że każdy człowiek podświadomie dąży do realizacji swoich pragnień, ale i celu, który w mniejszym czy większym stopniu idzie w kierunku założenia rodziny i bycie rodzicem. Z lepszym czy gorszym skutkiem rodzice przekazują nam tą wiedzę, umiejętności i sam sposób codziennego życia. Wydaje mi się nawet, że są to nieraz tak oczywiste rzeczy i których nie trzeba specjalnie szukać. I to na fundamencie tych "oczywistości" były stabilne kultury pierwotne przez tyle tysiącleci. Takie "zwykłe" przekazywanie daru życia. I może ta stabilność tych społeczności była właśnie związana z tym, by jak najlepiej przekazać podstawowe wartości do przetrwania: rodzina i wspólnota. I może ta właśnie prosta kultura, jak na dzisiejsze standardy, była optymalna, bo każdy wiedział, co do niego należy i jakimi zasobami dysponuje. Ważna mi się też wydaje w tym wszystkim integralność wychowania i przetrwania. Jak się kogoś nie wychowa, to zginie.

I tutaj pojawia mi się w głowie myślenie krytyczne, takie w którym znika integralność priorytetów i pragnień, celów życia i różnych podświadomych potrzeb. Idąc za swoim przykładem zdałem sobie sprawę, że kieruję się różnymi przesłankami, którymi nauczyłem się od rodziców (czy oni mnie nauczyli, choć jest to ten sam proces), a są one nakierowane na nich, a nie na mnie. Że moim priorytetem, są cele rodziców, a nie moje cele. Pewnym zabezpieczeniem tego stanu było takie moje przekonanie, że to co mi pozwala na takie postępowanie jest dobre, a to co mi przeszkadza, czyli pomaga mi w realizacji swoich celów jest złe i niepotrzebne. Uzależnienie, szantaż emocjonalny i sekta gotowa.

Taki sam obraz pojawia mi się przed oczyma, jeśli myślę o wychowaniu krytycznym. Ono od początku powoduje czy wywołuje konflikt wewnętrzny w człowieku pomiędzy nauczonym obrazem sposobu życia, jego celów i sposobowi osiągnięcia, a naturalnymi dążeniami, które są w nas. I które nigdy nie zasypiają i nigdy nie dają wytchnienia, póki się ich nie spełni, albo uznamy, w naszym wnętrzu, że pewnych celów nie uda się nam osiągnąć. Z resztą nie każdy zostanie rodzicem albo dziadkiem.
Mam też świadomość, że sprowadzanie wszystkiego do płodzenia dzieci jest błędem. Mam takie wrażenie, że wraz z latami dorastamy do pewnych roli i tak nasze życie jest przemyślane, że jest moment by być dzieckiem, nastolatkiem, później wejść w związek, zostać rodzicem, a później dziadkiem czy babcią. Mam wrażenie, że zaczątki każdej z tych ról pojawiają się już we wczesnym wieku. Przynajmniej mam takie wrażenie patrząc na swoją historię. Tak jak pisałem wcześniej, jest to skutek wychowania przez rodziców oraz skutek obserwacji i uczenia się jakie są relacje pomiędzy członkami rodziny. Wychowanie jest jakby odpowiedzią na te naturalne dążenie dziecka.

Wracając do wychowania krytycznego, to podważane są w tym właśnie te zaczątki, fundamenty, pewniki wychowania. Bo myślenie wtedy jest bardzo proste. Jeśli widzę coś takiego, to znaczy, że istnieje, a to co powiedzą rodzice czy dorośli ma siłę słów bożych.
Podważenie tego w człowieku, co aż woła, że w ten sposób mogę zrealizować swoje pragnienia, żeby zrealizować się w pełni jako człowiek. Wydaje mi się, że to jest powód tego konfliktu wewnętrznego, który widać wśród różnych rewolucjonistów. Wystarczy popatrzeć na ojców i Hitlera i Stalina, jakimi byli satrapami i bandziorami. Ich synowie zdecydowali, że pójdą w ślady swoich ojców i po części matek, ale w większej skali, bo zniszczyli życie milionom rodzin, zwielokrotniając piekło, które sami przeżyli. Mao też miał jakieś dziwne przebieżki głównie ze swoim ojcem, o ile dobrze pamiętam.
Pewnie jakby się przyjrzeć reszcie rewolucjonistów czy sekciarzy, to pewnie sporo by się takich ludzi z pokręconymi żywotami. Robert Biedroń i jego matka? Coś mi się wydaje, że to była "zapłata" za wywołanie czy współwywołanie konfliktu wewnętrznego, którego efektem są jego skłonności seksualne. Choć nie wiem, na pewno za cierpienia, które doznał. Nie mniej poszedł po metody, które sam doznał i stał się taki sam, jakimi po części byli jego rodzice.

Wracając do wychowania, myślę, że pod nazwą wychowanie krytyczne kryje się to, co było znane od wieków. Zostało nazwane i użyte, żeby ludzi skonfliktować wewnętrznie, odebrać im tą jedność (którą mamy zapewnioną w wielkim procencie przy normalnym wychowaniu w normalnej rodzinie), odebrać niezależności i narzędzia do radzenia sobie w zmieniających się sytuacjach życiowych (których się uczymy dorastając), a przez to otworzyć ich na wpływ różnorakich liderów, guru czy innych, dyżurnych autorytetów (na przykład Owsiak). To jest też odcięcie ludzi od wszelkich naturalnych autorytetów: rodziców, starsze rodzeństwo, dalszą rodzinę, członków wspólnoty jakimi są sąsiedzi, nauczyciele, ogólnie osoby starsze, z większym doświadczeniem życiowym. Do tego dochodzi bombardowanie emocjami, przez co dochodzi do takiego przeciążenia świadomości, że nie umie się przebić na wierzch zdrowy rozsądek, czy bazujący na tym, co czytałem niedawno w książce "Osoba i czyn", samoświadomość.  W takich sytuacjach nie może dość do jej aktualizacji, do dokonania takiego podsumowania gdzie jestem, co robię, czy co się ze mną dzieje, co czuje, co mam dalej zrobić. W takich sytuacjach szlak trafia każdą możliwość wnioskowania. To też znam pod postacią szantaży i przemocy.
W sytuacji, gdy nie ma autorytetów, na których można bazować, to za przykład idą koledzy i to nieco starsi, albo sprytniejsi, którzy w takich patologicznych sytuacjach sobie jakoś poradzili. Jakoś nie znam osoby dobrze wychowanej i mającej normalną relację z ojcem i matką, która zostałaby przestępcą, czy członkiem gangu. Dla przykładu: czarna młodzież w USA, jej problemy wychowawcze, brak ojców i w pewien sposób matek, bo zostają nimi nastolatki (całkowicie niedojrzali do tego zadania), itd. I kręci się spirala, czy może bardziej koło interesów. A na tym żerują różne organizacje aborcyjne, typu Planned Parenthood, czy sprzedawcy środków antykoncepcyjnych, pornografii.

Ci też żerują i podtrzymują to rozerwanie pomiędzy seksualnością czy bardziej cielesnością, a realizacją pragnień. Dlatego tak bardzo ważne jest wychowania krytyczne, bo ono daje klucz do zarządzania intymnością człowieka. Ona jest najbardziej delikatna i wrażliwa, bo ona "wykluwa" i rozwija się w dzieciństwie i w czasie dojrzewania. I to rodzice (opiekuni) mają na nią największy wpływ. Szczególnie ważne jest oddzielenie intymności dzieci od intymności rodziców. Jeśli ono nie nastąpi, to nieraz wychowują się tacy jak Reich, który chciał zmusić matkę do seksu poprzez szantaż (jeśli dobrze pamiętam).
Gdy Jezus mówił o grzechu wobec tych najmniejszych, wydaje mi się, że mówił o jego okropności właśnie wskazując (również lub głównie, nie wiem) na taką perspektywę. Na perspektywę tego, co gdzieś w głowie normalnych rodziców jest, czyli na ochronie dziecka, na jego rozwijające się życie, by go nie wykoślawić przez nieuwagę (przypadkiem) czy wręcz zadany gwałt (świadomie lub nieświadomie).

Stąd też to hasło: "Wasze dzieci będą takie jak my". Czyli pogubione. Bo w tym pogubieniu jest jedno widoczne: m. in. poszukiwanie siebie. Siebie w seksie.
Tylko przy takim podejściu jest to zgubne, bo zapomina się o innej cesze seksu, czyli tworzenie relacji. Bardzo mocnych relacji, bo opartych o najgłębszą intymność. Mam takie przeświadczenie, że jest on właśnie dla normalnych rodziców, bo mocniej ich ze sobą związać, dać im dodatkową siłę na wychowanie dzieci, otwartość na przyjęcie kolejnej osoby do rodziny. Tak to zostało pomyślane przez Boga. "Szklanka wody" tak nie łączy:).

Wydaje mi się, że seks jest też wykorzystywany przez takie pogubionych osoby, by stworzyć jakąkolwiek relacje, a przynajmniej przez części z nich. Bo on daje jakąkolwiek szansę na coś choć trochę dłuższego niż kilka miesięcy. Dlaczego tak? Bo wielu z tych ludzi jest wewnętrznie pewnych, ze z tym pogubieniem nie są zdolni do stworzenia stabilnego związku. (Chcieliby zakłamać przez seks tą wewnętrzną pewność). Czyli, żeby stworzyć stabilny związek, samemu trzeba być stabilny w sobie i być sobą.

Tutaj przyszła mi do głowy ostatnia rzecz, czyli wolny wybór. Bardzo często mówi się o braku wyboru, że niektórzy ludzi urodzili się  spod znaku czterech spółgłosek:). Nie zdziwię się, jak znajdą gwiazdę, albo dwie, bo mamy dwie półkule, pod których wpływem rodzą się tacy ludzie. Taka jest to naukowość:).
Wolny wybór jest całkowicie negowany, żeby ludzi nie wypuścić z tego sekciarskiego świata, że jak już ktoś wpadł w ten świat, to już nie ma wyjścia, nie ma alternatywy. Nie ma innego świata. Piękne zakłamanie. Z resztą po to jest terror, obozy, szwadrony śmierci i miliony w masowych grobach. Obawiam się jednak, że by taki świat czterosamogłoskowy powstał, muszą zginąć/umrzeć wszyscy ludzie, nawet ci pogubieni.

Nie da się ot tak zmienić natury człowieka, bez względu na to, ile jest niej zła czy dobra. Taka jest o niej prawda i tej prawdy broni Kościół Katolicki. Broni prawdy o człowieku i dlatego chce się go zniszczyć. W sumie za to też, że broni prawdy o świecie, w którym żyje człowiek. Prawdy o tym jakie są, a jakie powinny być relacje między człowiekiem, a światem.
Objawienie Boże właśnie o tym mówi, akurat pasuje, bo akurat wczoraj było święto zwane potocznie 3 króli. Dla niektórych było ich 6:). Jezus urodził się m. in. po to, by pokazać nam kim jesteśmy i o tym przekonuje mnie Pismo Święte. I Stary i Nowy Testament. By pokazać prawdę, której dzisiaj musimy bronić. Prawdę o tym, że Bóg jest, że z Boga pochodzimy i do niego idziemy.
Że dał nam powołanie różnorakie, ale najważniejsze jest przekazywanie życia kolejnym pokoleniom. A do tego potrzebna jest rodzina, kultura, cywilizacja. Dlatego też Kościół Katolicki mniej lub bardziej udolnie stworzył świat chrześcijański, który najlepiej sprzyja wychowaniu człowieka, najlepiej wykorzystuje ten potencjał, który może być z człowieka wydobyty i wykorzystany. Najlepiej sprzyja tez wewnętrznemu dążeniu człowieka, temu które jest w nas obecne od dziecka i nie jest wyuczone. To jest w nas.
Krzysztof Karoń dużo pisze i mówi o pracy. Myślę, że jest to pewien fragment, który mówi również o uczynkach, bo czyny formują człowieka (taka parafraza słów z książki "Osoba i czyn"). Bo praca, czy każdy czyn powtarzany formuje człowieka. Człowiek uzbrojony w taką świadomość, możliwość wyboru odpowiednich czynów (pod kątem duchowym, cielesnym czy jak to woli materialnym i nie materialnym) jest na prawdę wolny.

I o to chodzi w tej wojnie, przynajmniej mi się tak wydaje:)

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo