Kultura Liberalna Kultura Liberalna
1247
BLOG

BODNAR: Viktor Orbán: rozmontowywanie demokracji

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 22

 Kilka lat temu obawialiśmy się, że w Polsce niepodzielnie zapanuje IV RP. Proces pełzającej rewolucji, powolnych i stopniowych zmian został zahamowany przez Trybunał Konstytucyjny i jego słynny wyrok w sprawie ustawy lustracyjnej. Później dla partii Jarosława Kaczyńskiego była już tylko równia pochyła, po której nastąpiły pamiętne wybory we wrześniu 2007 roku i przejęcie władzy przez PO.

W czasie kiedy Polska odwracała się już od widma zagrażającego demokracji, Węgry coraz bardziej podążały drogą na zatracenie. Słynny przeciek z wypowiedzi Ferenca Gyurcsányego o okłamywaniu wyborców zaowocował masowymi protestami i rozruchami w Budapeszcie. Następnie zaś – przejęciem władzy w wyniku wyborów, na fali społecznej nienawiści, przez partię prawicową Fidesz z Viktorem Orbánem na czele. Orbán nie zatrzymał się na zdobyciu konstytucyjnej większości dwóch trzecich w Parlamencie. Doprowadził do zmian konstytucyjnych utrwalających władzę jego partii, a także stopniowo przejął kontrolę nad poszczególnymi instytucjami państwowymi oraz ośrodkami władzy, które mogłyby zagrozić pozycji jego partii. W ten sposób demokratycznie wygrane wybory doprowadziły do przejęcia pełni władzy i umożliwiły sprawowanie jej w stylu całkowicie autokratycznym.

Orbán dokonał zatem tego, o czym Jarosław Kaczyński tylko marzył. Metodą kolejnych kroków zdobywał poszczególne przyczółki władzy, aby na koniec podsumować proces przejmowania władzy likwidacją głównej partii opozycyjnej i rozliczeniem jej w sposób, który za chwilę przypominać może Proces Brzeski. Właśnie taki jest bowiem sens ostatnich poprawek do Konstytucji Węgier, przyjętych pod koniec grudnia 2011 roku – poprawek, które 2 stycznia tego roku zgromadziły tłumy przed budynkiem Opery Narodowej w Budapeszcie (akurat w tym budynku Orbán i jego partia świętowali wejście w życie nowej konstytucji).

Na czym zatem polegały te zmiany? Przyjęcie słynnej i kontrowersyjnej ustawy medialnej miało na celu ograniczenie wolności mediów i pokazanie, że w każdym momencie istnieje na nie bat, który może pozbawić je niezależności oraz pluralistycznego charakteru. Ograniczenie kompetencji węgierskiego Trybunału Konstytucyjnego służyło temu, aby TK nie wtrącał się w sprawy budżetowe i podatkowe. Przyjęcie nowej konstytucji miało służyć koncentracji władzy w jednej ręce, a także jej utrwaleniu w następstwie przyszłych wyborów parlamentarnych. Warto bowiem pamiętać, że zgodnie z nową konstytucją obywatelstwo może być przyznawane bez większych problemów osobom mieszkającym poza granicami Węgier. Dzięki temu mniejszość węgierska zamieszkująca okoliczne państwa (Rumunia, Słowacja, Chorwacja), stanowiąca wcale liczną populację, będzie mogła spokojnie wspierać Orbána (i inne partie prawicowe), żyjąc spokojnie poza granicami Węgier. Oprócz zmian konstytucyjnych Fidesz przejął władzę także na poziomie lokalnym, ale również urząd Prezydenta. W zasadzie nie ostała się żadna instytucja, która byłaby prawdziwie niezależna.

Nowa Konstytucja Węgier weszła w życie 1 stycznia 2012 roku. System węgierski jest jednak specyficzny, gdyż wiele zagadnień ustrojowych regulowanych jest w drodze tak zwanych ustaw organicznych. Ich przyjęcie (a także zmiana) wymaga większości 2/3 głosów. Właśnie ustawy organiczne stały się głównym mechanizmem utrwalania władzy, gdyż nawet gdyby kolejne wybory zostały przez Fidesz przegrane, to ustaw organicznych (i zmian nimi wprowadzonych) nie można będzie odwrócić, gdyż zgromadzenie do tego większości 2/3 może okazać się niemożliwe. W ten sposób uregulowano między innymi status Trybunału Konstytucyjnego, a ostatnio zaproponowano także zmianę statusu banku centralnego.

W ostatnich dniach grudnia 2011 roku przyjęto kolejne zmiany konstytucji. Najszerzej komentowana jest ta uznająca Węgierską Partię Socjalistyczną za spadkobierczynię partii komunistycznej, a tym samym za organizację przestępczą. Nie jest jasne, w jaki sposób partia ta będzie dalej działała. Jeżeli jednak do tego dodamy inną poprawkę do konstytucji – znoszącą przedawnienie karalności wszelkich czynów popełnionych przez osoby związane z tą partią, to trudno spodziewać się czegoś innego niż liczne procesy polityczne. Kto wie, czy za chwilę liderzy partii socjalistycznej nie skończą tak jak Julia Tymoszenko. Te zmiany są tak niespodziewane, a ich dynamika tak duża, że nawet dojrzali węgierscy konstytucjonaliści nie są w stanie przewidzieć rozwoju wypadków.

Zmiany do Konstytucji z grudnia 2011 roku dotyczą także niezależnego sądownictwa. Stanowiska został pozbawiony prezes Sądu Najwyższego András Baka oraz odwołana została węgierska Krajowa Rada Sądownictwa i to przed upływem ich kadencji. Oficjalny powód to powołanie nowych instytucji sądowniczych, ale w istocie chodziło właśnie o przejęcie kontroli nad trzecią władzą. Przewodniczącą instytucji, która zastąpiła Krajową Radę Sądownictwa, została właśnie Tünde Handó. Co ciekawe, 2 stycznia 2012 r. jej mąż – József Szájer, członek Parlamentu Europejskiego i prominentny działacz Fidesz zrezygnował z członkostwa w partii, aby uniknąć jakichkolwiek podejrzeń o wpływ na żonę i niezależność sądownictwa. Szájer jest tym właśnie politykiem, który chwalił się, że nową Konstytucję Węgier napisał na iPadzie. Dlatego też jego wczorajszy gest jest raczej teatralną drwiną niż realnym respektowaniem zasady niezawisłości sądownictwa.

Przykłady ograniczeń w zakresie funkcjonowania instytucji demokratycznych i trójpodziału władzy można mnożyć. Bez wątpienia sytuacja na Węgrzech jest bardzo poważna. Większość konstytucyjna 2/3 w parlamencie posiadana przez Fidesz jest paraliżująca dla opozycji i dla jakiegokolwiek poważnego sprzeciwu. Dlatego protest od wielu miesięcy przenosi się na ulice. Istotną rolę odgrywają organizacje pozarządowe. Moi koledzy z Węgierskiego Komitetu Helsińskiego czy Węgierskiej Unii Swobód Obywatelskich (TASZ) w ostatnich miesiącach stali się wręcz dysydentami, a nie tylko obrońcami praw człowieka. Istotną rolę odgrywają media społecznościowe. W ostatnich dniach ze względu na „delegalizację” do protestujących dołączyła główna partia opozycyjna. Ulica w zasadzie stała się dla niej jedynym miejscem uprawiania polityki.

W ten oto sposób w środku Europy mamy państwo – członka Unii Europejskiej – które przestało być demokratyczne. Jeszcze są fasady, jeszcze można demonstrować i używać internetu, liderzy opozycji nie są jeszcze zatrzymywani i aresztowani, ale w parlamencie nie ma pluralizmu, instytucje kontrolne i sądownictwo zostały pozbawione zębów, a opozycja jest wykluczana poza nawias jakiegokolwiek wpływu na państwo. Za chwilę mogą rozpocząć się procesy polityczne.

W tej sytuacji powstaje pytanie, jak zareagować może opinia międzynarodowa. Stany Zjednoczone nie milczą. Hillary Clinton już w czerwcu 2011 roku wyrażała swój sprzeciw wobec polityki Orbána. Kilka dni temu w mocny słowach wezwała Węgry do respektowania demokracji i zobowiązań międzynarodowych. Komisja Europejska wyrażała duże zainteresowanie ustawą medialną, a ostatnio wyraźnie protestuje przeciwko ograniczaniu niezależności banku centralnego. Tylko czy to jest wystarczające i czy czasami kolejnym krokiem nie powinno być wszczęcie procedury zawieszenia Węgier w niektórych uprawnieniach członkowskich w UE (w tym w prawie głosu na forum Rady Unii Europejskiej)? Procedura przewidziana w Art. 7 Traktatu o Funkcjonowaniu UE nigdy nie została zastosowana, ale być może czas najwyższy. Warunkiem wszczęcia procedury jest „istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Państwo Członkowskie zasad wolności, demokracji, poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności oraz państwa prawnego”. Już samo wszczęcie procedury może mieć duże dyscyplinujące znaczenie dla państwa członkowskiego. Nawet jeśli UE jest pogrążona w kryzysie finansowym (a Węgry nie są wyjątkiem), to o tej możliwości nie można zapominać. Inicjatywa w tym zakresie należy do jednej trzeciej państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej.

Zanim jednak dojdzie do takiej precedensowej na skalę europejską inicjatywy, przede wszystkim nie powinniśmy być obojętni. To także podstawowy obowiązek władz polskich. Polska nie może promować demokracji, rządów prawa i praw człowieka w państwach Partnerstwa Wschodniego czy w państwach arabskich, skoro przymyka oczy na stworzenie systemu autorytarnego w jednym z państw Europy Środkowo-Wschodniej, tak bliskim nam duchowo. Być może gesty solidarności niewiele zmienią, ale nie można być obojętnym, gdyż gdyby u nas działy się podobne procesy, to także oczekiwalibyśmy reakcji innych państw, polityków, partii politycznych czy opiniotwórczych środowisk zagranicznych.

W tych trudnych dniach dla Węgier bardzo chciałbym, aby polski minister spraw zagranicznych pobrał nauki u swojej żony Anne Applebaum, która już 28 grudnia 2010 roku porównywała sytuację na Węgrzech do Białorusi. Można powiedzieć, że miała niezłego nosa. Niestety śledzenie aktywności Radosława Sikorskiego wskazuje, że jak na razie miał tylko nosa do promocji węgierskiego wina w czasie polskiej Prezydencji w UE.

* Adam Bodnar, doktor praw, wiceprezes Zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz adiunkt w Zakładzie Praw Człowieka WPiA UW. Absolwent programu LL.M. oraz visiting professor na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie.

** Tekst ukazał się wKulturze Liberalnej z 3 stycznia 2011 r. (nr 156) w ramach Tematu Tygodnia Czy wyrzucić Węgry z Unii Europejskiej?. Więcej tekstów - Magdy BARAN, Piotra WCIŚLIKA, Dominiki BYCHAWSKIEJ-SINIARSKIEJ -CZYTAJ TUTAJ

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka