Leonardo Leonardo
1134
BLOG

Notes podróżny – Portugalia, cz. 3 (sierpień)

Leonardo Leonardo Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Portugalia to kraj w kryzysie. Przede wszystkim gospodarczym, ale także – o czym mniej się wie – także psychologicznym.

Gospodarczo cierpi na wszystkie choroby południa Europy: słabe podstawy gospodarki, kaganiec euro, który hamuje rozwój, przerośnięta biurokracja państwowa i związany z nią klientelizm, niewydolność sektora publicznego i korupcja, oraz rosnące rozwarstwienie społeczne. Do tej pory statystyki PKB ciągnęły wielkie inwestycje publiczne za unijne pieniądze, ale nie przełożyły się one na poprawę faktycznego stanu gospodarki. Na przykład drogi.

W kwestii projektowania infrastruktury drogowej w Portugalii od lat panuje totalny chaos. W tym małym kraju wybudowano setki kilometrów autostrad, projektowanych często bez żadnego sensu. Klinicznym przykładem jest autostrada A8 z Lizbony na północ w stronę Porto, która przebiega równolegle do starej autostrady A1 w tym samym kierunku, w niektórych miejscach w odległości kilkunastu kilometrów jedna od drugiej. Albo autostrady w stronę Hiszpanii – jedna przez Guardę, druga przez Algarve do Sewilli – biegnące przez słabo zaludniony wschód kraju. Turyści mają wygodnie, ale nie polepszają one nic w sytuacji Portugalii, a wręcz przeciwnie: stały się kamieniem młyńskim, który ciągnie w dół, ze względu na konieczność utrzymywania tej rozbuchanej infrastruktury. Nowe autostrady miały być bezpłatne, więc nie zaprojektowano na nich bramek. Gdy wybuchł kryzys, rząd zdecydował o wprowadzeniu na nich opłat. Ponieważ dobudowanie bramek było teraz bardzo kosztowne, uruchomiono jedynie pobór elektroniczny. I teraz Portugalia ma część sieci autostradowej, na której nie da się zapłacić za przejazd ad hoc; wcześniej trzeba się zarejestrować i wykupić specjalne urządzenie elektroniczne. Jest to praktycznie niewykonalne dla obcokrajowca, który nie wie o tym wcześniej. Ale jego miejscu niespecjalnie bym się martwił, gdyż z kolei kamery kontrolujące uiszczanie opłat nie są przystosowane do rozpoznawania numerów z tablic rejestracyjnych innych krajów bądź też nie ma odpowiednich porozumień z tymi krajami, więc obcokrajowcy są w tej kwestii bezkarni. Co więcej, spodziewany efekt ekonomiczny tych autostrad zanikł po wprowadzeniu opłat, bo Portugalczycy – gwałtownie zubożali w wyniku kryzysu – przestali nimi jeździć. Stracili możliwość łatwego dojazdu do pracy, przewozu towarów itd., a rząd został zmuszony do wypłacania gigantycznych subsydiów koncesjonariuszom za niewystarczający poziom ruchu. Taki Kulczyk albo A4 Kraków-Katowice u nas, tyle że w nieporównywalnie większej skali.

Z kolei znaczne połacie tego górzystego kraju nadal pozostają komunikacyjnie odcięte od świata. Siedzę już tydzień w Alentejo koło Odemiry i doświadczam codziennie jaką męką jest wydostanie się stąd gdzieś dalej, gdyż przejechanie czterdziestu kilometrów po górach zajmuje około godziny. Drogi tu są wąskie i kręte, bez poboczy, w dodatku – w przeciwieństwie np. do Algarve – zaniedbane, pełne powybijanego asfaltu i nierówności spowodowanych przez wchodzące pod drogę korzenie drzew. O ile więcej dla rozwoju tego biednego regionu dałoby ich wyrównanie, dorobienie trzeciego pasa do wyprzedzania pod górę i wyeliminowanie najgorszych serpentyn, zamiast takiej autostrady Via do Infante!

Portugalczycy od wybuchu kryzysu pozostają w ciągłym szoku. Psychologicznie jest to dla nich sytuacja trudna do zniesienia: od połowy lat osiemdziesiątych, kiedy weszli do Unii Europejskiej, kraj cały czas się rozwijał, a poziom życia ludzi rósł. Nastąpiły zmiany cywilizacyjne, powstała klasa średnia, kolejne pokolenia dzieci żyły lepiej niż ich rodzice. Potem weszli do pierwszej ligi (czy tak się wszystkim wydawało) przyjmując euro. Żyli może biedniej niż Niemcy czy Anglicy, ale była stabilizacja i perspektywa wzrostu. Granice zostały otwarte, a Portugalia chyba po raz pierwszy w historii odwróciła się twarzą do Europy.

I jak tu teraz żyć, gdy znienacka okazało się, że gospodarka kraju stoi na glinianych nogach, europejska wspólnota gospodarcza to był tylko miraż, a euro, które miało być stabilizatorem dusi teraz tak bardzo, że brakuje powietrza? Nagle okazało się, że Portugalia znajduje się w tym samym nieciekawym towarzystwie Hiszpanii, Włoch i Grecji, które jest uważane przez resztę Europy za leniów i nieudaczników, upośledzonych ubogich kuzynów, których ciągle trzeba utrzymywać. Portugalczycy są spolegliwym narodem, więc bez większego szemrania zgodzili się na program drakońskich oszczędności, cięć budżetowych, redukcji świadczeń społecznych. Dramatycznie wzrosło bezrobocie, nastąpił spadek wynagrodzeń, a przede wszystkim odcięcie kroplówki subsydiów. Po raz pierwszy od trzydziestu lat, następne pokolenie Portugalczyków będzie żyło gorzej niż ich rodzice. Stan nastrojów społecznych lapidarnie podsumował to jeden z portugalskich znajomych: – Teraz, jak się tylko da, trzeba stąd uciekać jak najdalej!

Uczciwie mówiąc, nieźle się do tego przyczynili. Jest to kraj klientelizmu. Ponad 30 procent ludzi czynnych zawodowo pracuje w sektorze publicznym: urzędach, publicznej oświacie i służbie zdrowia, policji i wojsku itd. Jak się nie zna kogoś w urzędzie to bardzo trudno jest coś załatwić, natomiast jak się zna – załatwić można wszystko. Nieopodal znajduje się Park Narodowy Południowo-Wschodniego Alentejo – obszar ochrony krajobrazu, w którym nie można lokalizować nowych inwestycji, ani w znaczący sposób rozbudowywać istniejących. Na przykład mając stary letni dom, nie można otoczyć go murem, jeśli wcześniej był tam płot – ale jak znasz odpowiednią osobę, mur da się zalegalizować. Nie można wybudować basenu – ale da się postawić zbiornik na wodę (przeciwpożarowy, jak mniemam) z chromowaną drabinką i filtrem. Tak to tu działa. Nie dziwi więc obezwładniająca biurokracja w załatwianiu czegokolwiek: rozpoczęcia działalności gospodarczej, projektu linii energetycznej zasilającej dom czy uzyskania prawa jazdy. Nic tu się nie zmieniło od czasów, gdy ponad dwadzieścia lat temu wystawałem w surrealistycznych kolejkach w Serviço de Estrangeiros e Fronteiras w Lizbonie, żeby podbić moje pierwsze zezwolenie na pobyt.

O źle wykorzystanych inwestycjach strukturalnych już mówiłem. Dodać można jeszcze, że w dużej mierze były one realizowane pod kątem interesów firm budowlanych, a nie potrzeb kraju.

Przy tym często się zapomina, że całe południe Europy ma we krwi komunizm. Portugalia, Hiszpania, Włochy, była Jugosławia, Grecja – to wszystko są kraje, w których rządzili komuniści, a partie (post)komunistyczne są liczącymi się siłami politycznymi. Dostrzega się to też w mentalności tych narodów: oczekiwanie, że państwo zabezpieczy potrzeby ludzi, że ma ono prawo do ingerencji we wszystkie sprawy obywateli, a wielka własność prywatna jest co najmniej podejrzana. Nie stwarza to sprzyjającej atmosfery do prowadzenia biznesu i powoduje, że obywatele nie mają zakorzenionej potrzeby rozliczania swoich rządów z efektywności i racjonalności rządzenia.

No i wreszcie klimat. Uważam, że jest wiele prawdy w tym, że u podstaw strukturalnej niemożności krajów południa Europy w osiągnięciu rozwoju cywilizacyjnego takiego jak Europa Północna leży ten sam fakt, który jest problemem Afryki: ludzie tutaj tradycyjnie nigdy nie musieli przygotowywać się do zimy. Przed zimą należy ciężko pracować, robić zapasy, oszczędzać, przygotowywać opał i schronienie. Ci, którzy tego nie robili, nie mieli szansy na przetrwanie. Taka postawa została wdrukowana w północnoeuropejskie systemy etyczne i religijne, w tradycję. Na południu wszystko było prostsze. Z tego powodu cywilizacja śródziemnomorska rozwinęła się właśnie tutaj, ale potem jej centrum przesunęło się na północ. Taka sobie teoryjka, ale bardzo uwodząca.

Leonardo
O mnie Leonardo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości