Waldemar Frydrych, ksywa „Major”, pozwał miasto Wrocław za bezprawne, jego zdaniem, wykorzystywanie w kampaniach promocyjnych wizerunku krasnala z kwiatkiem. OK, jego prawo, aczkolwiek jest w tym jakiś moralny zonk, że antysystemowy anarchista biegnie do sądu, jeśli jest szansa na kasę. Ale niech tam.
Sąd się przychylił do jego roszczeń, miasto poszło na ugodę, ale ociągało się z porozumieniem co do kwoty. I oto czytamy dziś w prasie:
W wyznaczonym terminie nie doszło do ustalenia wymiaru odszkodowania i sąd wznowił proces. Tym razem za bezprawne wykorzystanie własności intelektualnej zasądził na rzecz Waldemara Frydrycha odszkodowanie od władz Wrocławia, w wysokości 666 tys 666 zł i 66 groszy. Kwotę tę ustalono na podstawie opinii biegłego.
A my oczywiście przekonujemy się nawzajem, że żyjemy w państwie prawa, podczas gdy sąd robi sobie zwykłe jaja. Byłoby to nawet zabawne, ale śmiech zgaśnie na ustach każdemu, komu podobny sędzia będzie rozstrzygał o alimentach, przyznaniu opieki nad dzieckiem albo odszkodowaniu za wypadek od pijanego kierowcy.
