Lewastronamocy Lewastronamocy
810
BLOG

W obronie działkowców

Lewastronamocy Lewastronamocy Polityka Obserwuj notkę 3

Na horyzoncie pojawił się nowy wróg publiczny. Groźny, bezkompromisowy, wyśmienicie zorganizowany, a co najważniejsze hamujący rozwój samorządów. Na szczęście naród został w porę poinformowany przez czujną redakcję Gazety Wyborczej, a konkretnie przez redaktor Agatę Nowakowską, która z wrogiem rozprawia się szybko, celnie i bezkompromisowo.

Argumentów przeciwko działkowcom jest bez liku. Każdy trzeźwo myślący człowiek wie, że to relikt PRL, który zawdzięczamy SLD co dla Gazety Wyborczej jest sprawą kluczową, na dodatek hamujący rozwój samorządów. Czujna redaktor Nowakowska nie daje się wodzić za nos nieprawdziwym informacjom podawanym przez zwolenników działek. Zieleń, pszczółki i kwiatki znajdujące się na działkach to "bajeczki dla naiwnych", o czym w swoim felietonie na siódmej stronie dzisiejszego wydania "Gazety" pisze Pani Redaktor.

Wiadomo przecież, że własna działka to szczyt wieśniactwa i polskiego zwyczaju grodzenia się oraz zamykania na klucz przed światem zewnętrznym. Działkowcy są niechętni ludziom, zamknięci na społeczeństwo i agresywni, o czym przekonała się Redaktor Nowakowska gdy próbowano ją wyrzucić z terenów działek pracowników MSZ na warszawskim Ursynowie. Na tym otwartym Ursynowie, na którym grodzone osiedla są rzadkością i mieszka tam tak wielu znajomych ze świata dziennikarskiego Pani Redaktor (oczywiście otwartych i uprzejmych dla wszystkich gości z zewnątrz). Skandal goni skandal na komunistycznych działkach.

Jeden, jeden malutki i rzeczywiście niewidoczny plus tych chamskich, ohydnych działek, który redaktorka Nowakowska dostrzega. Jej ukochani emeryci! To z troski o nich stworzyła swój obiektywny tekst, w którym rozprawia się z mitami na temat zielonych, przyjaznych ludziom działek. Po ewentualnej likwidacji jakoś sobie przecież poradzą. Z działek ich wykolegują to pojadą sobie trochę dalej za miasto i też będzie zielono.

No dobrze. Koniec żenady. Reklamująca się jako społecznie wrażliwa Gazeta Wyborcza wykazuje się ignorancją, sięgającą wprost niewiarygodnych rozmiarów. Uproszczenie sprawy działek to jakiegoś krzykliwego lobby, które - jak wykazuje redaktorka - hamuje rozwój miast, zawłaszczając tereny, na których przecież nasi wspaniali samorządowcy zbudują złobki i tanie mieszkania to dziennikarska zbrodnia. "I niech mi nikt nie mówi, że samorządowcy ziemię przehandlują deweloperom i będzie jeszcze gorzej, bardziej betonowowo." - rzeczywiście nie należy Pani Redaktor do naiwniaczków. Dawno się tak nie uśmiałem. Wystarczy porozmawiać z pierwszym lepszym radnym, aby uzyskać informację, że sprzedaż terenów pod inwestycje deweloperów to obecnie bardzo ważna część dochodów dla samorządów i nikt tego nie ukrywa, ale Redakcja wie swoje.

Bardzo ciekawa jest również lekkość, z jaką zestawiono ewentualne wady i zalety likwidacji ogródków działkowych. Zalety znamy już wszyscy. Teraz pochylmy się nad - nieznaczącymi oczywiście -  problemami, jakie owa likwidacja przyniesie. Nie jest tajemnicą, że grupą najliczniejszą pośród posiadaczy działek są ludzie starsi. Ludzie starsi, którzy na działkach spędzają czas, są z nich dumni, mają tam swoje oazy spokoju i relaksu, wokół których toczy się ich skromne życie towarzyskie. Dla Redaktor Nowakowskiej problemu nie ma.

Rzesze zagubionych, tracących swoje życiowe dorobki i wieloletnią pracę emerytów i rencistów wcale nie zasilą domów opieki, gabinetów lekarskich czy ośrodków pomocy społecznej. Nie wzrośnie ich poziom stresu i nie podupadną na zdrowiu. Nieznane są również przypadki, gdy eksmitowani nielegalnie na bruk z braku alternatywy udają się w kierunku ogródków działkowych, aby tam przeczekać ciężki okres. Zapomniałem jednak. Na pewno na tak płytki argument Redaktor Nowakowska będzie miała tysiąc odpowiedzi - dodatkowa robota dla policji i straży miejskiej, popełniane na działkach przestępstwa. Włos wprost się jeży na głowie!

Pochylmy się nad kolejnym nieznaczącym argumentem przeciwko likwidacji. Dochody ze sprzedaży owoców, warzyw i kwiatów, jakie osiągają właściele dzięki przydziałkowej czy bazarowej sprzedaży są symboliczne. Nie jest to zapewne poważny argument pod tak poważną i merytorycznie prowadzoną dysputę. Stówka czy dwie w skali miesiąca to dla Pani Redaktor sprawa symboliczna - niewarta zachodu. Dla wielu ludzi również, ale nieśmiało pragnę wskazać,  że dla osoby starszej dla której przychód ten bądź konsumpcja działkowych plonów stanowią kilkadziesiąt procent przychodów w skali miesiąca sprawa jest już nie do odpuszczenia.

Ustawa  dotycząca działkowców jest warta dyskusji. Można zastanowić się nad zwiększeniem dostepności do działek dla ogółu społeczeństwa czy wprowadzeniem obostrzeń dotyczących estetyki ogródków. To jednak temat dla specjalistów, a takim w kwestii działek nie jestem ani ja, ani Redaktor, która w swojej argumentacji wykazuje się niebotyczną wręcz naiwnością.

W omawianym felietonie zabrakło mi tylko retoryki, jaką znamy z wystąpień Jarosława Kaczyńskiego przeciwko internautom. Założę się, że na terenie niejednego polskiego ogródka wypito piwo, uprawiano seks, a być może nawet kogoś okradziono? Po likwidacji problemu nie będzie i zgodnie z kononowiczowską maksymą "nie będzie niczego". Ach nie! Zapomniałem... będą żłobki, przedszkola i tanie lokale mieszkaniowe, których nigdy przecież nie zajmują znajomi, kochanki i rodziny samorządowców. A nawet gdyby ten ambitny plan rozwoju samorządów sie nie udał, to w miejscu ogródków  walną jakiś estetyczny markecik, z którego - w przeciwieństwie do ursynowskich działek - nikt Redaktor Nowakowskiej z córką nie wywali, a pożytecznie i miło spędzi czas. No, chyba że będzie w Carrefourze fotografowała banany.

 

Bezpartyjny. "Na lewo od PO"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka