Każdy uczestnik for, salonów internetowych i innego rodzaju hideparków jest niejednokrotnie świadkiem dyskusji, w których ludzie inteligentni i otwarci próbują bezskutecznie wytłumaczyć prawicowym oszołomom, że dopatrywanie się spisków jest absurdem i jest to prosta droga do spiskowej teorii dziejów. Zadanie nie jest łatwe. Po pierwsze prawicowe oszołomy są uparte i ciągle przytaczają jakieś fakty. Po drugie ludzie inteligentni i otwarci mają kłopoty z argumentowaniem swoich racji. Większość z nich wychowała się w szacunku dla jedynie słusznych i mądrych poglądów. I ta mądrość weszła im w krew na tyle, że stała sie instynktowna. Do tego stopnia instynktowna, że nie są już w stanie podać opartej na faktach argumentacji wyjaśniającej dlaczego oni mają rację a inni nie.
Na szczęście w przypadku spiskowej teorii dziejów, argument przeciw jej istnieniu jest prosty. Wystarczy zwerbalizować na czym polega spiskowa teoria dziejów i jej absurdalność stanie się dla wszystkich oczywista, nawet dla prawicowych oszołomów. Otóż:
Spiskowa teoria dziejów, opiera się na założeniu, że jeżeli istnieje jakaś grupa, która:
1. Widzi, że pewne zmiany lub że pewne status quo jest dla nich bardzo korzystne
2. Ma potencjał/siły/możliwości, żeby tych zmian dokonać/zachować korzystne status quo (bezpośrednio lub pośrednio)
3. Widzi, iż korzyści odniesione ze zmiany/zachowania status quo znacznie przewyższą nakłady potrzebne do wytworzenia korzystnej sytuacji
to ta grupa wykorzysta swoje możliwości w celu doprowadzenia do korzystnej dla siebie sytuacji.
Widać gołym okiem, że powyższe nie ma sensu. Nieprawdaż?