amelius amelius
114
BLOG

Po reformie Gowina, część trzecia

amelius amelius Polityka Obserwuj notkę 0

Oczekując na stanowisko KRS nie należało się spodziewać, że organ ten uzna, że nie jest możliwe wykonywanie nieprawomocnej decyzji o przeniesieniu sędziego na nowe miejsce służbowe. I tak się też stało. Stanowisko Krajowej Rady Sądownictwa z dnia 14 listopada 2012 roku przewidywało, że skoro brak jest w ustawie o ustroju sądów powszechnych przepisów pozwalających na odroczenie skuteczności lub wykonalności podjętej decyzji, podlega ona realizacji z chwilą w tej decyzji wskazaną bez oczekiwania na wynik postępowania odwoławczego.

           Mówiąc kolokwialnie, mieliśmy problem z głowy, choć nijak nie było nam z tego powodu lżej. Wiedzieliśmy bowiem, że KRS zajął takie stanowisko, po pierwsze na skutek udziału w tym gremium polityków, po drugie zaś dlatego, że stanowisko odmienne, lecz jednocześnie jedyne prawidłowe z prawnego punktu widzenia, musiałoby wywołać skutek druzgocący, bo z dnia na dzień zaprzestałoby orzekania kilkuset sędziów – ci wszyscy, którzy złożyli odwołania do Sądu Najwyższego.

           Wchodziliśmy w nowy 2013 rok w nastrojach minorowych, wewnętrznie zszarzali, przygnębieni, z absurdalnym poczuciem, że oto my sędziowie, funkcjonariusze publiczni, piastuni władzy sądowniczej nie zostaliśmy w najmniejszym stopniu wysłuchani, zlekceważono nasz głos, nasze argumenty uznając, że jesteśmy jakąś sitwą, której zależy wyłącznie na zachowaniu przywilejów, która dla własnych partykularnych interesów sprzeciwia się nowoczesnemu i potrzebnemu rozwiązaniu. Niby to wiedzieliśmy, że tak właśnie władza wykonawcza w Polsce traktuje sędziów, jednakże kiedy słowo ciałem się stało, dotknęło nas to wyraźnie i boleśnie. Po wielu wcześniejszych kolejna poniesiona porażka. Oczywiście nie wszyscy sędziowie ze zniesionych sądów w taki sposób przeżywali ten fakt, wielu z nich jeśli nawet nie akceptowało dokonanych zmian, to godziło się nań nie widząc w nich żadnego zagrożenia dla obywateli i dla siebie. Jednakże ilość odwołań złożonych do Sądu Najwyższego świadczyła, że nastąpił wielki wzrost świadomości tożsamości, pozycji, znaczenia i poczucia własnej wartości i tego, że z jawnym naruszaniem zasady trójpodziału władzy jako sędziowie się nie godzimy.

           Następne dni, tygodnie stały się czasem swoistej wędrówki przez pustynię, a więc czasem, w którym nie dochodziło do żadnych szczególnych zdarzeń. Stały się czasem oczekiwania. Pracowaliśmy i orzekaliśmy normalnie, bo przecież niby nic się nie zmieniło. Z niczym nie wiązaliśmy większych nadziei, odarto nas ze złudzeń, choć co jakiś czas wracaliśmy w rozmowach do tematu, kiedy i jak Sąd Najwyższy rozpozna nasze odwołania. W pewnym momencie wyczuwalny stał się nastrój całkowitej rezygnacji i przekonania, że i Sąd Najwyższy zostawi nas samych sobie i dla dobra systemu wyda takie orzeczenia, które pozwolą systemowi trwać dalej i dalej obniżać rangę i pozycję służby sędziowskiej i czynić zeń coraz bardziej kolejny urzędniczy zawód.

           Osłupieliśmy więc – tak chyba mogę opisać naszą reakcję na opublikowaną w dniu 17 lipca 2013 roku tezę zawartą w uchwale składu siedmiu sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego pod sygnaturą III CZP 46/13. Sąd Najwyższy uznał bowiem, ku naszemu wielkiemu rozczarowaniu, że decyzja o przeniesieniu sędziego na nowe miejsce służbowe jest skuteczna z chwilą doręczenia jej sędziemu zaznaczając jednakże, że jest skuteczna tylko wtedy, jeśli jest zgodna z prawem. A zatem Sąd Najwyższy rozdzielił monolit jakim jest w każdym ustawowo uregulowanym postępowaniu prawomocność i wykonalność. W komunikacie prasowym opublikowanym na stronie internetowej Sądu Najwyższego w omówieniu uchwały podkreślono, że zgodność z prawem tej decyzji podlega badaniu zarówno w rozpoznawanej sprawie jak i w ramach odwołania sędziego do Sądu Najwyższego. Po wielokroć zastawialiśmy się, jak należy rozumieć te stwierdzenia Sądu Najwyższego i różne rozwiązania przychodziły nam do rozgorączkowanych głów, ale w najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczaliśmy tego, co wyczytamy w uzasadnieniu uchwały, które opublikowane zostało w dniu 8 października 2013 roku, a które zmieniło całkowicie nasze zawodowe życie. Ramy tego tekstu nie pozwalają na omówienie uzasadnienia uchwały, wydaje się też że nie ma takiej potrzeby, znakomita większość sędziów zna jego treść, a w każdym razie znają ci, których uchwała bezpośrednio dotyczy. Dość powiedzieć, że czyta się to uzasadnienie z rosnącym napięciem po to by na końcu z niedowierzaniem przeczytać następujące zdanie: „(…) decyzja o przeniesieniu na inne miejsce służbowe podjęta przez inną osobę, także „z upoważnienia” Ministra Sprawiedliwości, jest wadliwa (bezprawna), a sędzia, którego ona dotyczy, nie może wykonywać władzy jurysdykcyjnej w sądzie (na obszarze jurysdykcyjnym), do którego został „przeniesiony”. Skład orzekający z jego udziałem jest zatem sprzeczny z przepisami prawa w rozumieniu art. 379 pkt 4 k.p.c.”. Z niedowierzaniem więc patrzyliśmy na nasze decyzje o przeniesieniu na nowe miejsca służbowe, albowiem wydane one zostały i podpisane przez podsekretarza stanu Wojciecha Hajduka a nie przez Ministra Sprawiedliwości Jarosława Gowina. A zatem, zdaniem składu siedmiu sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego nikt z nas nie posiadał uprawnień do wykonywania władzy jurysdykcyjnej. 

           Kiełkować we mnie zaczęła myśl, która rozrastała się coraz szybciej, że uchwała i uzasadnienie tworzące nierozerwalną całość, którą mam przed sobą jest absolutnie pionierskim a wręcz wizjonerskim orzeczeniem, które stanie się zaczynem zmian mogącym odmienić oblicze polskiego wymiaru sprawiedliwości. Niezależnie jednak od tego w jak odległej przyszłości to nastąpi nie mogliśmy wobec tej uchwały przejść obojętnie. Nie mogliśmy udawać, że jej nie znamy, że do nas nie dotarła, że jej nie przeczytaliśmy, że Sąd Najwyższy jej nie podjął. Nie mogliśmy wreszcie w żadnym wypadku uznać, że podjął ją tylko w jednostkowej sprawie i w związku z tym wiąże ona tylko przy jej rozpoznawaniu. Zajęcia takiego stanowiska chciało Ministerstwo Sprawiedliwości, ale byłoby ono całkowicie absurdalne zważywszy na uniwersalną treść uzasadnienia uchwały. Choć uchwała podjęta została na bazie konkretnej sprawy i zapytania prawnego w jednostkowej sprawie cywilnej dawnego Sądu Rejonowego w Bytowie, to całość wywodu, jego konstrukcja i logika wskazywała w sposób nie budzący najmniejszych wątpliwości, że odnosi się ona do wszystkich innych tożsamych sytuacji. Oczywiście można było, w imię wolności poglądów i nade wszystko niezawisłości, zajmować stanowisko przeciwne, jednakże by mogło ono być traktowane jako równorzędne pod względem merytorycznym wymagało uzasadnienia, a więc przedstawienia argumentów polemicznych, z których wynikałoby, że Sąd Najwyższy w uchwale z 17 lipca 2013 roku racji nie miał albo co najmniej, że skutek wadliwie wydanej decyzji jest inny i nie ma przeszkód do tego by sędzia przeniesiony decyzją wydaną i podpisaną przez podsekretarza stanu mógł dalej, niczym nie skrępowany i nie niepokojony odmienną interpretacją wykonywać władzę sądowniczą. W dniu 9 października 2013 roku, kiedy poznaliśmy uzasadnienie uchwały, inne stanowiska się nie wykształciły. Nie mieliśmy więc wątpliwości, że czeka nas podjęcie decyzji: co dalej? Potrzebowaliśmy doby by stwierdzić, że skoro nie możemy udawać, że nie ma uchwały Sądu Najwyższego bądź, że nas nie dotyczy, jedyną możliwą i właściwą decyzją jest powstrzymanie się od orzekania. I tak też uczyniliśmy uznawszy, że nasza decyzja, choć radykalna jest adekwatna do konkluzji Sądu Najwyższego zawartej w uchwale. Poinformowaliśmy o naszej decyzji właściwych prezesów i z satysfakcją i niemałym zdziwieniem usłyszeliśmy słowa zrozumienia i poparcia. Niezwykle ważne dla nas było stanowisko Krajowej Rady Sądownictwa z dnia 10 października 2013 roku (Nr WOK 401 – 15/13), w którym Rada wprost podzieliła pogląd prawny wyrażony w sentencji uchwały Sądu Najwyższego z 17 lipca 2013 roku, mimo że w tej samej uchwale zawarła kontrowersyjne propozycje dotyczące rozwiązania zaistniałego problemu poprzez sanowanie z mocą wsteczną uchybienia w zakresie wyposażenia organów państwa w kompetencje i nadanie wyjątkowo następczo decyzjom o przeniesieniu mocy wstecznej. Taki sposób rozwiązania problemu powtórzył później w wywiadzie prasowym śp. Stanisław Dąbrowski I Prezes Sądu Najwyższego apelując do Ministra Sprawiedliwości by „zakasał rękawy i podpisał decyzje”. Były to zatem propozycje zastosowania zasady działania prawa wstecz w imię wyższych wartości takich jak stabilność systemu wymiaru sprawiedliwości i pewność obrotu prawnego. Zapoznawaliśmy się z tymi pomysłami skonfundowani. Pominąwszy kwestie aksjologiczno – prawne wyłaniał się istotny problem, w jaki sposób owo sanowanie z mocą wsteczną miałoby odbyć się w stosunku do sędziów, którzy złożyli odwołania do Sądu Najwyższego. Gdyby Minister Sprawiedliwości wydał nowe decyzje z mocą wsteczną od 1 stycznia 2013 roku sanowałby jedynie, ale i to nie byłoby pewne, tylko decyzje, których nie zaskarżono, lecz z pewnością nie nastąpiłoby uzdrowienie decyzji, od których sędziowie skierowali odwołania do Sądu Najwyższego. Chyba, że stwierdzono by, a takie poglądy wśród sędziów się pojawiały, że Minister nie wydał żadnej decyzji, bo ta, którą nam doręczono wydana została przez podsekretarza, a wiec w istocie nie jest decyzją, lecz jakimś oświadczeniem woli pana podsekretarza i ma ono tylko taką wartość jaka mam papier, na którym ją napisano. Problem zniknął z naszych rozważań dość szybko po tym jak minister Marek Biernacki oświadczył, że żadnych nowych decyzji nie wyda. Oświadczeniu temu towarzyszyły jakże buńczuczne i aroganckie wypowiedzi pod adresem Sądu Najwyższego, który „ośmielił się” zakwestionować nieomylność Ministra Sprawiedliwości. Samego siebie przeszedł wiceminister Michał Królikowski, który stwierdził w „Dziennika Gazety Prawnej” z 14 października 2013 roku, że Sad Najwyższy za swoje orzeczenia powinien ponieść odpowiedzialność przed społeczeństwem. Taka postawa urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości nie była dla nas zaskoczeniem. Należało się wręcz spodziewać, że poziom niepokoju w tym resorcie gwałtownie się zwiększył i Ministerstwo wszelkimi dostępnymi metodami będzie dążyło do zdeprecjonowania znaczenia uchwały z 17 lipca 2013 roku. Jedną z takich metod było udawanie przez samego Ministra i jego urzędników, że nie dostrzega się kardynalnej różnicy, na którą wskazał precyzyjnie i klarownie Sąd Najwyższy, pomiędzy przeniesieniem sędziego na nowe miejsce służbowe a jego delegowaniem do innego sądu i powoływanie się  na rzekomo utrwaloną linię orzecznictwa, którą teraz Sąd Najwyższy rzekomo zmienił. Dla każdego sędziego, ba, dla każdego prawnika nawet tego niezadomowionego w zagadnieniach ustrojowych, było oczywiste, że są to dwie różne instytucje i wywołują zupełnie inne skutki.  

amelius
O mnie amelius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka