Jak rozumiem, w zamierzeniu PiS prof. Gliński miał być premierem rządu fachowców na czas pozostały do najbliższych wyborów? Projekt taki miałby szansę realizacji przy założeniu, że popiera go cała opozycja plus udaje się przeciągnąć brakującą liczbę posłów ze stronnictw wspierających rząd.
Jak ludzie rozumni by się do tego zabrali? Oczywistym jest, że należałoby rozpocząć rozmowy z pozostałymi ugrupowaniami opozycyjnymi w celu wyłonienia wspólnego kandydata. Wspólnego, czyli takiego, na którego przynajmniej godziliby się wszyscy zainteresowani. Można by go wtedy nazwać kandydatem pozapartyjnym. Następnym krokiem, byłoby przeciągnięcie jak największej liczby posłów ze strony rządowej. Dopiero wtedy, mając realne szanse na odwołanie rządu ludzie rozumni złożyliby wniosek o odwołanie rządu.
Teraz zobaczmy jak do tego podeszli politycy PiS? Autorytarnie ustanowili sobie własnego kandydata, bez jakichkolwiek konsultacji z innymi klubami będącymi w opozycji i nazwali go dla zmyły "pozapartyjnym". Następnie oświadczyli z którymi z klubów opozycyjnych nie zamierzają prowadzić jakichkolwiek rozmów. Kiedy już upewnili się, że ich kandydat nie ma żadnych szans, a jedynym klubem który go poprze będzie ich własny, zgłosili wniosek o odwołanie rządu. No cóż na koniec pozostanie tylko odtrąbić kolejne "zwycięstwo moralne".
