Ludwiq Ludwiq
934
BLOG

Pierwszy na miejscu zdarzenia

Ludwiq Ludwiq Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 33

Zarówno Dariusz Górczyński jak i Marcin Wierzchowski w momencie katastrofy polskiego samolotu stali na płycie lotniska niedaleko bramy głównej lotniska Siewiernyj w Smoleńsku. Po upadku Tupolewa obaj wsiedli do samochodów, które ruszyły w kierunku miejsca katastrofy.

Kto pierwszy dotarł na miejsce katastrofy?W tym miejscu na przylot delegacji czekał Dariusz Górczyński z Pawłem Kozłowem. Obok namiot i samochody ochrony rosyjskiej.

Kto pierwszy dotarł na miejsce katastrofy?Miejsce, gdzie na przylot prezydenta oczekiwał Marcin Wierzchowski. Widać także zaparkowane samochody, a wśród nich zapewne stoi limuzyna ambasadora Bahra.

Naczelnik wydziału Federacji Rosyjskiej w Departamencie Wschodnim MSZ prawdopodobnie razem z Pawłem Kozłowem pojechał jednym z samochodów ochrony rosyjskiej. Za nimi popędziła limuzyna ambasadora Bahra a w niej Marcin Wierzchowski na tylnym siedzeniu.

W pewnym momencie usłyszałem ryk silników a następnie głośny huk. Pobiegliśmy do samochodów i szybko pojechalismy w stronę skąd dobiegł huk. Wysiedliśmy z samochodów na końcu pasa i pobiegliśmy dalej. Wśród drzew zobaczyłem szczątki samolotu, a w zasadzie koła skierowane do góry. Czuć było zapach paliwa i widać było trochę płomieni.

http://niezalezna.pl/40356-ujawniamy-protokol-o-trzech-rannych-ze-smolenska-takze-rosyjskie-media-mowily-o-rannych-100420

Kto pierwszy dotarł na miejsce katastrofy?

Auta przejechały przez płytę lotniska około 750 m w ciągu niecałej minuty aż do szlabanu przy murze, który zamknięty był na kłódkę. Tutaj samochody ochrony rosyjskiej zaczęły zawracać w kierunku końca pasa. Pracownik kancelarii prezydenta przy szlabanie wysiadł z limuzyny ambasadora, zobaczył 3-4 osoby w białych fartuchach i pobiegł za nimi przez lasek do wraku samolotu. Dotarcie na miejsce zajęło mu około dwie i pół minuty od upadku samolotu. Po minucie od przybycia na miejsce katastrofy usłyszał syrenę, a po półtorej zadzwonił do Jacka Sasina.

No i oczekiwaliśmy na, na przylot delegacji i w pewnym momencie, tak jak ja, ja to pamiętam, usłyszałem świst silników, i mówię do bodajże do ambasadora Bahra, mówię:
- Kurczę chyba wylądowali. I w pewnym momencie zobaczyliśmy jak samochody ochrony rosyjskiej jadą, jadą przez płytę. Mi do głowy nie przyszło, znaczy pierwsza myśl, która mi przeszła przez głowę to, że samolot wylądował i, i Rosjanie się zagapili, i w ogóle teraz będzie wstyd, i trzeba szybko tam. Znaczy w tym sensie, że ktoś się..., że podjedziemy szybko, a ja powiem:
- Chwileczkę, zaraz zdążymy, podjadą samochody, żeby udobruchać osoby, które były na pokładzie.
Wsiadam do samochodu z ambasadorem Bahrem i za tymi służbami, znaczy za tą, za tą ochroną, przejechaliśmy po płycie..

orka.sejm.gov.pl/opinie6.nsf/nazwa/78_20101216/%24File/78_20101216.pdf (strona 40)

Kto pierwszy dotarł na miejsce katastrofy?

Pan Marcin Wierzchowski: ... czy coś w tym stylu. Dojechaliśmy do, do, przez płytę lotniska do takiego miejsca, które widać na zdjęciach satelitarnych, tego miejsca. Te samochody, bo tam był szlaban...

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Ale jakiego miejsca? Jak pan nie może

Pan Marcin Wierzchowski: Jeżeli państwo mają...

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Jak pan może je określić, jak pan pamięta to miejsce?

Pan Marcin Wierzchowski: Jak ja pamiętam, to jest takie miejsce, gdzie, gdzie jest,
na wszystkich zdjęciach jest taki wysoki mur, prawda.

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Tak.

Pan Marcin Wierzchowski: I w miejscu w którym zostało przebite, przebite przejście do...

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Tak.

Pan Marcin Wierzchowski: ...tego miejsca katastrofy, my byliśmy na początku tego, to jest takie jak gdyby ogrodzone miejsce gdzie stały sobie takie malutkie samolociki.

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Tak.

Pan Marcin Wierzchowski: I tam był taki zwykły szlaban..

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Mhm, znaczy zanim, zanim się wjedzie na tę płytę z murem, zakończoną murem

Pan Marcin Wierzchowski: Tak, jest szlaban...

Przewodniczący Antoni Macierewicz: ...i samoloty, przedtem jest szlaban. Rozumiem.

Pan Marcin Wierzchowski: Tak, i my dojechaliśmy do tego miejsca, on był zamknięty na kłódkę...

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Rozumiem.

Pan Marcin Wierzchowski: Samochody zaczęły, zaczęły gdzieś tam zakręcać, wycofywać. Ja wysiadłem, zacząłem się rozglądać. W pewnym momencie zobaczyłem, bodajże trzy czy cztery osoby, które biegły, biegły na końcu tego muru, tam było błoto, takie krzaki i tak dalej. Wbiegły, wbiegły w las. Ja pobiegłem za nimi. Przebiegliśmy ze 30 metrów i zobaczyłem wrak samolotu.

(strona 40-41)

Poseł Marzena Dorota Wróbel: Ile mogło minąć minut czy sekund od katastrofy do pańskiego przybycia na to miejsce, kiedy pan mógł obserwować wrak samolotu?
Pan Marcin Wierzchowski: Minuta, dwie, pięć, nie więcej. Tam mi się wydaje, bo, bo mówię, ruszyliśmy w momencie, gdy, gdy zobaczyliśmy ruszających tak jakby w panice Rosjan, tak, znaczy te samochody. I ja mówię do ambasadora Bahra, że:
- Panie ambasadorze chyba wyjechali i czy mogę ? I po prostu wsiadłem z nim do
jego limuzyny i z jego kierowcą po prostu tam pojechaliśmy
. Tam, tak jak mówię...

(strona 42-43)

Pan Marcin Wierzchowski: W momencie gdy, gdy ruszyli Rosjanie z tej bezpośredniej ochrony, no to oni nas wyprzedzili ze 300 metrów, zanim, znaczy zanim wsiedliśmy i tak dalej to kierowca ich dogonił momentalnie. To mogło trwać minutę, bo najpierw jechaliśmy przez płytę lotniska, potem on skręcił, dojechaliśmy do tego miejsca. Nie wiem ile to mogło trwać, może minutę, może dwie. Ciężki mi jest powiedzieć, bo nie chciałbym państwa wprowadzić w błąd, bo nie chcę spekulować, ani ...

(strona 45)

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Rozumiem. Jeszcze o jedno chciałbym do końca sprecyzować. Czyli krótko mówiąc tak, byli ludzie w fartuchach białych, od trzech do kilku osób, byliście wy, a pozostali funkcjonariusze, którzy przed wami jechali wyszli?
Pan Marcin Wierzchowski: Nie, oni próbowali, oni, tak mi się wydaje, że oni próbowali się dostać samochodami w miejsce katastrofy. I oni...
Przewodniczący Antoni Macierewicz: I pan ich zgubił z oczu, tak?
Pan Marcin Wierzchowski: Tak. Oni w ogóle, oni zaczęli zawracać tymi samochodami. Wszyscy dojechali i w pewnym momencie te samochody próbują..
Przewodniczący Antoni Macierewicz: Mhm.
Pan Marcin Wierzchowski: ...bo to tak jak ślepa uliczka, pierwsze próbują zawrócić. I oni potem już, potem jak ja pamiętam, znaczy ja ich nie znałem, znaczy ja ich nigdy, znaczy nie widziałem ich wtedy jak jechali z twarzy, tylko potem jak przychodzili to byli tacy postawni panowie jak nasi funkcjonariusze Biura bezpośredniej ochrony, grzecznie, miło, znaczy miło w tym sensie, że...

(strona 89)

Pierwszy na miejscu zdarzeniaDroga Marcina Wierzchowskiego jaką przebył biegnąc za trzema czy czterema osobami w białych fartuchach od szlabanu do miejsca katastrofy. Przebiegnięcie przez lasek około 160 m zajęło mu mniej więcej półtorej minuty. Na tej trasie mógł te osoby oczywiście wyprzedzić. Tą samą drogą do miejsca zdarzenia dostał się później Jacek Sasin z Adamem Kwiatkowskim.

Samochód, którym jechał Górczyński zawrócił spod szlabanu i dojechał do końca pasa, gdzie Górczyński wysiadł razem z niektórymi osobami. Natomiast limuzyna ambasadora pojechała dalej za samochodem straży pożarnej. Przejechanie trasy od namiotu do końca pasa zajęło około półtorej minuty. Górczyński od końca pasa poszedł przez las w kierunku miejsca katastrofy. W czasie przechodzenia przez lasek wykonał swoje trzy telefony: do dyrektora Bratkiewicza o 8:43, do Tadeusza Stachelskiego, który był w Katyniu o 8:45 i do Wiktora Batera o 8:49. Być może ostatni telefon wykonał jak już dochodził do miejsca katastrofy. Dotarcie do wraku zajęło mu około 6-8 minut.

Ja zadzwoniłem o 10.43 do Dyrektora Bratkiewicza i powiedziałem mu że samolot się rozbił i że jest rozbity na kawałki. Następnie zadzwoniłem do Tadeusza Stachelskiego do Katynia i do Wiktora Batera, dziennikarza który był w Moskwie. Było ogromne zamieszanie, momentalnie w ciągu 5, może 10 minut pojawiła się milicja, straż i służby ratownicze. Po około pół godzinie ktoś ze służb ratunkowych powiedział, że niestety nikt nie przeżył.

http://niezalezna.pl/uploads/foto2013/40356-427481365947980.jpg

Głos miał roztrzęsiony. – Wiktor, jeżeli czekasz na prezydenta, to prezydent nie przyleci. – Darek, co ty mówisz? – Nie przyleci. Samolot miał awarię, była katastrofa. – Co ty mi tutaj pieprzysz? (Cytuję, inaczej się nie mówi w takich sytuacjach.) – Więcej nie mogę ci powiedzieć, będziemy próbowali się tam dostać, bo z miejsca, gdzie stoimy, nic nie widzę, jest mgła, idziemy tam w tej chwili z ambasadorem i konsulem, i jakimiś ludźmi z FSB. Jeżeli będę mógł, zadzwonię, ty do mnie nie dzwoń.

http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2013/12/czerwona-lampka-batera.html

Relacja Gerarda Kwaśniewskiego, kierowcy ambasadora Bahra:

Jest zimno, dwa stopnie, siedzimy w samochodzie, działa ogrzewanie. Nagle widzę, jak z lewej strony rusza rząd samochodów z kolumny prezydenckiej. Są dokładnie przed nami, 30-40 metrów. Nagle kolumna się zatrzymuje, z samochodów wysiadają ludzie z rosyjskiej Federalnej Służby Ochrony i nasłuchują. Coś nietypowego! Wysiadam. Czego nasłuchiwać — samolot wylądował albo nie. Potem powiedzieli, że usłyszeli wycie silnika, potężny huk i — cisza.

http://polska.newsweek.pl/smolensk--nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html

Pierwszy na miejscu zdarzeniaDroga jaką przebył Dariusz Górczyński od miejsca na końcu muru, w którym samochód zawrócił do końca pasa, gdzie mógł przejechać jeszcze kilkadziesiąt metrów po trawie. Limuzyna pokonała ten odcinek w około pół minuty (225 m). Dalszą część trasy (300 m) naczelnik pokonał pieszo w towarzystwie innych osób co zajęło mu ok. 5 minut. W przypadku tej trasy Naczelnik dotarł na miejsce zdarzenia po 6 minutach od katastrofy.

Pierwszy na miejscu zdarzeniaAlternatywna trasa naczelnika w Departamencie Wschodnim MSZ od szlabanu do miejsca zdarzenia. Przejazd samochodem na tym odcinku zajął mu około 45 sekund (330 m). Następnie przejście prawie 400 m zajęło jakieś 6 minut. W przypadku tej trasy Górczyński dotarł na miejsce katastrofy po 8 minutach od chwili gdy usłyszał huk upadającego samolotu.

Marcin Wierzchowski był na miejscu katastrofy około 8:43:30 CEST, czyli przed Dariuszem Górczyńskim, który prawdopodobnie dotarł kilka minut później w okolice wraku razem z ambasadorem, konsulem i ludźmi z ochrony rosyjskiej. Pracownik kancelarii prezydenta był zapewne pierwszym z Polaków na miejscu zdarzenia lotniczego.

Ludwiq
O mnie Ludwiq

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka