Łuki Łuki
303
BLOG

Kapitaliści i wszyscy reakcjoniści (nie) są papierowymi tygrysam

Łuki Łuki Polityka Obserwuj notkę 0

Parafraza jednego z podtytułów, klasycznego już, dzieła Lin Piao, mianowicie „Wyjątków z dzieł Przewodniczącego Mao Tse-Tunga” nie jest przypadkowa. Oryginalny tytuł tego rozdziału, genialnych wręcz, myśli politycznych Przewodniczącego brzmi „Imperializm i wszyscy reakcjoniści są papierowymi tygrysami” i ma na celu przekonanie szerokich mas Chińczyków, ale i nie tylko, do tego, że z łatwością można pokonać imperialistów, w zamyśle Stany Zjednoczone, oraz iż ich siła jest głównie siłą pokazową, łatwą do złamania.

           Skąd więc u mnie odnajduję się sparafrazowany tytuł dzieła Lin Piao? Odpowiedź sprowadza się do obecnej sytuacji gospodarczo-społecznej na świecie, gdzie człon pierwszy tyczy się praktycznie całego świata, zaś drugi – głównie rejonu Euro-atlantyckiego.

 

Wall Street, czyli źródło problemów

 

           Na świecie panuje wszechobecny kryzys gospodarek świata, zapoczątkowany, jak doskonale wiemy, w roku 2007 krachem na giełdzie amerykańskiej (czyż nie jest to interesujące, że wszystkie dotychczasowe globalne stagnacje, lub zapaści gospodarcze początek swój miały w USA? Np. pierwszy globalny kryzys lat 1929-33, czy później, kryzys paliwowy lat 70-tych?). Bowiem zawsze tak jest, zwłaszcza w tak zglobalizowanym świecie, jak teraz, że, gdy w „stolicy giełd”, czyli Wall Street, sytuacja jest zła, automatycznie cierpi reszta „ekonomicznego królestwa”, uzależniona od głosu „stolicy”. Zawalił się rynek nieruchomości oraz kredytów. Banki dawały pieniądze, nie patrząc na sytuację finansową kredytobiorców. I to je złapało. Klienci stali się niewypłacalni, banki stratne, co pociągnęło za sobą lawinę skutków, albowiem cała ekonomia to, wbrew pozorom, jeden olbrzymi „związek przyczynowo-skutkowy”, w którym to od początku, pewnego absolutu, wydarzenia przełomowego, następują po sobie skutki, które mogą ciągnąć się latami (tak jak teraz). Filozoficznie mówiąc, wydarzenie to jest bytem absolutnym, które zapoczątkowało wszystkie inne wydarzenia (jego skutki). Mamy tego przykład teraz. Absolutem był bowiem kryzys finansowy roku 2007. Jego skutki widoczne są po dziś dzień, a najbardziej ucierpiały rejony najsilniej gospodarczo związane ze Stanami Zjednoczonymi, to jest Europa i, wbrew pozorom, Azja jako taka, z naciskiem na Japonię, a nawet (uwaga!) Chiny.

 

Gdy cierpi Pentagon…

 

           Sytuacja w USA nie wygląda zbyt dobrze. Mimo olbrzymich sum wpompowanych w gospodarkę, Stany Zjednoczone cały czas przeżywają załamanie ekonomiczne. Oficjalnie, według komunikatów po obniżeniu ratingu USA z AAA o poziom niżej (AA+), sytuacja jest ustabilizowana i gabinet Obamy wychodzi z „zakrętu w czystą, szeroką prostą”. Nie jest to prawdą. Nie trzeba znać się na finansach i ekonomii, aby zauważyć, kiedy w Stanach Zjednoczonych dzieje się, delikatnie rzecz ujmując, ekonomicznie źle.

Jest bowiem w USA jedna kwestia, która nigdy, do tej pory, nie ucierpiała finansowo, nigdy jej budżet nie zmalał. Chodzi o Pentagon i zbrojenia. Jeśli dwupartyjna komisja kongresu USA nie znajdzie propozycji redukcji budżetu o 1,2 biliona dolarów do końca listopada, nastąpią automatyczne cięcia budżetowe, z których to aż połowa ma dosięgnąć Pentagon. Przyspieszony został również audyt w Pentagonie, aż o 4 lata. Odbędzie się on w 2013, a miał w roku 2017. Widzimy, że sytuacja jest wręcz dramatyczna. Poświadcza o jej tragizmie „ruch 99%”, jak określane jest teraz 99% społeczeństwa Stanów Zjednoczonych, z którym solidaryzuje się prezydent Obama. Taki bowiem procent niezadowolonego ludu amerykańskiego wymienił on w trakcie swojego przemówienia.

 1 % natomiast to kapitaliści monopolistyczni, wyzyskujący naród amerykański. Prezydent Obama łączy się w bólu i niezadowoleniu z prawie wręcz całym społeczeństwem amerykańskim, wystąpienia grupy „Occupy Wall Street” popiera i wyraża zrozumienie dla ich postulatów. Postulaty ich są proste i zrozumiałe dla każdego człowieka. Domagają się uczciwości, normalnych warunków pracy, aktualnie – miejsc pracy i godnego zatrudnienia. Wyrażają oburzenie i niezadowolenie z obecnie panującego porządku, porządku, w którym pierwsze skrzypce gra finansjera monopolistyczna, często bardzo powiązana z kapitałem i lobby judaistycznym. Stąd też diametralny wzrost nastrojów antysemickich w USA w trakcie trwania ostatnich tygodni.

 

Świat się wali, a Grecja wciąż się bawi

 

           Nie jest lepiej na Starym Kontynencie. Staruszka Europa przeżywa najpoważniejszy kryzys ekonomiczno-społeczny o czasu II wojny światowej. Ratingi poszczególnych państw spadają, wychodzą na jaw nadużycia sprzed lat i ułomność aktualnego systemu gospodarczego świata zachodniego. Można by wymieniać państwa, borykające się z silnymi problemami gospodarczymi, w nieskończoność, jednak mijałoby się to z celem. Weźmy chociaż Grecję, Węgry, Włochy, Hiszpanię. Problemy gospodarcze tych państw mają generalnie to samo podłoże. Oszukiwanie statystyk, sztuczne kreowanie rynku, popytu, podaży, a także, brak reform i stagnację legislacyjną, jeśli chodzi o sprawy gospodarcze.

Zauważamy także w Grecji swoistego rodzaju brak odpowiedzialności społeczeństwa za swoje czyny, za czyny, popełnione przez rządy ostatnich dekad. Ludzie wychodzą na ulice, prezentują swoje niezadowolenie, manifestują, strajkują, sprzeciwiają się cięciom gospodarczym, albowiem dosięgają ich wręcz drakońskie unormowania prawne, jak choćby ostatni pomysł możności zwalniania urzędników państwowych, czy wręcz połowiczne obniżki płac. Jest to dla przeciętnego człowieka zrozumiałe, jak najbardziej. Wyobraźmy sobie, jak zachowywaliby się górnicy, gdyby odebrano im gwarancje i swoistego rodzaju bonusy, jakie tej branży przysługują w naszym kraju. Sejm dosłownie stanąłby w płomieniach, niczym Reichstag w 1933 roku. Jednak z drugiej strony wychodzi na jaw tutaj bardzo gorączkowy, olbrzymi problem, o którym jest cały czas w mediach cicho. Doskonale rozumiem media. Gdyby ujawniły go, same dostałyby cios rykoszetem. Tym problemem, nie tylko Grecji, ale większości państw Europy, jest brak społeczeństwa obywatelskiego.

 

Brak samoorganizującego się społeczeństwa w czasie kryzysu to murowana katastrofa zagrożonego bankructwem państwa

 

           Społeczeństwo obywatelskie jest to bowiem takie społeczeństwo, które prowadzi samoorganizację pracy, ogranicza rolę rządu względem obywatela, jest to grupa, która nie pyta, co „państwo może zrobić dla nich, ale co oni mogą zrobić dla państwa” i obywateli. Aktualnie takie społeczeństwo funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych, natomiast w Europie mogę śmiało wymienić tylko kilka państw, jak Wielką Brytanię, Niemcy czy kraje Skandynawskie. Jak już wyżej wspomniałem, takiego społeczeństwa w Grecji brak. Nie oszukujmy się, że ono istnieje. Bandy anarchistyczno-pacyfistyczne, dążące do zachwiania aktualnego modelu polityczno-gospodarczego nie są reprezentantami ani woli ludu, ani społeczeństwa obywatelskiego. To właśnie te bandy, mające na celu destabilizację bytów państwowych i systemów społecznych na terenie Europy, używały transparentów z napisem „We are fucking angry” (jesteśmy bardzo wkurzeni). Wbrew pozorom, sytuacja obecna jest im na rękę, bowiem, przy obecnie panujących nastrojach społecznych, idee ich są łatwo akceptowane i podbierane przez społeczeństwo. Powtarzam, nie są oni odzwierciedleniem społeczeństwa obywatelskiego.

Notabene, pierwsze koncepty obywatelskości państwa, rządów ludu i jego samoorganizacji powstały w okresie antycznym właśnie w Grecji, w miastach Hellady. Bowiem już Arystoteles głosił, że człowiek to istota społeczna. Nie tyle w stricte socjologicznym znaczeniu, ile w ogólnym. Był to wiek IV przed narodzeniem pańskim.

Teraz widzimy, że tradycja społeczeństwa obywatelskiego (w starożytnych Atenach objawem postawy obywatelskiej było uczestniczenie w obradach na Agorze, obrona polis, aktywny udział w życiu politycznym, ale też, niejednokrotnie znane z historii, samo opodatkowanie się) nie przetrwała w Grecji próby czasu. Nie ma bowiem w Grecji współczesnej woli obywateli, aby wyjść na linię prostą z kryzysu. Przeciętny Grek mógłby z przyjemnością zgodzić się na bankructwo państwa, gdyby tylko wszelkie przywileje i prawa socjalne, jakie posiadał wcześniej, zostały mu oddane. Grek chce zachowania statusu quo, powrotu do, jego zdaniem, „normalności”. Boi się stawianych przed nim wyzwań, przyszłości. I powinien się bać, ale nie tak jak w wiekach ciemnych, czy później baroku, bano się niepewności i nie poznanej woli Niebios, powinien stawić czoła wyzwaniu i spełnić swój patriotyczny obowiązek wobec kraju, Europy i europejskiej kultury. Nie można więc w przypadku Grecji o istnieniu społeczeństwa obywatelskiego mówić. Grecy prezentują skrajnie inną od obywatelskiej postawę. Prezentują oni swoje własne interesy, nie myśląc o dobru ogółu, ani swojego państwa, które przez taki długi czas, nie oszukujmy się, wykorzystywali.

Swoistym przeciwieństwem tego zachowania, jak i zachowania klasy politycznej jest Japonia i społeczeństwo japońskie.

 

Postrzelone azjatyckie tygrysy

 

           Przez światową sieć powiązań społecznych, gospodarczych, politycznych, et cetera, potocznie zwaną globalizacją, kryzys nie mógł ominąć jedynego bodajże państwa, które na wojnie z USA zyskało. Imperium Wschodzącego Słońca (polecam wszystkim film, „Imperium Słońca” [ >Empire of the Sun<]), zwane przez innych Krajem Kwitnącej Wiśni, jeszcze przez innych Cesarstwem Japońskim, a przez większość z nas Japonią, wielce ucierpiało przez kryzys, i nadal cierpi. Do kryzysu należy dołożyć trzęsienie ziemi i tsunami z roku 2011, czego skutkiem była awaria elektrowni jądrowej w Fukushimie i serię niefortunnych zdarzeń, które na Imperium sprowadziło nieznane nam fatum. Gdy spoglądamy na indeksy giełdy tokijskiej, jej zachowania są analogiczne do zachowań giełdy nowojorskiej. Jest to logiczne. Nie oszukujmy się, ale Japonia to kraj, który jest najbardziej gospodarczo związany z USA, do Stanów właśnie trafia większość eksportu japońskiego. Nie dziwi więc fakt, że to Japonia jest państwem numer dwa po względem kłopotów finansowych. Zważywszy na fakt, iż nie ma ona praktycznie surowców naturalnych, a jej bazę kapitałową stanowią usługi, które właśnie przeżywają największy kryzys ze wszystkich sektorów produkcji państw postindustrialnych. Do tego trzeba dołożyć miliardowe wydatki związane z katastrofą naturalną z marca tego roku oraz później, z awarią elektrowni w Fukushimie.

Pomimo takiego biegu spraw, w Japonii dostrzegamy olbrzymi przejaw społeczeństwa obywatelskiego i tej postawy. Po części wynika ona z uwarunkowań kulturowych, jak choćby szanowanie państwa, kodeks Bushido, postępowanie względem siebie i wartość najwyższa, której narodom Europy brakuje, czyli wartość pracy. Japończycy bez słowa sprzeciwu zgodzili się na zostawanie w pracy dłużej, w imię dobra państwa, jak i ogółu. O klasie tego społeczeństwa świadczy także postawa byłego już premiera, Naoto Kana, który zrezygnował ze swojej funkcji, podając publicznie do wiadomości, iż nie może sobie poradzić z obecną sytuacją, wynikłą po katastrofie trzęsienia ziemi. Do dymisji podał się 2 września 2011 roku.

Porównajmy to do sytuacji w Grecji. Czy premier Papandreu postąpiłby jak Kan? Nie wierzę w to. Europejskie klasy panujące trzymają się swych posad, jak tonący brzytwy.

           Chińska Republika Ludowa z drugiej strony, jako dziwny twór hybrydalny (ze względu na polityczną ideologię oraz gospodarkę po reformach Deng Xiaopinga z lat 80 XX w.) także przeżywa pewnego rodzaju kłopoty ekonomiczne. Oficjalne, państwowe dane wskazują na wzrost PKB per capita, rozwój przemysłu (teraz głownie zbrojeniowego) i handlu. Przyczyna tego jest bardzo prosta. Chińska Republika Ludowa mniej odczuwa zawirowania na światowych rynkach, głównie dzięki swojemu ustrojowi gospodarczo-politycznemu. Aktualnie system ten rozważany jest jako poważny konkurent dla systemu świata zachodniego, jako bardziej efektywny i „ekonomicznie stabilny”. Zwrot ostatni poniekąd mnie bawi. Jak bowiem można mówić o stabilności ekonomicznej? Co przez to rozumiemy? Nigdy nie będzie stabilności w czymś, czego bazą jest rachunek prawdopodobieństwa, czyli rzecz absolutnie nieprzewidywalna. Chiny nie są pozbawione problemów.

 Powyższy opis odnosi się do rządu centralnego, a nie należy zapomnieć, że Chiny składają się z poszczególnych regionów. I tu jest cała zabawa. Już bowiem w 2010 roku ekonomiści i analitycy polityczni Chin ostrzegali Czerwonego Smoka przed samowolą kredytową poszczególnych regionów. Ich rządy zapożyczają się na potęgę, gdyż nie istnieją w prawie chińskim regulacje, mówiące ile procent PKB może stanowić zadłużenie. Może ono przekroczyć nawet 100%, wtedy prowincja stanie się niewypłacalna i zbankrutuje, co odbije się na rządzie centralnym. Sprawą miał zająć się prezydent Hu Jintao, jednak od kilkumiesięcznego czasu słuch o tym w mediach zaginął. Tematy niewygodne politycznie tak są traktowane.

           Sytuację równie tragiczną, jak tę, panującą w Japonii, odczuwa Korea Południowa, niegdyś symbol rozwoju gospodarczego i politycznego. Stosunkowo młode państwo, powstałe w 1948 roku po II wojnie światowej (niepodległość utraciła w roku 1910, zaś już w 1905 stała się japońskim protektoratem) w latach 60-80 XX wieku przeżywało ekspresowy postęp w dziedzinie gospodarki, stając się jednym z liderów produkcji usług na całym świecie. Kryzys usług nie ominął władz w Seulu, również tutaj rząd zmuszony został do wprowadzenia cięć i ograniczenia wydatków.

           Jeśli chodzi o Koreę Północną, również powstałą w 1948 roku, nie wiemy nic, albowiem wszystko, co oficjalnie wiemy, uznajemy za niewarte zaufania, gdyż wypływa to z ust rządu północnokoreańskiego, któremu po prostu ufać nie można, ze względu na, typową dla stalinowskiej propagandy, tendencję do zakłamywania i fałszowania danych. Aby skutecznie przeanalizować sytuację tego państwa, trzeba wgłębić się w dane ONZ-u, zwłaszcza jej organizacji wyszczególnionych, jak FAO (do spraw żywności), by sprawdzić, czy pomoc humanitarna dla Korei Północnej wzrosła w ciągu ostatniego roku w stosunku do lat ubiegłych, czy nie. Na podstawie prostego algebraicznego rachunku będzie można wysnuć jak najbardziej prawdziwe wnioski.

           Ciekawym z kolei przykładem rozwoju w stanie kryzysu jest Wietnam. Państwo, w którym stawiane są pomniki senatora McCaina. Cóż to za paradoks historii, jednak nie tym zajmować się będę, W państwie tym w latach 2005-2011 poczyniono wielką liczbę inwestycji. Pieniądze swoje w poniekąd rozwój tego państwa kładły prawie wszystkie „strony” obecnej globalnej sceny politycznej, czyli głównie dwaj najwięksi konkurenci, zmuszeni do „szorstkiej przyjaźni” przez swe powiązania gospodarcze, czyli Chiny i USA (nie wspominam tutaj o międzynarodowych korporacjach i grupach interesów, skupiających ludzi z całego świata, jak choćby koncerny typu Nike, szukającego taniej siły roboczej, czy kartel Ruperta Murdocha). Praktycznie bowiem we wszystkich miejscach, w których ścierały się gospodarki tych dwóch państw świata, sytuacja uległa poprawieniu (na myśli mam państwa poza Czarnym Lądem, nim zajmować się nie będę, albowiem jest, był od zawsze i tak zostanie na wieki „czarną plamą” na polityczno-gospodarczej mapie świata, z wyjątkiem Afryki Północnej [tak zwanej Afryki Prokonsularnej ], czy RPA).

Obecna sytuacja w Wietnamie to poniekąd kontynuacja konfliktu, mającego swój początek już praktycznie od 1945 roku, do Dien Bien Phu 1954, później interwencji amerykańskiej i oficjalnego końca wojny w roku 1975. Widzimy tutaj, jak świetnie sprawdzają się słowa genialnego teoretyka wojny XIX wieku, generała Carla von Clausewitza. Podług niego bowiem to wojna jest kontynuacją polityki innym środkami. Słowa te można odwrócić, i wyjdzie rzecz wręcz przełomowa, myśl przednia, mianowicie, że polityka to kontynuacja wojny innymi środkami. Czyż parafraza ta nie jest słuszna?

           Wracając do spraw teraźniejszych. Tak, olbrzymie pieniądze inwestowane pośrednio lub bezpośrednio w Wietnamie przez Chiny i USA przyczyniły się do jego rozwoju, wzrostu PKB i dochodów państwa, kraj ewoluuje, wręcz w rewolucyjnym tempie , obrał gospodarczą drogę swego olbrzymiego sąsiada z północy, przy połączeniu względnej wolności politycznej.

           Postrzelone tygrysy wstają i uciekają przed myśliwym. Łowca jednak jest silniejszy niż biedne zwierzę, posiada mechanizmy i pułapki, w które prędzej czy później zwierzę da się złapać. A może i nie? Zobaczymy, czy „azjatycka dżungla” ochroni tygrysy przed naprowadzaną satelitarnie, używającą podczerwieni i noktowizora, strzelbą myśliwego.

 

Reakcjoniści i kapitaliści

 

           Nadszedł czas, aby wyjaśnić znaczenie słów, użytych przeze mnie w tytule. Kim bowiem są reakcjoniści i kapitaliści? Kapitalista to, zarówno w moim rozumieniu, jak i rozumieniu normatywnym, właściciel kapitału, czyli większej sumy pieniędzy, najczęściej jest to tak zwany kapitał inwestycyjny, w postaci akcji spółek, lub nieruchomości. Sprawa komplikuje się już jeśli chodzi o reakcjonistę. Rozumienie tego terminu według normy językowej to, dosłownie człowiek podejmujący ‘re-akcję’ na dany czyn, odpowiadający kontrakcją na wcześniej powstałą, czy, ujmując to ściślej, przeprowadzoną akcję. Logicznie rzecz biorąc, skoro reakcjonista opowiada akcją na akcję, tym bardziej pasuje tutaj stwierdzenie, że jest to zwolennik dawnego systemu. Systemu politycznego, gospodarczego lub społecznego, albo wszystkich naraz. Na przykład, obecnie w Polsce reakcjonistą można nazwać zwolennika systemu komunistycznego.

 Ja z kolei używam uzusowego rozumienia tego słowa. Coraz częściej spotykam się z określaniem jako reakcjonistów ludzi o odmiennych poglądach politycznych, nieprzystających do naszych wizji i przemyśleń. Nie ma co ukrywać, że wpływ na takie rozumienie terminu „reakcjonista” miała propaganda komunistyczna w całym Bloku Wschodnim. Początkowo słusznie używany termin, odnoszący się do „obszarników, kapitalistów, inteligencji”, których celem było przywrócenie starego ładu, nabrał nowego znaczenia z biegiem lat. Reakcjonistą stał się „bikiniarz”, młody student z roku 1968, słowem dowolny przeciwnik linii partii, zupełnie nie mający nic wspólnego z system politycznym II RP. Tak działała propaganda nie tylko w PRL-u, ale także innych państwach „Obozu Pokoju, Miłości i Wzajemnego Braterstwa”

Kapitalista jest więc człowiekiem posiadającym bliżej nieokreślony kapitał, natomiast reakcjonista to osoba mająca, odmienny niż przyjęty przez daną osobę, punkt widzenia.

 

„Naprzód, Młodzieży Świata (…)”, czyli starcie kapitalistów z ruchami młodzieżowymi

 

           Wyżej opisana sytuacja globalna ma swoje odzwierciedlenie wśród ludzi niezadowolonych z tego właśnie stanu rzeczy, głownie ludzi młodych, albowiem to oni najbardziej cierpią na tym, co się dzieje w świecie wzajemnych powiązań gospodarczych. Światowy wręcz ruch „Niezadowolonych”, wyrażających nieukontentowanie ze swojej tragicznej sytuacji, z dnia na dzień rośnie w siłę. W Stanach Zjednoczonych władza oficjalnie dała poparcie tym ludziom, podobnie czynią już włodarze państw Europy. Pomijając fakt, że duża część członków tego ruchu to tak naprawdę ukryci, rozproszeni członkowie dywersyjnych band anarchistyczno-pacyfistycznych, mających na celu destrukcję światowego ładu, dużą część z tych obywateli świata to są ludzie normalni, mając swoje własne wartości, często diametralnie inne, złączeni furią i nienawiścią do zasad kapitalizmu monopolistycznego i kapitalistów. Co ich doprowadziło do takiego stanu? Nie tyle kryzys finansów publicznych, on był tylko punktem zapalnym, uwalniającym frustrację. Przyczyny są o wiele bardziej złożone.

           Aby poznać je, należy zrobić krótki zarys historyczny omawianej kwestii, czyli kapitalizmu.  Ograniczę się jednak do wieku XX. Właśnie przez cały ten wiek, kapitalizm umacniał się w Europie i na świecie, poza wyjątkami (od 1917 Rosja Radziecka, 1945 państwa „Bloku Przyjaźni”, później kilka innych państw i Chiny), przechodził on swoistego rodzaju ewolucję, od krwawego kapitalizmu wieku XIX i początków wieku XX, do socjalliberalnego kapitalizmu okresu Zimnej Wojny, po którym to, powoli, acz konsekwentnie, wracał do swej krwiożerczej postaci.

 Teraz można postawić mi zarzut propagowania historycznych kłamstw i nieścisłości, bowiem władzę w Europie po 1989 roku miały głownie rządy lewicowe. Tak, miały. Rozpatruję jednak problem kapitalizmu nie przez pryzmat systemu politycznego, ile jako zachowanie w tych odstępach czasu korporacji i firm, czyli de facto prawdziwych graczy gospodarczych. Kapitaliści po 1989 roku przystąpili do kontrataku, wprowadzając swoje porządki ponownie. Ideałami kapitalistów są pieniądze, są to typowi materialiści, nastawieni na powiększanie swojego zysku, nie posiadający sensu ani chociażby idei sprawiedliwości społecznej, egoiści nastawieni na wyzysk i profit. Tak też postępowali przez ostatnie 22 lata, tylko ich działania były odpowiednio maskowane, lub nieatrakcyjne dla mediów, które po części są także elementem tego systemu. Wyzysk prowadzony był non-stop, stąd też zmniejszenie dzietności w rodzinach zachodnich społeczeństw, brak czasu na własne życie, ciągły stres, zostawanie w pracy po godzinach, za stosunkowo niewielkie pieniądze, biorąc pod uwagę poziom zaangażowania jednostki. Poplecznicy kapitalizmu, reakcjoniści i sami kapitaliści powiedzą, że takie są prawa rynku.

Nie, nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Nie po to dziadowie nasi walczyli w ruchach robotniczo-chłopskich, ruchach socjalistycznych o prawa pracownicze, o zmianę struktury społecznej i zatrudnienia, aby te leseferystyczne, monopolistyczne metody znowu triumfowały. Młodzi i inni wyzyskiwani przejrzeli na oczy, gdy pojawiło się głośno o tak zwanym pokolenia ‘1000’, od kwoty, jaką otrzymują przeciętnie, jeśli znajdą zatrudnienie. Tą kwotą jest 1000 Euro, co nie pozwala im na samorozwój i dalsze działanie samodzielne, uzależnia ich od rodziny i systemu kapitalizmu monopolistycznego. Było to rok temu. Teraz ludzie nie wytrzymali, puściły im nerwy. Domagają się końca rządów bankierów z Wall Street, londyńskiego City, wyzyskujących ich kapitalistów. Ludzie chcą pracy. Godnej pracy i zabezpieczeń socjalnych.

 

Widmo krąży nad światem – widmo syndykalizmu

 

Znowu posłużyłem się parafrazą, tym razem „Manifestu Komunistycznego”, autorstwa Marxa i Engelsa. Uznałem bowiem, że to ona najlepiej odda ideę tego rozdziału.

           Patrząc na powyższy rozdział, można uznać, że jestem zwolennikiem idei ekstremistycznie lewicowych, syndykalistycznych, czy, nie daj Boże, anarchistycznych. Nic z tych rzeczy, jestem osobiście jednym z większych przeciwników anarchii i rządów syndykalistycznych, gardzę nimi bardziej niż kapitalistami. Jeśli bowiem dojdzie do załamania się obecnych stosunków pracy i władzę przejmą neokomunistyczne, anarchistyczne czy też syndykalistyczne grupy, może dojść do nowych wojen, wojen domowych, krwawych rządów junt wojskowych, eskalacji nienawiści na tle religijnym, etnicznym, czy narodowym.

Państwa świata współczesnego muszą zrozumieć, że ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie są dobre dla państw i społeczeństw. Anarchizm i syndykalizm dążą do destrukcji obecnej struktury społecznej, budowy nowego świata, świata bez władzy i zarządzania. Dążą do destrukcji koncepcji umowy społecznej Johna Locke’a, według której to ludzie sami oddali część swoich praw grupie rządzącej, w celu uzyskania protekcji i dobrego zarządzania.

Anarchia stanowi jawne zagrożenie dla współczesnego świata, dlatego państwa powinny współpracować w celu dezaktywowania działalności destrukcyjnych grup anarchistyczno-pacyfistycznych, pełnych nienawiści wobec tworów świata współczesnego i jego prawideł.

 

Kapitaliści i wszyscy reakcjoniści nie są papierowymi tygrysami

 

           Nie jest również alternatywą utrzymanie obecnego systemu. Abstrahując od negatywnych społecznie zjawisk kapitalizmu, takich jak wyzysk pracowników, obecny system jest zabójczy dla gospodarek państw postindustrialnych. Ciągłe wpompowywanie pieniędzy w gospodarkę, bądź notoryczne cięcia wydatków doprowadzą, prędzej czy później, do załamania się obecnego systemu i rewolty społecznej na masową skalę. Wtedy nic nie będzie pewne.

           Czas na wyjaśnienie znaczenia tytułu artykułu. Obserwując obecną sytuację, stwierdzić klarownie można, iż kapitaliści i reakcjoniści obecnie to nie papierowe tygrysy z wywodów Mao Tse-Tunga, lecz realne zagrożenie, którego lekceważyć nie można. Analizując obecną sytuację polityczną i gospodarczą świata, widzimy, jak silne to lobby jest i  do upadłego bronić będzie swych interesów, prawa do wyzysku, używając swoich wszelkich wpływów na władzę, swoich pieniędzy i możliwości. Tytuł artykułu prezentuje po prostu pogląd skrajnie różny od tego, zawartego w latach 50 XX wieku w toku rozumowania Przewodniczącego Mao Tse-Tunga. Od nas zależy, po czyjej stronie się opowiemy.

Wybierzemy anarchistów, dążących do realizacji swych niecnych celów, monopolistów, chcących obronić swoje majątki i utrzymać obecną sytuację gospodarczą, czy reszty społeczeństwa, tej znamienitej większości, która chce tylko żyć normalnie, zarabiać godnie i cieszyć się dobrami świata współczesnego.

           Staję po stronie ludzi młodych, wyzyskiwanych przez monopolistów. Staję w obronie ich interesów, nie tylko z tego powodu, że samemu jestem młody, i będę musiał znaleźć swoje miejsce na rynku pracy, walcząc z rzeszą kandydatów na to samo stanowisko. Po prostu mam rozbudowany system sprawiedliwości społecznej, ściska moje serce widok Europejczyków bez środków bytu, bez perspektyw, głodnych dzieci, matek, odmawiających w sklepach dzieciom nawet małego lizaczka, kupujących najtańsze (często najgorsze) produkty. Kapitaliści powiedzą, że jest to wina matek, gdyż nie potrafią dostosować się do reguł obecnie panujących na rynku. Ja się pytam. Jakich reguł!? Ciągłego wyzysku? Wymyślania coraz to nowszych kwalifikacji, potrzebnych do uzyskania danego stanowiska pracy? Takich reguł, że lekarz musi siedzieć w pracy ¾ miesiąca, aby zapewnić stosunkowo godne życie sobie i swoim bliskim? Aby nauczyciel akademicki, profesor, musiał pracować na trzy, czy więcej etatów, by utrzymać siebie?

           Nie wydaje mi się, by za taki system nasi rodzice, dziadowie i przodkowie przelewali krew w rewolucjach społecznych, dwóch wojnach światowych czy lokalnych konfliktach.

           Nadszedł czas, aby władza wysłuchała głosu ludu. Albowiem „Vox Populi est Vox Dei”.

Łuki
O mnie Łuki

Ideowiec-centrolewicowiec. Czego chcę? Porządku. Jakiego? To już zależy od Waszej interpretacji xD pozdrawiam!:D

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka