Marek Mądrzak Marek Mądrzak
430
BLOG

Kontakt służbowy wywiadu retro

Marek Mądrzak Marek Mądrzak Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Postać i działalność Kazimierza Szwarcenberg-Czernego została już w literaturze przedmiotu opisana (Graczyk), jednak przeczytać cały dokument to co innego:

Sposób, w jaki w Konsulatach RP w Hamburgu i Pile

raportowano o sprawach niemieckich

 

            Do Konsulatu RP w Hamburgu zostałem przydzielony jako Vicekonsul z dniem 1.III.1920 r. z Rzymu. Konsulem był p. Alf Pomian, Polak, syn emigranta, wychowany w Szwecji. Gdy przybyłem do Hamburga, Konsulat zajmował się wyłącznie sprawami konsularno-administracyjnymi i w małej mierze ekonomicznymi. Ja objąłem dział prawno-administracyjny, a Konsul, zdolny ekonomista, pisywał raporta handlowe i od czasu do czasu sytuacyjno-polityczne. Żadnej komórki wywiadu wojskowego w Konsulacie nie było i nie mieliśmy dostatecznych kontaktów oraz środków finansowych na prowadzenie takich imprez. Nie było żadnej sieci agentów płatnych albo honorowych zależnych od Konsulatu. Czasami otrzymywaliśmy jakąś niby ciekawszą wiadomość od robotników polskich, którzy pracowali w Hamburgu, ale były to przeważnie rzeczy błahe, nie mieli oni bowiem jako nie Niemcy dostępu do ciekawszych prac w fabrykach etc. Raz np. robotnik mechanik doniósł nam, że Niemcy budują tajnie statki w ten sposób, że zamiast masywnych belek w szkieletach konstrukcyjnych statków używają rur. Według jego zdania rury te mogłyby w danym razie być łatwo zastąpione przez belki i użyte jako wyrzutnie do torped. Innymi słowy miałaby powstawać tajna flota torpedowców. Podaliśmy do MSZ tę wiadomość i po pewnym czasie przyszła odpowiedź fachowa, że jest tonowa metoda oszczędnościowa budowy statków, ale nigdy do celów torped być nie może.

            Nadmieniam, że budżet Konsulatu nie posiadał ani grosza funduszu dyspozycyjnego! Wszystkie wydatki objęte były sztywnymi pozycjami i nie wolno było używać ich na inny cel. Tak, że gdyby nawet chciało się nią wynagrodzić jakiegoś informatora, nie było z czego.

            W raportach opieraliśmy się już to na zebranych informacjach okazyjnie lub z drukowanych materiałów niemieckich (czasopisma, książki itp.).

            Raporty te dotyczyły stosunków głównie ekonomicznych w porcie hamburskim i innych należących do okręgu konsularnego, jako też o wydarzeniach politycznych lokalnych czerpanych z prasy lub otrzymywanych od małej ilości znajomych Polaków, gdyż Niemcy unikali wszelkich z nami stosunków.

            Wiadomości w sensie militarnym było niewiele.

            Z dniem 1.V.1921 r. przydzielono do Hamburga jako Inspektora Konsulatów i Gen. Konsula p. Stanisława Srokowskiego, który zajmował się sprawami organizacji Konsulatów w Niemczech zachodnich, Holandii i Skandynawii. Oprócz tego pisywał raportu polityczne i informacyjne, których jednak nie przeprowadzał przez nasz dziennik, mając własne tajne archiwum i dziennik. Stąd ja nie znałem ich, a i Konsulowi Pomianowi również nie pokazywał. Czasami dzielił się z nami wiadomością o treści tego lub innego raportu. Np. pamiętam, że miał on tezę, iż liczne stowarzyszenia byłych wojskowych, których zebrania w piwiarniach były anonsowane w dziennikach, służą do podtrzymania trzonu organizacyjnego dawnej armii niemieckiej i w danym razie przekształcą się na [sic] formalne jednostki bojowe. Zbierał pilnie odnośne wycinki i konstruował z nich swe raporta. Nie wiem, jakie były realne wartości takowych.

            W grudniu 1921 r. został p. Srokowski odwołany i my z Pomianem prowadziliśmy dalej naszą pracę resortową w granicach wyżej określonych. Raporty szły do MSZ z rozdzielnikami do Poselstwa RP w Berlinie.

            Nadmieniam, iż ani ja[, ani] p. Pomian nie byliśmy wojskowymi i nie mieliśmy żadnego w tym względzie wykształcenia.

            W r. 1924 lub z początkiem 1925 przydzielono do Konsulatu pracownika O. II, oficera, p. Stanisława Alberti, inwalidę bez prawej ręki. Ten miał się zająć wywiadem. Pod pokrywką [sic] prowadzenia referatu handlowego wszczynał rozmowy z klientami, ale nie mając wykształcenia ekonomicznego, tylko prawne i wojskowe, łatwo się wobec zawodowych kupców demaskował. Usiłował też nawiązać kontakty towarzyskie, by zbierać informacje przedstawiając się jako Attache Konsulatu, co nie było prawdą i spowodowało nawet niemiłą sytuację, bo Dziekan Korpusu Konsularnego Kons. Generalny Włoski Giacchi pytał się Konsula Pomiana, czemu nie złożył mu oficjalnej wizyty i nie przedstawił nowego swego Attache! Konsul wykręcił sprawę, wyjaśniając, że jest on „attache aux Consulat” (co na polskie może stanowić odpowiednik urzędnika kontraktowego, jakim był formalnie Alberti), a nie „Attache Consulaire”, co jest rangą prawa międzynarodowego. jego inwalidztwo powszechnie go typowało. Tak, że coś późną wiosną w Auswartiges Amt Dyrektor Maltzan oświadczył Posłowi RP Olszowskiemu „ich werde in kurzer Zeit ihnen eine grosse Anklage gegen das Konsulat von Polen in Hamburg vorbringen”. Olszowski, którego Konsul Pomian zorientował o pracy Albertiego, wezwał go telefonicznie do Berlina i kazał natychmiast pierwszym pociągiem opuścić Niemcy. Trafił, bo Maltzan nigdy do sprawy nie wrócił.

            Podczas urzędowania Albertiego zgłosił się do mnie agent II Oddz., który wylegitymował się i prosił o pewne informacje (jakie nie pamiętam), powiedziałem mu, żeby zwrócił się do Albertiego. Odpowiedział, że ma zakaz rozmowy z nim i polecenie udać się do Konsula, a gdyby tego nie było do Wicekonsula. Wspomniałem potem coś o tym Albertiemu, nie wymieniając nazwiska agenta, na co odpowiedział mi niezadowolony, że to szef II Oddz. „zaciąga drugą sieć bez jego wiedzy”.

            Skoro Alberti odszedł, musieliśmy b. uważać, gdyż w tym czasie przydzielonego Attache Gdańskiego Boettchera, Niemca, który siedział w Konsulacie i mając minimalnie do roboty, oczywiście obserwował nas. A że był dawnym oficerem, więc rychło robotę Albertiego przewąchał i poinformował władze niemieckie. Chodziło zatym, by po tej wsypie „nie było jakiejś nieoględności z naszej strony”. W Warszawie oceniono delikatność sytuacji i więcej żadnego eksponenta II Oddz. nie było. Natomiast od czasu do czasu zgłaszali się agenci, już to do mnie, już to do Konsula i wylegitymowawszy się prosili o informacje lokalne. Moje doświadczenie było z nimi ujemne, bo wyglądali na mało inteligentnych, często prosili o pomoc pieniężną, co robiło szalony kłopot, bo Fundusz zapomogowy był niewielki, a tylko z niego mogliśmy czerpać z ujmą dla ubogich obywateli. Oddz. II refundował, ale po długich miesiącach. Raz zgłosił się np. jegomość o typie semickim, ale oświadczył mi, że nie jest żydem, prosił jednak by mu podać adresy wybitnych kupców Żydów, obyw. pols., co uczyniłem. Miałem potem wymówki od nich, bo obchodził ich i wyłudzał pieniądze, nie mówiąc, kim jest, ale powołując się na mnie! Innym razem zgłosiła się Sekretarka Konsulatu Generalnego Meksykańskiego w jakiejś sprawie, którą jej załatwiłem, poczym prosiła mnie, bym ją przyjął w prywatnym mieszkaniu. Jakież było moje zdumienie, gdy zjawiła się i przemówiła czystym polskim językiem oraz przedstawiła legitymację Oddz. II! Uważałem, że jest to b. dobre pociągnięcie, gdyż Konsulat Generalny Mexico był skrajnie germanofilski, a z Konsula Generalnego takim filoniemcem, że nawet nie złożył Konsulowi RP wizyty kurtuazyjnej. Nikt nie mógł podejrzewać, że w archiwum tego Konsulatu z mocy prawa narodów nietykalnym mieści się archiwum agentury Oddz. II. Umówiła się ze mną, w jaki sposób będzie przynosiła do Konsulatu swe raporty pisane do Warszawy. Była raz, posłaliśmy jej raport do Warszawy kurierem i nie zjawiła się nigdy. Dowiadywaliśmy się ubocznie, czy pracuje w Konsulacie Meks., okazało się, że nagle opuściła pracę ku oburzeniu Konsula Generalnego germanofila.

O obu wypadkach Konsulat złożył raport do MSZ wskazując na postępowanie agenta wyłudzacza i na lekkomyślne zachowanie się agentki, która tak znakomity posterunek zdezerterowała.

            Nie przypominam sobie więcej wypadków, jak również zaznaczam, że praca raportowo-wojskowa w Hamburgu była za mego pobytu słabą z braku środków oraz sieci agentów. Były to pierwsze lata państwa polskiego i nie umiano jeszcze działać oraz nie miano należytej koncepcji organizacyjnej i odpowiednich ludzi. Były to lata (mówię o mym pobycie w Hamburgu) od grudnia 1920 r. do 1.IV.1928, gdy zostałem przeniesiony do Piły jako Wicekonsul i Kierownik Wicekonsulatu.

Szanując wytrzymałość internautów dokument podzieliłem, część druga i ostatnia jutro. Tytułową kategorią współpracy proszę się nie przejmować, dokonałem zabiegu archaizacji terminu z Instrukcji operacyjnej SB. W wojskowych służbach używano kontaktu oficjalnego, ale to już nie brzmi tak samo.

Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura