maciejlowicz maciejlowicz
1246
BLOG

POWSTANIE WARSZAWSKIE - POCHWAŁA POLITYCZNEJ GŁUPOTY

maciejlowicz maciejlowicz Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Pierwszego sierpnia tego roku po raz 67 wybuchło Powstanie Warszawskie. Dla sporej grupy Polaków to powód do dumy i glorii, dla równie dużej – zaduma, trauma, niezrozumienie. Wydarzenie to, po latach peerelowskiej niechlubnej „niepamięci”, weszło do kanonu narodowych narracji. Badane i  opisywane po roku 1989 dryfowało pomiędzy biegunem całkowitej apologii a potępieniem. Aktywna polityka historyczna, której inicjatorem był prezydent Lech Kaczyński, skierowała statek powstańczy na niebezpieczny akwen pełnej akceptacji i pochwały czynu powstańczego. Niebezpieczny, bo niewolny od naukowych raf i intelektualnych płycizn. Obrany kurs ma jak najszybciej oddalić od głosów refleksji i analizy i uciąć wszelkie dyskusje o sensowności sierpniowego zrywu. Powstanie, z rzeczywistego, obarczonego ogromnymi konsekwencjami wydarzenia, przeistoczyło się w unoszący się w oparach sacrum mit.

Niestrudzony badacz mitów, francuski antropolog, Claude Levi-Strauss uważał, że mit to „historia opowiadana przez ludzi, by wyjaśnić swoje pochodzenie, wytłumaczyć zastane warunki, przyszłość swojej egzystencji, próba znajdowania całościowych i jednolitych rozwiązań bardzo różnych problemów”. Współcześnie coraz częściej padają opinie, że „gdyby nie Powstanie Warszawskie, nie byłoby Solidarności i odzyskania przez Polskę niepodległości po 1989 roku”. Zestawianie tak różnych zdarzeń i doszukiwanie się ich bezpośrednich korzeni w roku 1944 jest doprawdy karkołomnym zadaniem. Być może ma to stworzyć całościową wizję najnowszej historii, którą będzie można opowiadać potomnym niczym baśń. Związek przyczynowo-skutkowy ma być oczywisty i niepodawany w wątpliwość, podobnie jak w micie.

Poeta, bard, enerdowski opozycjonista, Wolf Biermann (w NRD działała opozycja, sic!), napisał w jednym z wierszy, że „tylko Niemcy potrafią z gówna zrobić złoto”. Polacy są lepsi od swoich zachodnich sąsiadów, pokazali jak totalną klęskę – militarną, polityczną, materialną - przekuć w zwycięstwo, moralne zwycięstwo.

Nawet bardzo pobieżna lektura informacji o powstaniu uświadamia rażącą asymetryczność pomiędzy argumentami „za” i „przeciw”, a także jakościową różnicę między nimi. Głosy gloryfikujące zryw podkreślają przede wszystkim moralną wartość wydarzenia, które rzekomo pokazało jak poświęcenie, odwaga, upór, bohaterstwo uwznioślają naród i przenoszą go w wyższe warstwy człowieczeństwa. Argumenty „za” ograniczają się więc do „duchowości”, która pozostaje niemierzalna i trudno z nią polemizować na gruncie logiki formalnej.

Przeciwnicy czy podający w wątpliwość sens wybuchu powstania przytaczają dane o ogromie strat przez nie spowodowanych: ludzkich, materialnych, politycznych. Akcentują krótkowzroczność przywódców, ich niedostateczną orientację w kwestiach bieżącej geopolityki, co powinno raczej skłaniać do roztropności i wstrzemięźliwości, a nie podejmowania pochopnych decyzji.

Piewcy powstańczego etosu opisują atmosferę w Warszawie tamtego czasu jako nabrzmiałą od chęci odwetu na okupancie. Wiara w sukces i samodzielne przepędzenie Niemców ze stolicy była podobno tak silna, że powstanie wybuchłoby i bez oficjalnego rozkazu. To bardzo źle świadczy o przywódcach, którzy zamiast studzić emocje młodych ludzi, sami dali się ponieść romantyczno-mesjanistycznej fali. Fala załamała się i rozbiła w konfrontacji z niemieckim orężem i radziecką kalkulacją. Dowódcy zdawali sobie doskonale sprawę z drastycznej różnicy w zasobach dwu walczących stron. Dysponując kilkoma tysiącami sztuk broni, przeważnie krótkiej, swojej roboty granatami i butelkami zapalającymi, oraz młodymi ludźmi-amatorami, którzy mieli się tym posłużyć, rzucono się z motyką na słońce. Na tle nieźle wyszkolonych, świetnie wyposażonych (czołgi, samoloty) i mogących liczyć na stałe zaopatrzenie oddziałów nazistowskich, polscy harcerze mogli zaimponować co najwyżej ambicją, hartem ducha i wolą walki.

Pod murami okalającymi zrekonstruowaną starówkę stoi Pomnik Małego Powstańca. Z karabinem w ręku, w za dużym hełmie na głowie, nie symbolizuje męstwa i heroizmu dzieci, jak chcieliby zapewne jego twórcy, raczej skrajną głupotę i fanatyzm przywódców szafujących krwią najmłodszych. Bardziej kojarzy się ze współczesnymi dziećmi-żołnierzami w Afryce zmuszanymi przez kacyków do walki i zabijania w lokalnych wojnach. To nieme, spiżowe oskarżenie dorosłych i wołanie, że poświęcenie ma swoje granice.

Zdaniem generała Andersa, dowódca Armii Krajowej i główny inicjator zrywu, gen. Tadeusz Bór-Komorowski i jego najbliżsi współpracownicy, popełnili kardynalny błąd wdając się w bezpośredni bój z okupantem. Z punktu widzenia politycznego i wojskowego nie miał on żadnego znaczenia. Anders uważał, że na sztabie AK ciąży moralna zbrodnia i odpowiedzialność za śmierć prawie dwustu tysięcy ludzi i zagładę miasta. Współcześnie, w ramach obowiązującej polityki historycznej, wspomnianych oficerów dodano do panteonu narodowych bohaterów o nieposzlakowanej opinii, ich imionami ochrzczono ulice i place.

Również przeciąganie powstania zasługuje na potępienie. Jeśli po kilku dniach walk nie ma reakcji ze strony stojących na prawym brzegu Wisły oddziałów radzieckich, a alianci nie są w stanie udzielić jakiejkolwiek pomocy, najbardziej racjonalną decyzją byłaby kapitulacja i zachowanie przy życiu dziesiątek tysięcy istnień ludzkich. Niemcy byli w stanie zdusić powstanie w przeciągu tygodnia doborową i doświadczoną m.in. w bojach na froncie wschodnim dywizją „Hermann Goering”, która czekając na czerwonoarmistów stała na opłotkach Żoliborza. Zostawili tę sprawę podrzędnym jednostkom SS i oddziałom ukraińskim.

Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w 1939 roku. Przedłużająca się kampania wrześniowa, mimo statycznej postawy Francji i Anglii, nie zmusiła generalicji i rządu do wcześniejszego spasowania i tym samym uratowania kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy i cywilów. Pod koniec kampanii Polacy obserwowali za to wielką „ewakuację” naczelnych władz szlakiem rumuńskim. Ci, którzy przed 1. września 1939 roku tak wiele mówili o honorze, poświęceniu, patriotyzmie, odwadze  i sile polskiego oręża, serwowali się teraz ucieczką, jeszcze przed oficjalnym zakończeniem działań wojennych. A mogli przecież u boku Hitlera uroczyście odebrać paradę zwycięstwa w Alejach Ujazdowskich, a następnie zapewne z błogosławieństwem Fuehrera udać się do Francji, Anglii czy gdziekolwiek by chcieli. 

Ofiary wśród powstańców i ludności cywilnej szacuje się na ok. 150-180 tysięcy. Poległ kwiat młodzieży, zginęli ludzie, którzy stanowiliby solidną zaporę przed szybkim i skutecznym zsowietyzowaniem Polski.

Druga strona medalu to w 80 % zrujnowane miasto, jego najbardziej wartościowa część. Zniszczone zabytki, muzea, biblioteki, szkoły. Straty niepowetowane, często nie do odtworzenia. Naziści z dużą pomocą Armii Krajowej i współsprawstwie milcząco przyglądających się wszystkiemu Rosjan zrównali z ziemią tkankę miejską pamiętającą czasy średniowiecza. Stare Miasto to odtworzona po wojnie replika. Mój znajomy, naznaczony tradycją cierpiętniczą historyk, twierdzi, że Warszawa tak czy inaczej zostałaby zniszczona, więc… potencjalne gruzowiska to żaden argument „przeciw”. Wyjątkowo pokrętna logika i sztubackie przyzwolenie na zrujnowanie miasta i uzasadnienie hekatomby. Tkwią w tym bardzo niebezpieczne determinizm i katastrofizm, bezwolne poddanie się zaistniałym okolicznościom, bez aktywnych prób zapobieżenia im. Paryż również miał być zrównany z ziemią z rozkazu Hitlera. Jak wiemy, nigdy do tego nie doszło. Powyższa argumentacja za podjęciem walki z okupantem w sercu ponadmilionowego miasta to nic innego, jak wróżenie z fusów.

Polaków charakteryzuje trwała tendencja do odsuwania od siebie odpowiedzialności za własne czyny. Winni są zawsze inni, nie my (ostatni przykład to Smoleńsk: Rosjanie, ruska mgła, ruskie lasery, Bronisław Komoruski itp.) . W tym przypadku mianem głównego winowajcy ochrzczono Józefa Stalina, któremu przypisuje się odpowiedzialność za militarną porażkę powstańców. Zapominamy przy tym, a może nie chcemy pamiętać, o kontekście i ówczesnej realnej geopolityce. Stalin nie miał żadnego rzeczywistego interesu w sukcesie powstania. Wstrzymując ofensywę i blokując dostawy zaopatrzenia działał jak najbardziej racjonalnie. Pozwolił, by to naziści wycięli potencjalną opozycję i tym samym przygotowali grunt pod niedalekie przejęcie władzy w Polsce przez jego popleczników z PKWNu. Stalin zachował się jak rasowy polityk, oczywiście w mocno machiavellicznym sensie.  Również twierdzenie o poruszeniu sumienia aliantów jest naciągane. Stara prawda głosi, że sumienie w polityce ma się wtedy, gdy przynosi to w danym momencie profity.

Ostatnie lata to wyraźne przesunięcie akcentu w kierunku „budowania kultu powstania warszawskiego”. Wielką rolę w propagowaniu martyrologicznej, biblijnej wręcz (Powstanie 44), wersji wydarzenia odgrywa Muzeum Powstania Warszawskiego. Powstanie przedstawia się jako romantyczną walkę o wolność, za którą pięknie i chwalebnie jest oddać młode życie. Do muzeum pielgrzymują tłumy dzieci i młodzieży. Czeka na nich już zinterpretowany i jednoznaczny obraz przeszłości, bez refleksji, negacji, pytań, wątpliwości – bez dyskusji. Przekaz koncentruje się na ukazaniu patriotyzmu jako krwawej jatki za ojczyznę, w której bezwzględnie należy wziąć udział, a przeżycie wcale nie jest tytułem do pełnej chwały. W samozawinionej tragedii sprzed lat twórcy i entuzjaści muzeum doszukują się sensu na siłę.

Pamiętając o niespotykanym tragizmie wydarzenia, dostrzegając jego mentalne korzenie m.in. w XIX-wiecznej tradycji romantycznej, tradycji insurekcji zbrojnych, kształtujmy przyszłość wzbraniając się przed jednoznaczną i kategoryczną pochwałą i akceptacją hekatomby. Mądra polityka historyczna to polityka uwzględniająca koszty przeszłe i potencjalne przyszłe, to refleksja nad tymi elementami naszej historii, które bezkrytycznie kultywowane mogą m.in. zagrażać fizycznemu przetrwaniu wspólnoty, narodu. Rozsądna polityka historyczna to polityka przesiąknięta odpowiedzialnością, a nie promowanie politycznej głupoty. Mniej romantyzmu, więcej racjonalizmu.

 

Polecane artykuły i strony:

 http://wyborcza.pl/1,75248,8201327,Gdyby_nie_Powstanie__nie_byloby__Solidarnosci_.html

 http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=kraj&name=3232

 http://www.powstanie.pl/index.php?ktory=21&class=text

 http://powstanie.pl/

"Na uniwersytecie bawiłem się trochę w literata - pisywałem nawet przez rok pełne powagi i naiwności artykuły wstępne w 'Yale News' - i teraz wszystkie te zainteresowania chciałem przywrócić memu życiu, aby znów stać się tym najbardziej ograniczonym ze wszystkich specjalistów - człowiekiem wszechstronnym" F. Scott Fitzgerald "Człowiek musi przede wszystkim działać a nie poddawać się działaniu innych" Isaiah Berlin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura