maciejlowicz maciejlowicz
391
BLOG

ZIELONA WYSPA SZUKA PRACY

maciejlowicz maciejlowicz Gospodarka Obserwuj notkę 0

 

17 lutego br. na łamach ogólnopolskiego dziennika „Metro” ukazał się artykuł pod znamiennym tytułem: „Jestem germanistką. Za 5 zł sklejam pudełka”.

To pełna dramatyzmu relacja Ewy, młodej absolwentki bezskutecznie poszukującej pracy, z której mogłaby się utrzymać. Mamy w niej chyba wszystko to, co spotyka kończących studia Polaków na ich zawodowej drodze. A więc: codzienne wertowanie gazet i portali z ogłoszeniami, dziesiątki CV i listów motywacyjnych - z czasem wysyłanych, gdzie popadnie, sporadyczne rozmowy kwalifikacyjne, dorywcze zajęcia, Macprace „na przeczekanie” - często trwające latami (!), bezpłatne staże, wolontariat, akwizycja, przedsiębiorcy skłonni rzucić kilka złotych, oczywiście „pod stołem”, bezduszni urzędnicy PUPów, dla których absolwent bez zajęcia to ofiara własnej nieudolności bądź roszczeniowiec oczekujący od razu prezesowskiego fotela. We wstępnej notce redakcyjnej padło kilka interesujących pytań: A jeśli to nie jest wina Ewy?, A jeśli takich osób jak Ewa jest znacznie więcej? Jak planować swoje życie, nie mogąc myśleć o choćby minimalnej stabilizacji? Przecież Polska to Zielona Wyspa!

Trudno posądzać bohaterkę artykułu o życiową nieporadność czy nieuleczalne lenistwo. Opanowała całe know-how, którego znajomość teoretycznie umożliwia znalezienie pracy. Jak sama przyznała, potrafi się przekonująco sprzedać. Kurs autoprezentacji byłby w jej przypadku stratą czasu.Tekst kończy się odważnym wyznaniem bohaterki: Już się nie wstydzę, że jestem bezrobotna. To nie moja wina, tylko chorego systemu, który takich jak ja kopie w d…Ewa, wiedząc, że na nic innego nie będzie w stanie zaoszczędzić, odkłada na bilet do mroźnej Skandynawii. Zostawia Zieloną Wyspę dla białych nocy i białych niedźwiedzi. Życzmy jej powodzenia i malowniczych widoków na przyszłość, mając świadomość, że w krajach skandynawskich gospodarka w pierwszej kolejności służy przeciętnemu obywatelowi, a nie transnarodowym korporacjom i elitom władzy.

Także choć trochę znając realia polskiego rynku pracy, nie sposób całej winy składać na karb nieprzystosowania czy deficytu przedsiębiorczości młodych ludzi.

Brak pracy to w Polsce problem od początku transformacji 1989 roku. Przeciętna stopa bezrobocia do momentu wejścia do Unii Europejskiej wynosiła około 16%, była i nadal jest ponad dwukrotnie wyższa niż w „starej” Unii. Na przełomie 2003 i 2004 roku osiągnęła zatrważający poziom 20%. Bez pracy pozostawało wówczas ponad 40% młodzieży.Otwarcie granic przez Wielką Brytanię i Irlandię stało się buforem osłabiającym skutki wejścia na rynek pracy pokolenia wyżu demograficznego lat 80. Anglosasi doświadczali wówczas dotkliwych braków w tradycyjnie niskopłatnych sektorach usług i handlu. Fala emigracji zarobkowej przekroczyła wówczas dwa miliony osób. Staliśmy się największym w Europie eksporterem taniej i nieźle wykwalifikowanej siły roboczej. W rodzinnych stronach przedłużałaby tylko kolejkę w pośredniaku. Podobnie jest w Ameryce, którą zasilają półdarmowi pracownicy z Meksyku, i w Azji, gdzie tę rolę spełniają Chińczycy.

Obecnie, w grupie osób do 25 roku życia, w której są także absolwenci, bezrobotni stanowią ponad 22% (GUS, dane na koniec 2010 r.).W ich przypadku zagrożenie ubóstwem i wykluczeniem społecznym należy do najwyższych w kraju (raport Social Watch 2010).

Każdy, kto choć przez krótki czas pozostawał bez pracy wie, jak negatywny wpływ wywołuje taka sytuacja. Uczucia wstydu i upokorzenia, stopniowa utrata wiary we własne siły, przedłużająca się apatia, demoralizacja należą do kanonu. Można wymienić również całą gamę skutków makroekonomicznych. Stagnacja, spadek popytu wewnętrznego, pogłębianie nierówności ekonomicznych, ucieczka najzdolniejszych - to tylko kilka najbardziej podstawowych.

Wskaźnik bezrobocia rejestrowanego, latami przekraczający 10%, to bardzo wysokie bezrobocie. Wbrew temu, co twierdzą nadwiślańscy liberałowie gospodarczy, nie „oczyszcza” rynku, tylko go psuje. Sprawia między innymi, że stawki wynagrodzeń kształtują się na niskim poziomie, bo jest wielu na twoje miejsce. Są oni skłonni zgoła przyznać, jakoby bezrobocie w Polsce było wydumanym zagadnieniem, bo każdy, kto chce pracować, pracę w końcu znajdzie. Ci co jej nie mają, pewnie sami są sobie winni – nie chce im się pracować, bo są leniwi i biorą astronomiczne zasiłki (590 zł mc!).

Kolejne ekipy rządzące niewiele sobie robią z bezrobocia. Kwestia pozostaje polem pozorowanych działań i politycznej hipokryzji.  Lansowany od dwudziestu lat skrajny indywidualizm i neoliberalna propaganda zasiały w ludziach przeświadczenie, że za wszystkie swoje niepowodzenia odpowiadają sami  (powodzenie i sukcesy natomiast politycy chętnie przypisują swoim działaniom,  przynajmniej tak próbują nam wmówić) To bardzo wygodne dla rządzących. Dopóki ludzie są przekonani, że cała wina leży po ich stronie, politycy nie mają się czego obawiać. Tragedia bezrobocia jest sprowadzana do indywidualnego, jednostkowego problemu. Rozwiązanie zależy od własnej, obranej przez nas strategii. Problem, z którym boryka się ponad dwa miliony osób czynnych zawodowo na zdrowy rozum trudno rozpatrywać w kategoriach indywidualnych. Rzeczywiste przyczyny tkwią w rozwiązaniach systemowych, które tolerują i dopuszczają do takiej sytuacji, w braku pomysłu i kompleksowej strategii przeciwdziałania. Długotrwałe pozostawanie bez zajęcia wiąże się nieuchronnie z zanikiem postawy obywatelskiej. Bezrobotni zazwyczaj nie chodzą na wybory, więc politycy nie czują się zobligowani, aby o nich zadbać.

Przypominam sobie fragmenty książki George’a Orwella „Droga na molo w Wigan”. Za poetyckim tytułem nie kryje się niestety romantyczna treść. To zbiór reportaży z 1936 roku. Autor „Folwarku zwierzęcego” i „Roku 1984” opisuje w nich życie i pracę górników w północnej Anglii. To czas naznaczony ciągle żywym wspomnieniem niedawnego Wielkiego Kryzysu. Orwell uchwycił istotę ówczesnego stosunku do bezrobocia: Klasa średnia powtarzała slogan o leniwych, bezczynnych nygusach na zasiłku, (...) ci wszyscy ludzie, gdyby tylko naprawdę chcieli, mogliby łatwo znaleźć pracę (…); czy:  (…) moja droga, ja nie wierzę w całą tę gadaninę o bezrobociu. Wyobraź sobie, że w zeszłym tygodniu szukaliśmy kogoś do wypielenia ogródka, no i nie znalazł się żaden chętny. Oni po prostu nie chcą pracować, ot, co!; także: Taki był wtedy społeczny stosunek do bezrobocia: uważano je za tragedię, która dotknęła ciebie, osobę indywidualną, tragedię, której ty sam jesteś sprawcą i przyczyną.

Brzmi znajomo?

 Maciej Szatyłowicz

 

Artykuł ukazał się w witrynie "Obywatela"

"Na uniwersytecie bawiłem się trochę w literata - pisywałem nawet przez rok pełne powagi i naiwności artykuły wstępne w 'Yale News' - i teraz wszystkie te zainteresowania chciałem przywrócić memu życiu, aby znów stać się tym najbardziej ograniczonym ze wszystkich specjalistów - człowiekiem wszechstronnym" F. Scott Fitzgerald "Człowiek musi przede wszystkim działać a nie poddawać się działaniu innych" Isaiah Berlin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka