TV Republika podała, że ilość dziennikarzy akredytowanych w Sejmie, jest zbliżona do liczby Posłów i Senatorów, jak by nie liczyć przeszło 500. Przyglądając się jakości pracy części osób obsługujących media, bo nazwać ich dziennikarzami nie ma ku temu żadnych powodów, proponuję ograniczyć ich ilość do niezbędnego minimum, z zachowaniem parytetów dla poszczególnych Redakcji.
Z zasady jest tak, że poseł PO do podsuniętego przez funkcjonariusza medialnego mikrofonu może pleść androny, straszyć zamachami stanu, rujnowaniem demokracji i żaden z tych, którzy spijają z jego ust ten słowotok nie zada mu pytania, które sprowadziłoby go na ziemię tzn. tego posłu.
Przykład: Marek Biernacki rwał dziś od rana szaty, że zdymisjonowano CIEMNĄ NOCĄ, najlepszych synów wywiadu, kontrwywiadu, służb wszelakich i żaden, ale to żaden, z fukcjonariuszy nie zapytał go: jak można zdymisjonować kogoś, kto sam wcześniej złożył dymisję? Tworzą więc ci osobnicy atmosferę grozy, ze studia TVN-24 padają słowa" nocna zmiana", widzowie i słuchacze zaczynają główkować czy za chwilę nie wprowadzą Stanu Wojennego, co mniej wytrzymali nerwowo sprawdzają datę ważności paszportów, krótko mówiąc: strach, groza i przerażenie.
Inaczej jest gdy mówi poseł PiS. To nie wywiad, to przesłuchanie. Goni się takiego delikwenta korytarzem, rzuca pytania z czapy i resztę dopowiada samemu.
Panie Marszałku Marku Kuchciński, a pogoń Pan tę swołocz! Nie ma większego znaczenia co powie ten czy inny poseł PiS, medialni funkcjonariusze i tak wiedzą swoje. A skoro ci osobnicy nie chcą lub nie potrafią obsługiwać wydarzeń sejmowych rzetelnie i bezstronnie, to niech się produkują na Pudelku.
Tak to widzę.
