Robiąc poranny przegląd prasy nie pomijam Gazety Wyborczej. Sama nie wiem, dlaczego jeszcze ją czytam, może z przyzwyczajenia (kiedyś nie wyobrażałam sobie bez niej dnia i czytałam od deski do deski - co przyznaję ze wstydem:)) a może organizm domaga się codziennej porcji adrenaliny? Nie mogę również wykluczyć, że na strony Wyborczej zaglądam z tych samych powodów, dla których redaktorzy GW chodzą do Kościoła. Bo, co do tego, że chodzą, nie mam wątpliwości - przecież sami treści kazań nie wymyślają ;)
No więc chodzą - oni chodzą a ja czytam. A skoro czytam, to wiem, że dla GW dzień bez poruszenia tematu Smoleńska to dzień stracony. Redaktorzy GW najwyraźniej głusi są na wyniki sondaży, z których wynika, że 80% społeczeństwa uważa, że "ciągłe mówienie o katastrofie smoleńskiej jako nudne i irytujące", a "jeszcze większy odsetek Polaków twierdzi, że tragedia służy do walki politycznej i odwraca uwagę od naprawdę ważnych tematów". Zwłaszcza młodych ludzi ten temat przestał interesować, o czym GW wie, bo przecież o tym informowała.
Jaki z tego wniosek? Że GW co innego propaguje, a co innego robi - Smoleńsk jest be, ale tylko wtedy, gdy zajmują się nim inni. Ech, te podwójne standardy.