waldemar.m waldemar.m
375
BLOG

STW – obiektywna prawda o tym, czym jest. cz 2

waldemar.m waldemar.m Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Zanim przystąpimy do analizy rysunków, które mają ilustrować STW (A i B) lub jej przeczyć (C) zajmijmy się samą definicją STW.

 

Klto czyta mój blog, ten wie, że w jednej ze swoich notek pytałem o tą definicję, ale pod notką nie było żadnej merytorycznej odpowiedzi.

 

Powód jest prozaiczny. Ja zadaję dużo pytań i dlatego fizykaliści boją się na nie odpowiadać, gdyż boją się jakiś podstępów z mojej strony i nie przyjdzie im do głowy, że moje pytania są podyktowane badaniem tego, co rzeczywiście myśli/myślą mój/moi interlokutor/interlokutorzy.

 

Na większość zadawanych pytań znam odpowiedź lub mogę ją bez problemów znaleźć, ale nauczony doświadczeniem – pytam. To pozwala mi blokować cwaniaków, którzy na początku rozmowy mówią jedno, a gdy się im zwraca uwagę na inne rozwiązania lub modyfikacje, to robią "w tył zwrot" i z miną aniołków udają, że tak ma być.

 

Tym razem jednak było bardzo ciekawie, gdyż odpowiedź na moje pytanie o STW była w notce zagorzałego relatywisty, Jarosława Klimentowskiego (dalej - JK):

 

STW jest teorią, która tak naprawde opiera się na jednej rzeczy, mianowicie transformacji Lorentza. Przypomnijmy, iż transformacja jest pewną funkcją za pomocą której wyrażamy współrzędne (obiektów, zdarzeń) umieszczonych w jednym układzie odniesienia, przy pomocy współrzędnych z innego układu odniesienia. Wszelkie interesujące efekty obserwujemy więc przy przejściu pomiędzy układami, a więc w praktyce obserwując to samo zjawisko z kilku różnych układów. Oczywiście najpopularniejszym chyba przykładem jest wyobrażenie sobie mknącej z ogromną prędkością rakiety, a następnie obserwowanie zachowania się zegara umieszczonego w tej rakiecie raz z punktu widzenia rakiety, a innym razem z punktu widzenia obserwatora, który pozostał na Ziemi.

 

Ciekawa definicja, obnażającva całą nędzę intelektualną relatywistów, którym na haczyk tej pewnej funkcji udało się złapać garstkę idiotów, hełpiących się tym, że "my, w odróżnieniu od was, cóś rozumiemy".

 

Postarajmy się poszukać tego, czym oni się tak hełpią.

 

JK, nie nzważając na to, że podając przykład, który miałby przybliżyć "maluczkim" zrozumienie niezrozumiałego posłużył się rakietą i zegarem, to ilustrując swoją notkę o STW zamieścił rysunki A i B (oznaczenie moje), na których zmusił naszą wyobraźnię do wyobrażenia sobie rakiety w której pracuje laserek, wysyłając impulsy do lustra zawieszonego na suficie kabiny.

 

Według jednego z komentatorów, ten przykład z laserkiem to jest sama realność, więc nie będziemy kręciś nosem, tylko zajmiemy się właśnie nim, tym bardziej, że niejaki MEK, właśnie laserka użył do ... nie wiadomo do czego, ale w toku analizy jego przykładu może i z tym damy sobie radę.

 

Wariant A

 

Rakieta przyjechała na platformie na kosmodrom. Chłopcy robią ostatnie testy przed startem. Komuś przyszło do głowy sprawdzić laserek, który w trakcie lotu w kosmosie ma sprawdzać STW.

 

To co zobaczył, narysował na rysunku A.

 

Jak widzicie żadnych sensacji. Promień leci sobie do lusterka i ... wraca do laserka. I prędkość tego promienia wynosi tyle, ile powinna wynosić w atmosferze powietrza.

 

Rakietę wystrzelili. I tu skończyła się normalność. Idiota, który miał robić test sprawdzenia STW, zamiast połączyć się z załogą rakiety i zapytać jak zachowuje się promień laserka, to ... kombinuje jak zajrzeć do rakiety.

 

Jeden sposób, to wyciągnąć szyję tak, żeby zajrzeć do rakiety przez iluminator. Gdy tak zrobił, nic się nie zmieniło.

 

Drugi sposób, to wyobrazić sobie, co zobaczyłby, gdyby udało mu się zajrzeć do lecącej rakiety przez iluminator.

 

Wariant B

 

Obserwator przebywający na Ziemi uruchamia swoją wyobrażałkę (Andersen i inni bajkopisarze wysiadają, nie mówiąc już o Lemie) i to, co podpowiedziała mu jego wyobraźnia przedstawił na rysunku B.

 

Co dzieli te dwa rysunki?

 

Szpital psychiatryczny i ... transformacja Lorentza. A co nam na temat tej transformacji opowiadają ci, którzy powinni siedzieć w psychiatryku? Przypomnijmy sobie:

 

STW jest teorią, która tak naprawde opiera się na jednej rzeczy, mianowicie transformacji Lorentza.

 

A więc jak należy interpretować te dwa rysunki, żeby być w zgodzie z deficją, która zadowala relatywistów?

Transformacja Lorentza jest instrumentem pozwalającym psychiatrze przekształcić wyimaginowany świat przedstawiony na rysunku B w rzeczywisty świat pokazany na rysunku A.

 

A co w takim razie przedstawił bloger MEK na rysunku C i czy było uzasadnionym głoszenie wszem i wobec, że rysunek C jest dowodem na to, że Teorie Względności są błędne?

 

Rysunek C to dokładnie taka sama sytuacja jak przedstawiona na rysunku A, tyle że zmodyfikowana. Laser w rakiecie świeci do lusterka, które jest zamontowane na suficie nie prostopadle do laserka, tylko pod pewnym kątem, przez co droga przebywana przez promień jest dłuższa, niż ta, którą przebywa promień puszczony wzdłuż rakiety.

 

Jaki ten przykład ma związek z teoriami względności? Żadnego.

 

To czym świadczą wnioski zawarte w notce "Koniec dylatacji, czasu Einsteina"?

 

One świadczą tylko o jednym: autor tej notki był pod wpływem halucynogenów.

 

Dlaczego nie poinformowałem go o tym pod notką? Powód jest prozaiczny: nie mogę komentować na jego blogu.

 

A jaka była reakcja relatywisty na ostatnie zdanie tej notki:

 

Rakieta, światło, czas, przestrzeń - zachowują się normalnie (euklidesowo).

 

Reakcja była genialna:

 

Skoro założył pan euklidesowe zachowanie się promienia i rakiety, to jakiego wyniku się pan spodziewa?

 

Zastanówcie się. Nie ma żadnej STW. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od tego czy jesteśmy normalni (wtedy zakładamy euklidesowskie zachowanie przyrody), czy jesteśmy idiotą, któremu wydaje się, że może zajrzeć do rakiety i zobaczyć to, czego tam nie ma (gdy założymy einsteinowskie wypaczenie przyrody).

 

Pozostaje tylko odpowiedzieć na jedno fundamentalne pytanie:

 

Po co nam ten idiotyzm, w który wpuścił nas Lorentz, czyli po co on wymyślił tą transformację?

 

Na to pytanie, dzięki aktywności relatywistów, też już znamy odpowiedź:

 

Transformacja Lorentza została wymyślona jako transformacja zachowująca niezmienniczo równania Maxwella, czyli równania elektromagnetyzmu.

Oczywiście światło jest falą elektromagnetyczną, a więc wynika z tych równań. Przyjęcie więc tego postulatu oznacza nie tylko, iż światło ma tę samą prędkość czy to na Ziemi czy w rakiecie, ale także inne zjawiska fizyczne takie jak przepływ prądu itp., również przebiegają w obu układach identycznie.

 

Króciuteńki cytacik i 109 lat idiotycznego duraczenia uleciało z wiatrem.

 

Cały ten zakichany, zmyślony cyrk z "wyobraźcie sobie" okazał się totalnym bredem a nie teorią.

 

Najpierw Maxwell skonstruował jakieś równania do nieistniejącego bytu fizycznego (fali elektromagnetycznej), a później Lorentz dorobił do nich jakieś transformacje dla ratowania tych równań.

 

I nikomu nie przyszło do głowy, żeby uważnie przeczytać ten ostatni przykład. A przecież w nim jest o prędkości światła na Ziemi i w rakiecie i prędkości prądu na ziemi i na świecie.

 

Całe szczęście, że relatywistom nie przyszło do głowy napisać o prędkości prądu między Ziemią a rakietą. A przecież mogliby. 

Zobacz galerię zdjęć:

Rys C Euklidesowski wariant
Rys C Euklidesowski wariant
waldemar.m
O mnie waldemar.m

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie