marcingacek marcingacek
390
BLOG

Nuclear wars. Terroryzm nuklearny w czasach pokoju.

marcingacek marcingacek Polityka Obserwuj notkę 6

 

Nuclear wars. Terroryzm nuklearny w czasach pokoju.
Jeszcze rok temu tarcza antyrakietowa miała chronić przed terrorystycznymi atakami nuklearnymi ze strony krajów bandyckich takich jak:  Korea Północna czy Iran. Dzisiaj trzeba brać pod uwagę „zielone ludziki”. Wynalazek Putina będzie na pewno twórczo rozwijany. Wojna hybrydowa jest chwytliwym medialnie sloganem. Ale nie jest niczym nowym. W rocznicę 17 września niektórzy nazywali tak inwazję Armii Czerwonej w 1939r. na Polskę. I mieli rację. Przecież komuniści szli chronić bratnią ludność Zachodniej Białorusi i Ukrainy przed faszystami rodem z Berlina i Warszawy (sic!). Oficjalnie nie wypowiedzieli wojny. Zmieniły się tylko instrumenty i szybkość. Wtedy materiałami propagandowymi były wiece, ulotki, gazety, filmy w kinach a wszystko to wsparte bagnetami krasnoarmiejców. Dzisiaj obserwujemy zależne media, hakerów, rebeliantów i ochotników z doborowych dywizji rosyjskich wspomaganych nowoczesnym (w tym nuklearnym) arsenałem armii rosyjskiej, czekającym po drugiej stronie granicy. Tylko śmierć i zniszczenie są tak samo przerażające.
Radosław Sikorski w podsłuchanej rozmowie tłumaczył Rostowskiemu, że sojusz polsko-amerykański usypia Polaków dając im złudne poczucie bezpieczeństwa. Jak dalece słuszna była jego uwaga (szkoda, że nie szła z tym w parze logiczna do tej myśli polityka zagraniczna) przekonujemy się teraz. Spostrzeżenie naszego eksministra powinno zostać rozszerzone. NATO daje nam poczucie bezpieczeństwa ponieważ dalej posługujemy się zimnowojennym kodem rozumowania. Dzielimy świat na zwycięskie NATO i postsowiecką przegraną Rosję. Pomiędzy nimi jest ziemia niczyja. Nic bardziej mylnego. Przyszła wojna nuklearna będzie ograniczona, regionalna, rozproszona i nieprzewidywalna jak zbrodnicze zestrzelenie samolotu malezyjskich linii lotniczych. Nie będzie wojną. Będzie atakiem terrorystycznym z nieznanego terenu przez oficjalnie nieznanego przeciwnika, zdarzeniem, wypadkiem – nienazwaną agresją. Ale skutek będzie ten sam.   
Przed upadkiem żelaznej kurtyny mieliśmy do czynienia z dwoma blokami o identycznej strukturze. Hegemon plus satelici. Piąty punkt paktu Północno Atlantyckiego miał sens w tamtej logice. Atak na któregokolwiek z sygnatariuszy oznaczał osłabienie potencjału militarnego sojuszu lub zablokowanie możliwości dyslokacji wojsk. Stąd plany ataku Paktu Warszawskiego na kraje Europy zachodniej opierały się na przekonaniu sztabowców Armii Radzieckiej, że gdy sowieckie kolumny pancerne dotrą do wybrzeża Atlantyku, Stany Zjednoczone uznają status quo i nie zaryzykują globalnej wojny jądrowej niosącej zagładę setek milionów istnień.  Kiedy Waszyngton dowiedział się o planach Rosjan wszystkie swoje wysiłki skupił na udowodnieniu władzom ZSRR, że to przekonanie jest mylne. Amerykanie wiedzieli, że po stracie Europy, będą mogli tylko prosić Moskwę o możliwie łagodne traktowanie. Wzbogaceni o potencjał gospodarczy krajów wysokorozwiniętych komuniści mogliby uzyskać przewagę nad Jankesami. Problem w tym, że dzisiaj jest inaczej.
Kilka miesięcy temu prowadziłem spór z pewnym szanowanym intelektualistą. Na moją tezę, że kilka amerykańskich F-16 w Polsce tylko zwiększa ryzyko uderzenia w nasze terytorium taktycznymi rakietami nuklearnymi niszczącymi wybrane cele np. lotniska, odpowiedział, że to nie możliwe bo doszło by do globalnej destrukcji. Patrzył na mnie przy tym jak bym był jednoosobowym zwiadem ufoludków z ...odległej galaktyki. Z całym szacunkiem dla wszystkich tak myślących: przepraszam Panie i Panowie, ale coś się zmieniło. Piąty punkt Traktatu dla nas i nowych członków NATO znaczy tyle samo co dla Kijowa zapisy Memorandum Budapesztańskiego gwarantującego Ukrainie jej integralność terytorialną czyli nic. Śmieszne sankcje gospodarcze po zajęciu Krymu zostały wzmocnione po zestrzeleniu samolotu pasażerskiego przez rebeliantów. Śmierć niewinnych obywateli Zachodu wstrząsnęła światem mocniej niż aneksja części terytorium Ukrainy. Wojna o opinię publiczną w globalnej przestrzeni medialnej o to kto jest odpowiedzialny za tę zbrodnię jest bitwą o Kijów. Jeśli ktoś uważa, że absolutnie nie może dojść do ograniczonego użycia broni jądrowej to niech zada sobie proste pytanie.  Czy kilka miesięcy temu przypuszczał, że rakieta ziemia powietrze o zasięgu 30.000 km a więc broń specjalistyczna i nie do kupienia u handlarzy w ogóle może być użyta w Europie, powtarzam w Europie, do zestrzelenia cywilnego samolotu? Gdyby zrobiła to jakakolwiek armia narodowa byłby to przynajmniej delikt dyplomatyczny. A tak mamy nieszczęśliwy wypadek(określenie Federici Mogherini). Dla ofiar i ich rodzin nie ma to znaczenia. Zginęli. We wrześniu 1939 roku rozpoczynając misję humanitarnąw Polsce polegającą na ochronie ludności niemieckiej przed polskimi nacjonalistami rycerska Luftwaffe zbombardowała niebroniony Wieluń po to by sprowokować panikę wśród ludności cywilnej. Po latach tłumaczono się pomyłką. Strach też jest bronią.
Tylko człowiek o małym rozumku może wierzyć w to, że obecny rozejm w Donbasie jest trwały. Putin już wygrał. Udowodnił Ukraińcom, że w obliczu realnej wojny z wielkim sąsiadem mogą liczyć tylko na siebie. Będzie dążył do odsunięcia obecnej władzy w demokratycznych wyborach przez zmęczony trudami wojennymi naród. Może też przekonać rząd (Poroszenko miał dobre relacje ze wszystkimi ekipami dotychczas rządzącymi na Ukrainie a więc z Janukowyczem również) o niemożności ustabilizowania sytuacji w kraju bez daleko idącej kolaboracji z Kremlem. Jako argumenty mogą w tej dyskusji posłużyć środki (np. dalekosiężne moździerze) przenoszenia taktycznych ładunków nuklearnych, groźba wysadzenia elektrowni jądrowych, przenośne bomby nuklearne rodem z ZSRR etc. Już widzę jak po wybuchu małego pocisku nuklearnego na Ukrainie np: blisko granicy z Polską całe NATO rusza do wielkiej nuklearnej ofensywy. Przepraszam za ironię, ale jest tutaj konieczna.
Raymond Aron do analizy współczesnych mu konfliktów często sięgał do dorobku klasyków od Tukkidydesa przez Machiavellego po Webera. Kiedy pisał o Wojnie Peloponeskiej pokazywał jak blisko mentalnie w dążeniu do hegemonii nad znanym sobie światem, było komisarzom sowieckim i kongresmenom amerykańskim do przywódców Aten i Sparty, mimo dzielącego ich dystansu blisko dwóch i pół tysięcy lat. Oczywiście można parsknąć śmiechem na metodę historyczną i czerpać swoją wiedzę na temat geopolityki z quasi naukowych broszur tłumaczących, że Rosja nigdy nie zdecyduje się na zajęcie Krymu, na zaatakowanie wschodniej Ukrainy, że przy powiązaniach gospodarczych w dobie rewolucji informatycznej wojna jest nieopłacalna etc. Ale wtedy jesteśmy na poziomie Lecha Wałęsy, który był szczerze (jestem skłonny w to uwierzyć) zdziwiony tym, że Putin może używać czołgów we współczesnej polityce międzynarodowej. Przecież świat cywilizowany wyrzekł się takich metod. No patrzcie! A Putin jakoś czytał inne podręczniki. Racje miał francuski minister spraw zagranicznych Fabius mówiąc, że aneksja Krymu kończy epokę spokoju w Europie. Kryzys ukraiński to europejski WTC. Nic już nie będzie takie same. Porównywania Putina do Hitlera i Stalina mogą się podobać w memach ale nie mają żadnej wartości analitycznej. Prezydent Rosji jest raczej jak Piotr I albo Caryca Katarzyna. Jeśli miałbym sięgnąć do okresu sprzed II Wojny Światowej to dokonałbym paraleli działań Zachodu wtedy i dziś.
Przypomnijmy. Wielka Brytania i Francja za wszelką cenę chciały utrzymać pokój. Hitler mógł osiągnąć sukces i dzisiaj byłby porównywany do Bismarcka, gdyby potrafił samoograniczyć się w dążeniach zdobywcy i oczywiście nie prowadził szaleńczo-zbrodniczej polityki holocaustu. Zarówno Londyn jak i Paryż z absolutnym zrozumieniem podchodziły do polityki zjednoczeniowej terenów niemieckich. Gdyby Hitler poprzestał na zajęciu Austrii, Sudetenlandu to politycy zachodni zgodziliby się na przyłączenie do Niemiec Gdańska i tych terenów w Polsce, na których większością była mniejszość niemiecka. Polityka samoograniczenia doprowadziłaby III Rzeszę do uzyskania pozycji hegemona w Europie środkowo-wschodniej. Dzisiaj modne jest snucie alternatywnych historii co by było gdyby. Można założyć, że osłabione Czechosłowacja, Polska i inne kraje naszego regionu wcześniej lub później trafiłyby w orbitę wpływów Berlina tworząc mityczną Mitteleuropę. Wybuch II Wojny Światowej został przesądzony w marcu 1939 roku zajęciem Pragi. Ten akt przekonał Zachód, że Hitler chce w Europie stworzyć konkurencyjne imperium zagrażające globalnym interesom Anglosasów. A to było przez nich nie do zaakceptowania.
Jeśli Putin ograniczy swoje działania do państw poradzieckich, przekona jeszcze nieprzejednanych w Europie polityków do tego, że chce jedynie odzyskać przynależną Moskwie pozycję i nie zagrozi to interesom Zachodu, a wręcz im pomoże bo ustabilizuje sytuację polityczną na wschodzie - wygra. Sprawa Kijowa w takiej sytuacji będzie przegrana. Przypominam, że w tej chwili kraje NATO zbroją zarówno Ukrainę jak i Rosję (na Mistralach szkolą się rosyjscy marynarze). Polska powinna ze wszech miar uważać by nie dostać przypadkowego kuksańca. Bądźmy realistami. Katastrofa humanitarna w Polsce zaniepokoi Niemcy, ale nie popchnie nikogo do wypowiedzenia wojny Rosji. Nie mówię tutaj o zmasowanym ataku rakietowym na Polskę ale np: o skażeniu, które mogło by do nas trafić jak po Czarnobylu. Trudno jest się przyznać. Ale bezpieczeństwo Polski leży w uznaniu nas przez Moskwę za strefę wpływu Zachodu. To my mamy być granicą buforową Europy. Innymi słowy, jeśli Putin chce utrzymać stosunki gospodarcze z Zachodem by pozyskiwać fundusze niezbędne do utrzymania imperium, nie jest w jego interesie naruszać granice UE i NATO. Gdyby jednak chciał ich realnie zaszantażować …jesteśmy idealnym celem, bo bezbronnym. 
Kryzys ukraiński obudził, niektórych polskich polityków. Powtarzają ciągle: si vis pacem para bellum. Niestety pokoju już nie ma, a my nie tacy znów przygotowani. Racje ma gen. Polko, że z tarczą antyrakietową jesteśmy spóźnieni o kilka lat. Ale nasuwa się pytanie co nam ma dać tarcza antyrakietowa. Jestem absolutnie za tym by wzmacniać polską armię, w sposób przemyślany wykorzystując maksymalnie nasze szczupłe środki.  Im będziemy sami mocniejsi tym traktaty będą bardziej realne. Rozumiem, że czerpiemy przykład z tarczy izraelskiej (o odpowiedniku amerykańskiej nie ma co marzyć). Ale Żydzi są wstanie zestrzelić tylko część pocisków wystrzelonych przez terrorystów. To nie rakiety, ale po części chałupniczo produkowane rakietki. System Żelazna kopuła ma sens dla tego, że armia Izraela posiada środki do przeprowadzenia ataku odwetowego. Tarcza jest skuteczna tylko wtedy gdy w drugiej ręce dzierżymy miecz (znów te historyczne porównania). Nie wspominam tu już o posiadanej przez Jerozolimę broni atomowej. Polska poprzez dwudziestopięcioletnie zaniedbanie sfery militarnej, pogłębione przez politykę oszczędności (za ministra Klicha) może obronić kwadrat terytorium o bokach 100 km na 100 km. Może warto by w kraju bądź co bądź katolickim sięgnąć do przykładów biblijnych np.: o królu, który mając dziesięć tysięcy wojowników przeciwko dwudziestu tysiącom zastanawia się co ma zrobić?
Co do dozbrojenia Ukrainy trzeba być wstrzemięźliwym. Należy pomóc Kijowowi pod warunkiem odsunięcia banderowskich radykałów, ucywilizowania prawego sektora i zamknięcia sprawy rzezi wołyńskiej. Jeśli tak się nie stanie to proponuję powrót do Machiavellego. Pamiętajmy, że każdy przyjaciel dzisiaj, może być wrogiem jutro, a wróg przyjacielem.

 

marcingacek
O mnie marcingacek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka