marcingacek marcingacek
1954
BLOG

Zasępiona twarz prof. Zolla. Prawnicy i (prawnicze) bufony.

marcingacek marcingacek Polityka Obserwuj notkę 23

Słuchając komentarzy znanych prawników w szczególności konstytucjonalistów oceniających blamaż PKW, można odnieść wrażenie, że dla nich państwo Polskie może upaść. Pod jednym warunkiem. Upadek musi być zgodny z prawem.  

            Kiedy widzę w telewizji zatroskaną twarz prof. Zolla (co samo w sobie jest już wzruszające) wiem, że zostały naruszone standardy państwa prawa. Tym razem były RPO pojawił się w przestrzeni publicznej komentując medialny akt samozagłady sędziów PKW. Samobójstwo to można za Kisielewskim dosadnie spuentować: „…to „sztos” brzytewką we własne gardziołko”.      

 Co odróżnia prawnika od bufona z prawniczym wykształceniem? Prawnik bezwzględną zasadę postępowania zgodnego z prawem nie przeciwstawia służebnej roli prawa względem obywateli, ale przeciwnie, spaja te dwie nadrzędne wartości w całość. Prawniczy bufon stawia prawo ponad człowieka i społeczeństwo. W ten sposób literalny zapis normatywny jest przedmiotem kultu, bożkiem, przed którym składamy ofiarę ze skutecznego zarządzania. Słuszna idea państwa prawa mająca chronić prawa jednostki i udoskonalać organizację zbiorowości w jakich ona żyje, staje się nowym opium. Idealnym alkaloidem społecznym. Perfekcyjnym bo uniwersalnym narkotykiem, zarówno dla mas jak i intelektualistów. Prawo ponad wszystko staje się pojęciem-wytrychem. Usypiającym i tłumaczącym wszelką niemoc i zaniechanie. Paraliżującym ożywcze reformy.

            |Czym różnią się prawnicy pracujący dla sektora prywatnego od tych zatrudnionych w instytucjach publicznych zarówno państwowych jak i samorządowych? Umiejętnością interpretacji prawa. Kancelarie prawne pracujące dla korporacji w chwili otrzymania zlecenia zadają pytanie „na kiedy” i informują ile ta usługa będzie kosztowała. Ich zawód polega na takiej znajomości przepisów i ich zastosowania, by klient mógł otrzymać żądany produkt zgodnie z prawem. Jeśli urzędnik lub polityk pełniący obowiązki z wyboru zleca analizę prawną nowatorskiego planu pracownikom swojego biura prawnego, może przypuszczać z wiarą graniczącą z pewnością, że odpowiedź tej komórki w danej instytucji będzie negatywna lub wymijająca. Na przykład.: nie da się. To nie zgodne z prawem. Prawo nie dopuszcza tych zmian. Zapisy prawne pozwalają przypuszczać, że dane rozwiązanie zostanie podważone etc.

             Cywilizacja jako skomplikowany węzeł stosunków i zależności społecznych nie może istnieć bez reguł regulujących je. Przepisy nie są magicznymi runami z okresu barbarzyństwa. Realna siła prawa nie wynika z faktu jego zapisu. Jej źródłem jest autorytet, który sankcjonuje użycie przemocy. Sędzia nie zawdzięcza szacunku łańcuchowi i todze, w które się ubiera, ale czerpie go z symboliki tych artefaktów kultury prawnej, na którą zdecydowana większość obywateli się zgadza. Autorytet trzeciej władzy oparty jest nie na strachu przed przemocą (nie można trwale zastraszyć całego społeczeństwa), ale na przekonaniu, że muszą istnieć reguły gry określające porządek i bezpieczeństwo współżycia. Arbitrzy aby móc mediować i rozstrzygać spory, muszą cieszyć się szacunkiem wynikającym z przeświadczenia o ich obiektywizmie jak i ponadprzeciętnych zdolnościach intelektualnych. Respekt opiera się na – idei sprawiedliwości. Częściej na jej micie.

            Kuriozalnie łatwiej jest być prawnikiem w ustroju dyktatorskim lub autorytarnym. Tam szacunek można wzbudzać sztucznie, za pomącą mozaiki złożonej z przemocy, fałszu, obłudy i fasadowego prestiżu. W Polsce, wielu wydawało się, że jest na odwrót. Za komuny wymiar sprawiedliwości był sługą reżimu. Po 89 roku stał się niezależny i przynależny do potężnej korporacji. Wynikało to z jednej strony z ustanowienia regulacji prawnych strażnikiem demokracji, z drugiej z przekonania obywateli, co do bezkarności prawników, wyniesionego z poprzedniego systemu. Ale strach przed prawem nie jest wszechwładny i wieczny. Najlepsze skutki długofalowe przynosi zrozumienie reguł przez członków wspólnoty i rozsądne ich poszanowanie wspomagane sankcjami wobec tych, którzy nie pojmują roli regulacji. Władza, która o tym zapomina, może spotkać się z objawami rewolty i zamieszek. I nie chodzi tu bynajmniej o polityczną rewolucję, do której potrzeba powszechnej determinacji oraz iskry inicjującej wybuch niezadowolenia, ale o chaos i anarchię. O przejawy powszechnego lekceważenia prawa, które zaczyna być traktowane jako niedołężne i skompromitowane.

Inteligentny człowiek, niezależnie od wykształcenia i roli jaką pełni w społeczeństwie musi dostrzegać, że prawo jest jednym z najważniejszych czynników tworzących system społeczny ale nie najważniejszym. Zwracał na to uwagę wybitny komentator a zarazem socjolog Raymond Aron w Demokracji i totalitaryzmie. Nie wolno ignorować prawa jako czynnika państwotwórczego, ale również nie można go uprzywilejować. Tzn. normy prawne jeśli nie spełniają swoich funkcji, nie mogą być wyłączone spod pręgierza krytyki jako nienaruszalne a priori i nie podlegać zmianie. Bronisław Łagowski we wstępie do zbioru felietonów zatytułowanym Duch i bezduszność III RP pisał, że po liberalnych przemianach w Polsce nie obawiał się tylko dyktatury „…ponieważ ta forma polityczna w Polsce nigdy się nie przyjęła. W Polsce niebezpieczeństwem jest anarchia, która potrafi być bardziej opresyjna niż dyktatura w innych krajach. Decyzja władzy jest niezgodna z prawem? Będziemy zmieniać prawo tyle razy, aż stanie się zgodna. Prawo niezgodne z konstytucją? Zatem zmienimy konstytucję. Oto istota opresyjnej anarchii, w której silnym wolno wprowadzać ustawy, jakie im dogadzają, a słabi nie znają dnia ani godziny, kiedy mogą zostać uznani za przestępców”. Filozof z Krakowa nie przewidział sytuacji, w której bałagan rodzi się w samym łonie prawa.

Na świecie często zdarzają się sytuacje, które przerosły wypracowane procedury i stąd wynikają problemy. Ale Polacy nie gęsi i swoją odmianę chaosu też mają. Nasza rzeczywistość wzbogaciła nas o nowy wymiar anarchii pętającej instytucje państwa. Paraliżu zgodnego z procedurami. Przetarg na obsługę informatyczną wyborów został fatalnie rozstrzygnięty i od samego początku został wadliwie zbudowany. Nie ważne – procedury zostały zachowane. System na kilka godzin przed wyborami wykazywał usterki. I co z tego, nie ma przepisów zabraniających wprowadzenia go. Program liczenia głosów się załamał. Nic to. Nie ma prawa zabraniającego wierzyć prezesowi firmy odpowiedzialnej za fatalną wpadkę, w jego zapewnienia, że stanie się cud i zacznie on działać. Kilka dni po wyborach nie ma wyników. Oj tam, oj tam. Nawet jeśli liczenie miałoby potrwać tydzień to prawo nie zostało złamane. Niepokój społeczny – to wynik nagonki medialnej, która na gruncie prawnym jest niewytłumaczalna. Co prawda były błędy w komunikacji - tako rzecze prof. Zoll. Ale alles is in Ordung. Autorytet fundamentalnej dla demokracji instytucji wyboru władzy legł w gruzach. Polacy nic się nie stało. Wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Naszą tarczą konstytucja. Szacunek dla prawa wyborczego poległ na medialnym polu bitwy. Wszystko pod kontrolą.  Zlepimy go na nowo, klajstrując fragmenciki prawniczą bufonadą. A krytyków …pod sąd.

System prawny w demokracji liberalnej jest niezwykle kruchy i wrażliwy. To system naczyń połączonych składający się z wiary obywateli w zasady państwa prawa, utożsamiania się z nim i z jego instytucjami. Należy na niego chuchać i dmuchać. Konieczne do tego jest przekonanie każdego z nas, że przepisy chronią prawa jednostki, jednocześnie stojąc na straży interesów wspólnoty. Wymaga to szacunku dla prawa i …prawników. Na gruncie kryminalistyki i socjologii stworzono teorię „wybitych szyb”. Jeżeli brak reakcji na drobne akty wandalizmu takich jak wybijanie okien prowadzi do kontaminacji całej dzielnicy i pogłębiania jej kryminalizacji, to co powiedzieć o sytuacji gdy na oczach milionów widzów w ciągu kilku dni dochodzi do demolki wizerunku Krajowego Biura Wyborczego i Państwowej Komisji Wyborczej. Miliony telewizorów stają się synonimami wybitych szyb i … miejscem utraty twarzy sędziów wywodzących się z trzech najważniejszych sądów w kraju. Nikt w Polsce nie pozwoliłby sobie na kpinę o takiej skali z trzeciej władzy, jak zrobili to jej wybitni przedstawiciele.

Komentarze głównych zainteresowanych w temacie wyciągnięcia wniosków na przyszłość  nie napawają optymizmem. Podkreślanie błędów PR-owych oraz skupianie się na znojnym trudzie i odwadze sędziów PKW, skłaniają do opinii, że kolejny raz prawnicze bufony wygrały z prawnikami. A przecież wystarczy dokonać analizy ostatnich dni w PKW by zrozumieć, że w pewnych sytuacjach inteligentni ludzie muszą kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie ciasnymi procedurami. Wtedy prof. Zoll nie będzie zmuszony do publicznego prezentowania autentycznie zatroskanej twarzy. Czego i jemu, i sobie życzę.

 

marcingacek
O mnie marcingacek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka