Ze skąpych informacji medialnych wiemy tylko tyle, że wczoraj pod Kancelarią Premiera dokonał samopodpalenia człowiek, który miał na utrzymaniu żonę i dzieci, a swoją sytuację finansową ocenił jako beznadziejną. Chciał zwrócić uwagę na tę sytuację i na brak zainteresowania nią przez władze państwa.
Nie znamy nawet inicjałów owego człowieka, więc skazani jesteśmy na używanie słowa „desperat”. Media mówią: No cóż, tak się dzieje. Są biedni i bogaci, taki los. Kto się w porę nie zatroszczy o siebie, temu potem jest trudno.
Załóżmy jednak, że ów 49-letni człowiek nie był „szeregowym Kowalskim”, którego zwolniono z pracy, a w wieku 49 lat nie miał już żadnych, naprawdę żadnych, szans na znalezienie nowej.
Załóżmy, że to nieudolny prezes globalnego spekulacyjnego banku, który nakupował złych aktywów i doprowadził swój bank do bankructwa. Albo premier kraju, który bez opamiętania zadłużał swój kraj, sam miło spędzając czas na bunga-bunga, grze w golfa lub w inny przyjemny sport? Co by się działo wtedy?
Ano wtedy bez opamiętania sięgnięto by do kieszeni podatników, aby naprawić błędy nieudolnego prezesa (premiera). Odbywałyby się szczyty europejskie, szczyty światowe, a FED do spółki z EBC obradowałyby w permanencji. I płynęłaby pomoc.
Co pisałyby wtedy media? Potrzebna kolejna transza pomocy! 100 miliardów dolarów to mało. Itd.
A cóż by się działo z nieudolnym prezesem (premierem?) Nic. Dalej by się zabawiał w bunga-bunga , grał w golfa (lub inną, równie przyjemną grę.) I wypłaciłby sobie ze 100 (a może 160, jak zarząd AIG w 2009 roku) milinów dolarów premii. Przecież nikt nie może odmówić prawa do drobnej premii ciężko (choć nieudolnie) pracującemu człowiekowi.
Wracając do człowieka („desperata”), który w wieku 49 lat już nie miał szans na znalezienie pracy i dokonał samopodpalenia. Co powiemy? Nic. Za dwa dni zapomnimy. Za dużo mamy problemów z Grecją, Włochami, Bank od America i rosnącym zadłużeniem własnego kraju, żeby pamiętać o jednostkach.