W zeszłym tygodniu media obiegły informacje o czystkach, jakich w ambasadach zamierza dokonać minister spraw zagranicznych. Nie wiem ilu ambasadorów ostatecznie wróci do kraju. Jedno jest pewne – na stanowisku przy Unii Europejskiej szykuje się wakat.
Aktualny ambasador, Stały Przedstawiciel Rzeczypospolitej Polskiej przy UE, Jan Tombiński pojawił się w Brukseli po długich bólach porodowych. Jego poprzednik, Marek Grela, człowiek niesamowicie zasłużony dla wejścia Polski do UE, złożył rezygnację na ręce minister Fotygi. Następcy szukano przez pół roku. Oznacza to, że tak długo nie mieliśmy przy UE stałego przedstawiciela. Do tej sytuacji przysłużył się ówczesny prezydent, który za wszelką cenę chciał znaleźć kogoś "swojego".
Tym razem tak być nie musi. Naturalnym kandydatem jest Mikołaj Dowgielewicz, który ma kompetencje i na tyle na ile mógł, sprawnie przeprowadził polską prezydencję. W kraju będzie się kisił i pozostając tam na dłużej ryzykuje kurs kolizyjny ze swoim szefem Radosławem Sikorskim. Wśród kandydatów wymienia się też nazwisko Pawła Świebody, który w 2006 roku odszedł z MSZ, gdy okazało się, że nie ma dla niego żadnej sensownej pracy.
Kończy się okres ochronny dla Polski. Przez 2-3 miesiące będziemy spijać resztki zaszczytów z prezydencji, a potem zacznie się proza. Proza usłana pomysłami i koncepcjami, no bo ktoś przecież pamięta wypowiedzi premiera i ministra spraw zagranicznych z czasów prezydencji…
