Martynka Martynka
3094
BLOG

"NIKT NIE CHCE ROZCZAROWAĆ PREZYDENTA"

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 46

 

 

Od kilku dni na różnych portalach pojawiały się krytyczne opinie na temat najnowszego odcinka programu National Geographic „Katastrofa w przestworzach” mającego odtworzyć  przebieg katastrofy smoleńskiej. Właśnie jestem tuż po obejrzeniu dokumentu „Śmierć prezydenta”. Przyznam szczerze, że choć byłam uprzedzona i spodziewałam się takiego przedstawienia wydarzeń, to mimo wszystko jestem mocno zszokowana ilością i jakością nieprawdziwych, czy też zmanipulowanych informacji, jakie się w nim pojawiły. Nie wiem dlaczego autorzy programu postanowili tak zdecydowanie zagrać w orkiestrze Anodiny i Putina.

Już na wstępie ze zdumieniem usłyszałam, że tuż po 10 kwietnia równorzędną hipotezą badaną przez zespoły ekspertów była hipoteza zamachu. Każdy, kto śledził przekazy medialne w tamtych dniach wie doskonale, że hipoteza zamachu, czy w ogóle samo słowo zamach, była od pierwszych godzin mocno ocenzurowana, a każdy, kto podnosił taką ewentualność był od razu stygmatyzowany. Autorzy programu zaprezentowali zupełnie oderwaną od rzeczywistości wersję, twierdząc, jakoby śledczy, czy też komisje techniczne, od pierwszych chwil skupili się przede wszystkim na badaniu wersji zamachu, a dopiero po wnikliwych analizach doszli do wniosku, że należy ją odrzucić. Żaden z wypowiadających nie zająknął się nawet o tym, że nie przeprowadzono badań na obecność materiałów wybuchowych, nie zbadano wraku dokonując jego rekonstrukcji, co pozwalałoby w sposób jednoznaczny odrzucić udział osób trzecich. Nie poddano analizom też słynnej pancernej brzozy. Próżno tez było czekać na obrazy pokazujące niszczenie wraku przez rosyjskich funkcjonariuszy, czy też bezładnie zrzucone na płytę lotniska szczątki maszyny. Najwyraźniej nie pasowało to do przyjętego scenariusza, albo też autorzy programu nie zagłębili się wystarczająco w temat, którym się zajęli. Można było za to zobaczyć zupełnie abstrakcyjne sceny, pokazujące doskonałą współpracę polskich i rosyjskich biegłych na miejscu katastrofy tuż po jej zaistnieniu, co jak wiadomo jest czystą fikcją. W pierwszych godzinach po katastrofie na miejscu zdarzenia operowali wyłącznie rosyjscy funkcjonariusze, a polscy śledczy dotarli na miejsce późnym wieczorem i jak już wiemy z relacji pułkownika Rzepy nie mieli nawet możliwości obejścia całego miejsca, nie mówiąc już o jakichkolwiek badaniach, czy oględzinach. Biegli wchodzący później w skład komisji Millera nie wykonali nawet rzetelnych oględzin tuż po zdarzeniu, gdyż Rosjanie od razu rozpoczęli operację „sprzątania” miejsca katastrofy. Wjechał ciężki sprzęt, a budowa drogi ruszyła pełną parą. Na filmie NG tego nie zobaczymy, za to obejrzymy zafrasowaną minę rosyjskich śledczych, którzy od początki poważnie rozważali kwestię zamachu. Szkoda tylko, ze twórcy programu nie zapoznali się z dokumentem, jaki sporządzono w nocy z 10 na 11 kwietnia, w którym to polscy i rosyjscy śledczy w ogóle nie brali pod uwagę hipotezy udziału osób trzecich i ją odrzucili już w pierwszych godzinach.

W programie zaprezentowała się cała plejada różnych postaci, które przekonywały, że winni byli polscy piloci i oczywiście polski prezydent, którego „ nikt nie chciał rozczarować”. Wystąpił rosyjski kontroler, który powtórzył kłamstwo MAK, że samolot był cywilny, choć zostało  dowiedzione, że jest to nieprawda. Wypowiadał się także jeden z ratowników, który miał być na miejscu katastrofy kilka minut po zdarzeniu, choć jak wiadomo nawet z raportu MAK,  pierwsza karateka, sztuk jeden, przyjechała dopiero po 17 minutach.  Prawdziwość jego relacji staje pod dużym znakiem zapytania także z innego powodu. Ratownik stwierdził, iż żadne z ciał nie było w całości,zaś na miejscu zastał same szczątki, co stoi w sprzeczności z relacjami rodzin i osób biorących udział w identyfikacjach w Moskwie. Według nich wiele ciał zachowało się w całości i było w pełni rozpoznawalnych.  Pojawiła się też informacja, że na miejscu katastrofy wszędzie znajdowały się zwęglone szczątki maszyny, co znowu każe zapytać, czy aby świadków nie poniosła fantazja, gdyż według oficjalnych raportów pożar był incydentalny i udało się go ugasić już po kilkunastu minutach, a szczątki samolotu nie nosiły jego sladów. Podkoloryzowane relacje o koszmarnej mgle, w której nie można było dojrzeć własnej dłoni sa również niepokojące i stawiają wiele znaków zapytania o rzetelność świadków.

NG pokazał też przejmujące obrazy z poszukiwań rejestratorów lotu, o przeczesywaniu miejsca zdarzenia, a chyba tylko przez nieuwagę twórcy zapomnieli wspomnieć o zaginionym na wieki wieków rejestratorze K 3-63, który znajdował się centropłacie. W odczytach z rejestratora ATM również nie dostrzegli kilkunastu awarii, które wystąpiły przed uderzeniem w ziemię, ale kto by się zajmował jakimiś szczegółami, kiedy oficjalny raport był firmowany autorytetem Putina, największego demokraty, który brzydzi się przemocą. A zatem samolot był sprawny, tylko ta mgła, brzoza i niedouczeni piloci.

Filmowej interpretacji doczekały się także rosyjskie kłamstwa na temat nacisków ze strony prezydenta i generała Błasika, a już zdanie „nikt nie chciał rozczarować prezydenta” zasługuje na jakieś putinowskie odznaczenie. Trzeba przyznać, że ordynarnie, grubo ciosane to sceny i dialogi.

Zawsze programy NG oglądałam z zainteresowaniem, podziwiałam dociekliwość twórców, stawianie wielu pytań. W przypadku katastrofy smoleńskiej wszystkie pytania zredukowano do minimum, a wątpliwości wygładzono. Jak bowiem można było pokazać przejmującą scenę z kokpitu bez zadania cisnących się na usta pytań, kiedy polska załoga podejmuje decyzję o odejściu ze 100 metrów, realizuje ją, ale z jakichś nieznanych przyczyn nie może jej wykonać? Dlaczego twórcy nie poszli dalej i nie drążyli tego tematu? Przecież opierali się ponoć na oficjalnych raportach, a w raporcie komisji Millera napisano, że nie jest znana przyczyna zejścia poniżej 100 metrów. Piloci byli samobójcami?

Jeżeli twórcy „Śmierci prezydenta” nie chcieli  odwoływać się do prac Zespołu Parlamentarnego, który, co warto podkreślić nie jest prywatną organizacją, ale ciałem polskiego parlamentu,  mogli chociaż wspomnieć o pracach polskiej prokuratury wojskowej i wątpliwościach polskich śledczych. To polska prokuratura nie uznała wyników prac komisji Millera za wystarczające i zleciła badania wraku, które przyniosły zaskakujące wyniki: ślady trotylu. To polscy prokuratorzy zdecydowali się zbadać brzozę, wprawdzie po 2,5 roku, ale lepiej późno niż wcale. Wreszcie to polska prokuratura zwróciła się do producenta TAWS i FMS o uszczegółowienie ekspertyz, gdyż te, którymi posługiwała się komisja Millera uznała za niepełne  i nie dające odpowiedzi na wszystkie pytania. To nie spiskowa teoria, ale twarde fakty. Dlaczego NG ograniczyła się tylko do bardzo uładzonej, zakłamanej do bólu wersji MAK? Czy tak trudno było przejrzeć choćby komunikaty na stronie NPW?

Polscy piloci zostali po raz kolejny oskarżeni o spowodowanie katastrofy, pokazano ich niekompetencję i konformizm. O pułkowniku Krasnokutskim i  jego słowach„sprowadzamy do 100 m i bez gadania” widz się nie dowiedział. Podobnie, jak nie usłyszał o konsultacjach smoleńskiej wieży z „Logiką”, czy z tajemniczym „towarzyszem generałem”,  a szkoda, bo tego wymagała rzetelność dokumentalisty.

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka