Martynka Martynka
3917
BLOG

"ŻEBY OCALIĆ TWOJE ŻYCIE"

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 64

 

Katastrofa smoleńska  nie jest, jakby chciały niektóre środowiska, sprawą zakończoną, ani tym bardziej wyjaśnioną. Świadczy o tym nie tylko subiektywne przekonanie jakiegoś polityka, czy naukowca, ale także wciąż toczące się śledztwo NPW i WPO, w trakcie którego postanowiono zweryfikować dane zawarte w raporcie Millera, w efekcie czego po raz pierwszy od czasu katastrofy, po ponad 2 latach, zbadano wrak pod kątem obecności materiałów wybuchowych.

Jakież musiało być zdziwienie, a może nawet szok, kiedy urządzenia służące do wykrywania materiałów wybuchowych wykazały obecność nie tylko trotylu, ale także innych, niezwykle silnych materiałów, jak heksogen (HMX) i oktogen(RDX). Niezwykle ważną informacją, którą przekazał ostatnio Cezary Gmyz na łamach „Do Rzeczy” jest także fakt odkrycia tzw. materiału inicjującego para mononitrotoulenu (p – MNT).

Biegu historii, który właśnie nabiera tempa, nie zmienią żadne nowo powstające komisje pana Laska do spraw tłumaczenia Polakom z „polskiego na nasze” tez skompromitowanego raportu Millera, ani nawet dekrety samego prezydenta. Nikt zdrowo myślący, kto ma jakąkolwiek wiedzę o otaczającym go świecie, nie będzie bronił  tezy, że 19 metrowe skrzydło, mające za zadanie utrzymywać połowę ciężaru 100 tonowego samolotu w powietrzu, zarówno w warunkach idealnej pogody, jak i w czasie burz, czy silnych turbulencji, zostało przecięte i całkowicie zniszczone przez jedno drzewo, które, co ważne, nie miało właściwości dębu.

Podobnie rzecz się ma ze sposobem rozczłonkowania całej konstrukcji płatowca, która zachowała się jak rozsadzona od wewnątrz puszka. Przykładów podobnego zachowania się konstrukcji samolotu w kontakcie z miękkim podłożem, przy upadku ze stosunkowo niedużej wysokości i przy prędkości zaledwie 270 km/h, trudno szukać w historii wypadków lotniczych. O innym, niż podają oficjalne państwowe raporty, przebiegu wypadków, świadczą nie tylko tysiące odłamków, na które rozpadł się samolot, czy też sposób wywinięcia blach kadłuba (na zewnątrz),  ale też efekt „wydmuchania” wnętrza, czy wyrwania foteli z szyn mocujących. Również sposób ułożenia szczątków samolotu wskazuje jednoznacznie na eksplozję, jako przyczynę katastrofy. Na ten aspekt zwrócił uwagę profesor Chris Cieszewski, współpracujący z ZP,w periodyku naukowym Mathematical and Computational Forestry & Natural-Resource Sciences: 

„[…] obraz ukazuje wyraźny wzorzec szczątków z mniejszymi w środku i większymi na obrzeżach terenu katastrofy, co nie jest zgodne z opisami wzorca zniszczeń struktur cieńkościennych (Abramowicz 2003 and 2004; Hanssen et al. 2000; and White et al. 1999) i co wskazuje na to, że musiały istnieć siły działające na boki, które rozrzuciły te części z dala od epicentrum.

Sugeruje to, że zniszczenie spowodowane było siłami działającymi na boki, które zgodnie z prawem Stokesa rozrzucały najcięższe części najdalej”.

Można by rzec, mówiąc kolokwialnie, że wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na wybuch, jako przyczynę katastrofy. Wydaje się, że świadomość tego, co się naprawdę wydarzyło w Smoleńsku istnieje także wśród samych prokuratorów, prowadzących śledztwo smoleńskie. Co więcej, można postawić tezę, że ta świadomość towarzyszyła im już od pierwszych dni po 10 kwietnia, choć kolejne komunikaty, pełne paniki, strachu, a także zadziwiającej słownej ekwilibrystyki, zdawały się pokazywać coś innego. W najnowszym numerze „Sieci” zamieszczono wywiad z Antonim Krauze reżyserem filmu „Smoleńsk”, który w moim odczuciu ma szansę stać się prawdziwym hitem kinowym roku 2014. Jestem przekonana, iż sale kinowe będą pękać w szwach, bo ludzie są ciekawi i głodni prawdy, gdyż ta w wykonaniu pana Millera, Tuska i Laska do nich nie przemówiła i to nie dlatego, że była podana technicznym, niezrozumiałym dla ogółu językiem.

Reżyser „Smoleńska” przywołał niezwykle ciekawą rozmowę, jaką odbył kilka miesięcy temu z porucznikiem Arturem Wosztylem, pilotem Jaka 40 , który wylądował 10 kwietnia 2010 roku półtorej godziny przed TU 154 M. Choć zaznaczył, iż załoga Jaka przez pół roku bała się z nim rozmawiać:

„Rozmawiałem też z mechanikiem pokładowym, śp. Remigiuszem Musiem. Sprawiał wrażenie odważnego człowieka. Mówił bez oporów. Co do jego śmierci, to przypomniałem sobie rozmowę z por. Wosztylem. Kiedy zeznawał, prokurator nagle mu wyznał, że powinien go zamknąć.

Ale dlaczego?”  - spytał zdziwiony Wosztyl.

Żeby ocalić Twoje życie” – odpowiedział prokurator”.

Czy rzeczywiście pilot Jaka 40 usłyszał takie słowa od prokuratora? Myślę, że tak, gdyż nie znajduję powodu, dla którego miałby je wymyślić. Dla porucznika Wosztyla musiało to być niezwykle silne przeżycie, jedno z tych, którego wspomnienie towarzyszy nam do końca życia.

Czy bycie świadkiem zwykłego, lotniczego wypadku, o którego spowodowanie zostali oskarżenie piloci, może samo z siebie stanowić zagrożenie dla życia?

A przecież taki jest sens słów prokuratora o aresztowaniu głównego świadka, w celu jego ochrony.

W kontekście tajemniczej śmierci śp. Remigiusza Musia, technika Jaka 40,  przywołane  wyżej słowa nabierają szczególnego wymiaru. 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka