master cv master cv
571
BLOG

Sudeckie abecadło (P)

master cv master cv Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Ja wiem, że już pisałem (http://tvscream.salon24.pl/231140,miejsca-18) i nie powinienem się powtarzać, ale rejon Przełęczy Puchaczówka (848 m n.p.m.) w Masywie Śnieżnika jest dla mnie miejscem, którego nie może zabraknąć w tym cyklu. Łatwo dostępne, wyremontowaną i poszerzoną ostatnio szosą Bystrzyca Kłodzka - Stronie Śląskie, z przytulonym do południowych zboczy ośrodkiem narciarskim Sienna - Czarna Góra, mimo sporej popularności zachowało jednak urok. Turysta, zwłaszcza zmotoryzowany zwykle lokalizuje przełęcz tam, gdzie grzbiet przekracza wspomniana wyżej szosa, gdzie zresztą znajduje się leśny, dość oblegany w pogodne weekendy parking, wiata i węzeł szlaków. Pozostańmy na razie i my w tym mniemaniu, wysiadając na wspomnianym parkingu i zastanawiając się gdzie by tu swoje przytaszczone z  miasta cztery litery ruszyć. Zachęca przede wszystkim ścieżka na oddalony o ok. 6 kilometrów Śnieżnik, która jeżeli niekoniecznie chcemy zaliczyć Czarną Górę jest dość wygodna i prowadzi trawersem jej wschodnich zboczy. Dla miłośników zwiększonego wysiłku - krótki szlak na Czarną Górę oferuje możliwość pokonania na nieco ponad kilometrowym odcinku ok. 350 metrów przewyższenia, całkiem sporo jak na polskie warunki, a nawet pominąwszy wieżę widokową na szczycie spoczynek na trawach południowego zbocza pozwala "zawisnąć" nad dolinami, w tym położonym znacznie niżej stożkiem Iglicznej i nie tak znowu wiele poniżej rozlazłego stąd Śnieżnika.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Śnieżnik - widok spod szczytu Czarnej Góry

95 % turystów zachęconych powyższymi możliwościami wybiera zatem tę południową stronę Puchaczówki, zapominając o dwóch wyrastających z niej na północ ramionach Masywu Śnieżnika rozdzielonych głęboką doliną Konradowskiego Potoku doskonale widoczną z punktu widokowego przy wspomnianej wyżej wiacie. I właśnie na przekór większości przypominającej nieco owce z pobliskiej bacówki na ową północ proponuję się udać. Szlak żółty zaczynający się "na Puchaczówce" właśnie prowadzi aż prawie na same dno dalekiej stąd Kotliny Kłodzkiej w Żelaźnie. Idziemy nim kawałek w stronę Bystrzycy, by za świerkowym laskiem po prawej odbić traktem bez znaków, w dół przez łąki. Polna droga prowadzi łagodnie szerokim tu grzbietem Krowiarek między wyspami Czarnej Góry (w tyle) i Suchonia (po lewej), po prawej odsłaniają się widoki na Góry Złote z Jawornikiem Wielkim i Borówkową. Na spłaszczeniu pod Suchoniem z powrotem dołączają znaki żółte, które nieco drogi i przewyższenia nadłożyły, które wzdłuż brzeziniaka prowadzą wprost na północ ku odsłaniającym się za lasem zabudowaniom wsi Marcinków.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jesienny pejzaż Masywu Śnieżnika z okolic Marcinkowa (Śnieżnik w chmurach)

Marcinków prawie nie istnieje, przez większość roku jest odcięty od świata, a łatwiej doń dojechać gruntową drogą grzbietem Krowiarek od Puchaczówki niż kiepawą jezdnią od Idzikowa przez Kamienną. Leżący niemal na samym czubku pasma Krowiarek Marcinków o dziwo istniał już w 1 połowie XIV stulecia jako wieś górnicza, związana z wydobyciem srebra i ołowiu. Galenę wydobywano tu jeszcze w XV i XVI wieku, a pod koniec tego ostatniego stulecia wzniesiono w Marcinkowie nawet kościół. Wojna trzydziestoletnia dotarła i tu, wysoko pod samo kłodzkie niebo, wyludniając osadę. Podniosła się ona jednak i już na początku XVIII wieku odbudowano kościół, podjęto również na nowo prace górnicze, przerwane jednak ostatecznie po kilkunastu latach. Kościół św. Marcina jest dziś zarośniętą ruiną, na wiosnę zielone liście zaglądają do prezbiterium, czuwając nad grobami na przyległym cmentarzu. Stając na polnym rozdrożu nad wsią po lewej i po prawej mamy ruiny, przed nami zaś kopulaste łagodne wzniesienie z wianuszkiem małych drzewek na szczycie. To Skowronia Góra, absolutne "must visit" Masywu Śnieżnika, z której wspaniałą panoramę opisywałem już w linkowanym powyżej wpisie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Marcinków wiosną

Ze szczytu wracamy na rozdroże i ścieżką w nasze obecne lewo, którą łatwo zgubić schodzimy wśród resztek starych zabudowań do Rogóżki (przy zejściu z właściwej ścieżki należy kierować się w dół na krechę ku bocznej dolince, trzeba również uważać na bydło, które dość swobodnie sobie po łąkach hasa). Rogóżka to kolejna umierająca wieś z historią. W ogóle szlak, który przemierzamy powinien nazywać się szlakiem zagubionych wsi - takie sudeckie Bieszczady okolic Łopiennika. Pytanie do kiedy, bo zakusy inwestycyjne w Sudetach docierają coraz dalej i szerzej (z tego co się orientuję, jedynie kryzys uratował Rogóżkę przed kupnem przez p. Kulczykową). Rogóżka powstała mniej więcej w tym samym okresie co Marcinków i była następnie związana z eksploatacją wapienia. Stare piece wapienne znajdziemy tuż przy szosie w dolinie Konradowskiego Potoku, a spacer szosą w górę doliny doprowadzi nas do pozostałego po dawnej kaplicy barokowego krzyża i stóp potężnego, opuszczonego  ostatecznie pod koniec XX wieku wyrobiska wapieni. W 1885 roku podczas wydobycia kamienia odkryto w ścianie jaskinię, której łączna długość wynosiła ok. 350 metrów, a zatem sporo jak na sudeckie możliwości i która szybko stała się popularna wśród turystów i lądeckich kuracjuszy, co sprawiło że Rogóżka rozwinęła się jako wieś letniskowa. Jaskinia, której stan wskutek popularności ulegał stopniowej degradacji została zniszczona po II wojnie światowej, w latach 60-tych podczas intensywnego wydobycia złoża. Nic jednak w przyrodzie nie ginie i w roku 1985 w wyrobisku miejscowi grotołazi odkryli ponad 40 metrów ponad dnem doliny kolejną jaskinię posiadającą szatę naciekową, zwaną jaskinią na Ścianie. Obecnie znana długość jej korytarzy to ok. 250 metrów, przy czym jaskinia jest niedostępna dla zwiedzających. Może i dobrze.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dawny kamieniołom wapienia w Rogóżce

Od wyrobiska zajmującego niemal cały stok Wapniska pobielona wapiennym pyłem boczna, szeroka droga prowadzi boczną doliną między Wapniskiem i Wilczyńcem. Z łąk, na których znów napotykamy kamienne ślady po dawnych mieszkańcach ładnie widać w tyle Skowronią Górę. Na grzbiecie napotykamy szlaki zielony i czerwony - to te same, które dochodzą aż do parkingu na Puchaczówce. Wędrujemy z nimi w prawo. Odcinek przez stok Wilczyńca jest mniej ciekawy, choć z przecinek widać miejscami czapę Śnieżnika. Za Wilczyńcem wychodzimy jednak na malownicze łąki szczytowe Pasiecznika, z których ładnie widać z jednej strony Góry Złote, z drugiej Śnieżnik ze Żmijowcem, wreszcie wyniosłą Czarną Górę. Za laskiem dochodzimy do bacówki, w której można posilić się oscypkiem i żętycą. Przed nami widnieje właściwa przełęcz Puchaczówka z białą kapliczką i wyrównanym placykiem przy zakolu szosy. W dawnych czasach znajdował się tu posterunek strażniczy, stąd przełęcz nazywano Pogonną. O samej pękatej kapliczce z 2 połowy XVIII wieku krążą ciekawe opowieści związane z nietypowym żołnierzem z kłodzkiego garnizonu, który nie posiadał pruskiego hartu ducha i został ukarany śmiercią za dezercję. Od kapliczki jeszcze ostatnie podejście do górnego parkingu by zamknąć opisaną tu pętelkę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W bacówce na Pasieczniku

P.S. Co do następnej tajemniczej literki "Q" jak quality czekam na propozycje....
 

master cv
O mnie master cv

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości