oburzonko Robercika
oburzonko Robercika
francesco francesco
315
BLOG

Rewolucja w imię systemu

francesco francesco Polityka Obserwuj notkę 0

Postanowiłem wyjątkowo miejsca na moim blogu użyczyć Dawidowi, który popełnił bardzo dobry tekst o pompowaniu warszawskiego "oburzonka". Artykuł ukazał się 25 października w "GPC"

 

Dziw nad dziwy! Gazeta Wyborcza na czele rewolucji. Koniec z systemem, koniec z liberalizmem,

niosą na sztandarach kolejne zastępy dzielnych dziennikarzy tego nonkonformistycznego medium.

Liceum multi-kulturowe imienia Jacka Kuronia (czesne- 800 złotych), wyrusza na barykady, by walczyć

o pracujący proletariat i palić zgniły kapitalizm. Całe to tałatajstwo zwartym szeregiem sunie przez

Warszawę, nucąc pod nosem „Wyklęty powstań, ludu ziemi, Powstańcie, których dręczy głód!”.

Warszawa jak Łódź w 1905. Tylko gdzie ci kozacy, co rozpędzić chcą naszych rewolucjonistów?

 

Czemu w ogóle zajmować się marszem 200 dzieciaków, których natchnęła potrzeba manifestacji,

choć jak sami przyznają, nie wiedzą do końca czemu i przeciw komu? Najciekawsza nie jest sama

demonstracja licealistów, ale reakcja prorządowych mediów - to w jakim stopniu ta nic nie

znacząca inicjatywa została rozdmuchana. Widać to tym bardziej, gdy porówna się ile programów

telewizyjnych i radiowych poświęcono tej demonstrującej grupce, a jak starannie pomija się

informacje na temat odbywających się co miesiąc kilkutysięcznych protestów przeciw rządowi,

jakimi są marsze w kolejne miesięcznice katastrofy smoleńskiej. Promocja „marszu oburzonych” z

ekskluzywnej, prywatnej warszawskiej szkoły ujawnia strategię, dzięki której usiłuje się kanalizować

negatywne emocje związane z pogarszająca się stanem instytucji państwowych, oraz zbliżającym się

kryzysem gospodarczym.

 

Już sam fakt utożsamienia „ruchu oburzonych” z różnych części świata i próba stworzenia z niego

spójnego monolitu jest absurdalny. Nie da się postawić znaku równości między okupacją Wall

Street, a włoskimi demonstracjami. Nasz ruch „oburzonych” dzieciaków jest analogiczny do działań

w Nowym Jorku i, być może, w Hiszpanii, zupełnie zaś odmienny od napięć, których wyrazem są

kolejne protesty na ulicach miast Włoch czy Francji. Kryterium różnicujące jest bardzo proste. Czy dla

manifestujących istnieje gradacja w obrębie partii mainstreamu politycznego? Czy na pytanie, która

partia jest groźniejsza, bardziej niebezpieczna, są w stanie wskazać którąś z nich? Jeśli odpowiedź

jest twierdząca, wtedy możliwym jest kanalizowanie emocji stojących za protestem przez jedną

z partii, uczynienie z nich broni wymierzonej w przeciwnika politycznego. Zwróćmy uwagę jak

błyskotliwie protest na Wall Street rozgrywa prezydent Obama, sugerując stworzenie na bazie tychże

manifestacji swoją wersję Tea Party. Inaczej sprawa ma się z Paryżem czy Rzymem. Tam pojawia się

realny „proletariat”. By to zrozumieć, wystarczy się odwołać do pism największego z rewolucyjnych

myślicieli, czyli samego Karola Marksa (z jego wczesnych dzieł). Proletariusz dla Marksa był istotą do

tego stopnia wykluczoną, tak ekonomicznie, jak i kulturowo, że tracił właściwie swoją istotę. Istniejąc

absolutnie poza systemem politycznym, był w stanie kontestować go w sposób pełny. Jak zauważa

Marks (a można uznać, że w tej sprawie, znał się na rzeczy), tylko wówczas żadne działania którejś z

systemowych partii, żadne jej zabiegi i ustępstwa, nie pozwolą skanalizować negatywnych emocji. I

rolę „proletariusza” przyjęli dziś potomkowie emigrantów, wykluczeni kulturowo i społecznie, oraz

mieszkająca wraz z nimi na przedmieściach biała biedota. Stąd radykalizm włoskich i francuskich

protestów. Dla protestujących tam nie ma różnicy miedzy systemową prawicą a systemową lewicą.

Wrogiem jest cały establishment polityczny.

 

Oczywiście ma się to nijak do polskiej wersji „oburzonych”. Uczestnicy protestu mogą wykrzykiwać

różne hasła i stroić się w szatki radykalności, ale, gdy tylko przyjdzie co do czego, dzielnie staną do

walki ramię w ramię z Platformą (bądź którąś z jej koalicyjnych przystawek) przeciw mrocznemu

PiSowi. Dobrze wiedzą, która ze stron dzisiejszej politycznej polaryzacji Polski jest „mniejszym złem”,

 

„Gazeta Wyborcza”, pismo establishmentu, angażuje się z cała mocą w tego typu akcje, bo

ma pełną świadomość, że w ten sposób popiera system (w którym posiada uprzywilejowana

pozycję), kanalizuje negatywne względem niego emocje i petryfikuje aktualny status quo. GW

sławiąc „oburzonych” nie ryzykuje żadnego konfliktu z dzisiejszą, dominującą polityczną frakcją.

Raczej usiłuje zneutralizować to, co faktycznie może się wydarzyć. Platforma dobrze wie, ile warte

są tego typu formy „protestu” i że są dla niej opłacalne. Dzięki mediom takim jak TVN, stwarzana

jest iluzja radykalnego sprzeciwu i chęci przemiany. Tymczasem jest to sprowadzenie poważnych

problemów i konfliktów do groteskowych, kontrolowanych i koncesjonowanych form protestu.

Ruch oburzonych nie jest niczym więcej niż, de facto, kolejna odsłoną wsparcia dla Platformy

Obywatelskiej. Platformy, która będzie mogła, jako „światła” i „europejska” partia, nachylić z

czułością i zafrasowaniem głowę nad postulatami, których „reakcyjny” przecież PiS nie jest w stanie

zrealizować. Choć zapewne znaczna część pożytecznych idiotów z tego marszu (w przeciwieństwie

do „dziennikarzy” z GW) nie jest w stanie tego zrozumieć.

 

Dawid Wildstein

 

francesco
O mnie francesco

Jestem świadomym Polakiem, Europejczykiem i obywatelem tego świata. Możesz mnie też nazwać czujnym recenzentem rzeczywistości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka